O programach telewizyjnych typu "Big Brother"
4 marca rozpoczęła się w Polsce emisja programu "Big Brother. Wielki Brat". Przygotowania do podobnego przedsięwzięcia podjęła kolejna polska komercyjna stacja telewizyjna. Oglądalność "Wielkiego Brata" - mimo pojawiających się licznie w środkach przekazu negatywnych opinii - jest podobno bardzo wysoka. Niektórzy zadają sobie pytanie: "Czy realizowanie i oglądanie tego typu programów jest moralnie obojętne?".
Czym właściwie jest program typu "Big Brother"? Niewątpliwie jeszcze jednym serialem emitowanym codziennie w godzinach najlepszej oglądalności. Jest scenariusz, są odcinki, toczy się akcja. Bohaterowie przeżywają radości i smutki, odnoszą sukcesy i ponoszą porażki. "Wielki Brat" jest także czymś więcej. Przede wszystkim występują w nim nie zawodowi aktorzy, lecz "naturszczycy". Tym łatwiej widzom z nimi się utożsamiać. Program zawiera w sobie elementy teleturnieju, a nawet gry odbywającej się przed kamerami. Można w nim znaleźć także fragmenty talk-show. Co jakiś czas pojawia się konferansjer, publiczność w studiu, rozmowy na żywo. Nie brak kolejnego modnego wynalazku telewizyjnego - audiotele, czyli wyrażania opinii telewidzów za pomocą telefonów. Można więc powiedzieć, że jest to "interaktywny serial, grany przez tak zwanych zwykłych ludzi". Tego typu połączenie kilku najpopularniejszych telewizyjnych pomysłów na wysoką oglądalność nazwano "reality show".
Nazwa wprowadza w błąd. Sugeruje, że odbiorca siedzący przed telewizorem "podgląda" prawdziwe życie. To nieprawda. Świata, w którym egzystują bohaterowie programów typu "Big Brother" nie ma w rzeczywistości. Jest fikcją, wymyśloną przez scenarzystów i zrealizowaną przy użyciu nowoczesnej techniki. Przeżycia uczestników programu nie powinny się więc niczym różnić od przeżyć bohaterów "Klanu", "Złotopolskich", "Plebanii", "Na dobre i na złe" itp. Różnią się jednak. W wymienionych serialach występują aktorzy, którzy po zakończeniu zdjęć na planie idą do domu, zachowując własną sferę prywatności. Uczestnicy "Wielkiego Brata" nie są zawodowymi aktorami, nie mają również możliwości, by choć na chwilę znaleźć się poza planem, a przede wszystkim prawie wcale nie znają scenariusza. Nie wiedzą, w jakiej scenie i jaką rolę za parę minut będą musieli zagrać. Przypominają zwierzęta, na których ciekawscy przeprowadzają niemające nic wspólnego z prawdziwą pracą naukową eksperymenty. Wszystko odbywa się na zasadzie: "Zobaczmy, co się stanie, gdy powyrywamy muszce wszystkie nóżki".
Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że uczestnicy programów typu "Big Brother" są więźniami. Co prawda sami zgadzają się na ograniczenie swej wolności i zgodnie z regułami w każdej chwili mogą opuścić "dom Wielkiego Brata", jednak faktycznie są zniewoleni, ponieważ o ich losie praktycznie we wszystkich kwestiach decydują inni. Znaleźli się w wymyślnym systemie nagród i kar, którego zasad nie znają. Realizatorzy, udający nieistniejącego Wielkiego Brata, wydają im polecenia, według niesprecyzowanych reguł uznają je za wykonane lub nie, limitują żywność, wyznaczają, kiedy będzie ciepła woda pod prysznicem itp. Dążą do całkowitego zawładnięcia zamkniętymi i odizolowanymi ludźmi. Kontrolują każdy ich ruch i słowo. Zmuszają do bardzo osobistych wyznań. Nakłaniają do składania donosów na pozostałych uczestników programu, zmierzających do wyeliminowania ich z grupy. Zmuszają do "podlizywania się" realizatorom i widzom. Manipulują nimi. Zniewolenie wyraża się również w tym, że o dalszym pozostawaniu uczestników programu w "domu Wielkiego Brata" decydują telewidzowie. Pod tym względem są oni całkowicie zależni od ich zupełnie niewymiernej sympatii lub antypatii.
Opublikowany w ubiegłym roku dokument Papieskiej Rady Środków Społecznego Przekazu zatytułowany "Etyka w środkach przekazu" stwierdza, że z posługiwania się mass mediami mogą wynikać dobre lub złe efekty. Decydują o tym ludzie. Podstawowych z etycznego punktu widzenia wyborów dokonują nie tylko odbierający przekaz - widzowie, słuchacze i czytelnicy - ale przede wszystkim ci, którzy kontrolują środki społecznego przekazu i określają ich struktury, politykę oraz emitowane treści. Zdaniem autorów dokumentu, "przed nimi staje szczególnie wyraźny problem etyczny: czy środki społecznego przekazu są wykorzystywane w celu czynienia dobra lub zła?". Co przynoszą takie programy jak "Big Brother"? Czy wynika z nich dobro, czy zło? W jakim celu są realizowane? Wiele wskazuje na to, że jedynym powodem, dla którego realizowane są tak zwane reality shows, jest zwiększenie zysków emitujących je stacji telewizyjnych. Wymyślono je pod kątem nie społecznych, kulturalnych, edukacyjnych, czy nawet rozrywkowych pożytków widzów albo uczestników, lecz po to, aby odwołując się do najniższych ludzkich pobudek, osiągnąć wielką oglądalność, a w efekcie zdobyć więcej reklam.
Przytoczony dokument watykański podaje kilka zasad etycznych, które winny obowiązywać w mediach. Po pierwsze, dobro jednego człowieka nigdy nie może być gwałcone w imię dobra drugiego. Po drugie, osoba i wspólnota ludzka stanowią cel i kryterium posługiwania się środkami przekazu - przekaz winien odbywać się przez osoby z myślą o rozwoju integralnym innych osób. Kolejna zasada mówi, że dobra poszczególnych osób nie można urzeczywistniać niezależnie od dobra wspólnego społeczności, do których one należą. Natomiast nadawcy i osoby decyzujące o polityce przekazu medialnego winni służyć rzeczywistym potrzebom i interesom zarówno jednostek, jak i grup na wszystkich szczeblach. Kto obejrzał choć fragment emitowanego w Polsce "reality show" wie, że realizatorzy tego przedsięwzięcia nie przestrzegają żadnej z wymienionych zasad etycznych. Nie sposób wskazać dobra, które ten program mógłby przynieść, zarówno uczestnikom, jak i widzom. Nie warto go więc oglądać. Więcej nawet. Warto go nie oglądać, także po to, aby w czasie Wielkiego Postu i w okresie wielkanocnym nie ulegać pokusie podglądania innych i manipulowania nimi.
opr. mg/mg