Chińczycy nie wiedzą o Polsce praktycznie nic - tegoroczne targi Expo są szansą, aby to zmienić
Polski pawilon w Szanghaju wygląda jak pozginana kartka papieru z wyciętymi wzorami. Podświetlany jest na różne kolory. Autor zdjęcia: Roman Koszowski
Chińczycy o Polsce nic nie wiedzą. Jesteśmy — a wynika to z badań — takimi Rosjanami, tylko że biedniejszymi. Jakieś znane polskie nazwisko? Żadnego. Naiwnie wierzymy, że przedmiotem kultu w Chinach jest Chopin. Nie jest, nawet on nas nie ratuje. Całe szczęście, że to właśnie w Chinach w tym roku odbyło się Expo.
Expo to skrót od angielskiego słowa exposition, czyli „wystawa”. Co kilka lat, w różnych częściach świata, organizowane są międzynarodowe targi, na których poszczególne kraje prezentują swoje możliwości. Niektórzy pokazują potencjał turystyczny, inni technologiczny. Jedni stawiają na wiedzę, inni na barwną historię, folklor albo nowoczesną gospodarkę. A wszystkim chodzi o to samo; żeby się wyróżnić, żeby się zaprezentować przede wszystkim gospodarzom Expo. To szczególnie istotne w tym roku. Konkurs na organizowanie Expo 2010 wygrało najbardziej międzynarodowe ze wszystkich chińskich miast — Szanghaj. Chiny przez najbliższe dziesięciolecia będą najszybciej rozwijającym się krajem świata. Gospodarka Państwa Środka rośnie od lat w zastraszającym tempie ok. 10 proc. rocznie. Warto, by w takim miejscu wiedziano o nas więcej, by wiedziano cokolwiek. Przez najbliższe lata Polsce nie zdarzy się lepsza okazja promocji w tak prężnie rozwijającym się kraju. Expo 2010 kończy się, a my możemy być zadowoleni, że okazja do zaprezentowania Polski została wykorzystana perfekcyjnie. Piękny pawilon i pozytywne hasło — „Polska się uśmiecha” zostawiły ślad.
Smok, jachty i kobiety
Polski pawilon na Expo odwiedziło przynajmniej 8 mln osób. A to znaczy, że 11—12 proc. wchodzących na Expo odwiedzało nasz pawilon. Każdą z nich witało hasło „Polska się uśmiecha”, każda z nich przez przynajmniej kilkanaście minut słyszała o Polsce, czytała o Polsce, a nawet... czuła Polskę. Polska muzyka, polska kuchnia i polska sztuka. A przede wszystkim bardzo
sprawnie podana polska historia, także ta dotycząca sukcesu gospodarczego ostatnich 20 lat. Pomogło nam coś, co jest zwykle naszą słabą stroną. Projekt i wizualizacja polskiego pawilonu zostały zrobione bardzo szybko. W efekcie chińscy organizatorzy targów wykorzystywali go do promocji całego przedsięwzięcia.
Na Expo mówiło się, że nasz pawilon jest najbardziej chiński ze wszystkich pawilonów narodowych. Coś w tym jest. Jego twórcy chcieli pokazać nie to, co nas od Chińczyków różni, ale to, co wspólnie odczuwaliśmy i z czym się borykamy. Przy zachowaniu oczywiście wszystkich skal. Sam pawilon — gigantyczna wycinanka — nawiązuje nie tylko do naszej polskiej (łowickiej) tradycji, ale także chińskiej sztuki. Motyw lasu, drzew, przemijania, ale także postępu i rozwoju pojawiał się w polskim pawilonie na każdym kroku. Przykład: przez okna wirtualnego pociągu można było podziwiać rozwijającą się gospodarczo Polskę i dowiedzieć się m.in. o tym, że jesteśmy największym producentem luksusowych jachtów na świecie, że co drugi telewizor wyprodukowany w Europie został wykonany w Polsce albo że młodzi Polacy najchętniej ze wszystkich Europejczyków podróżują. Praktycznie w identyczny sposób (znowu zachowując skale) swój rozwój gospodarczy pokazały Chiny. Inny przykład to... smok. Animowany na ogromnym ekranie smok (silnie obecny i w polskiej, i w chińskiej tradycji) opowiadał o Polsce, odpowiadał na zadawane przez dzieci pytania i uczył je „przedszkolnych” piosenek po chińsku (np. piosenki „Wlazł kotek”). Ale zanim zwiedzający znalazł się w „sali smoka”, musiał przejść obok wmontowanych w ścianę monitorów, oglądając na nich „Polskę wczoraj i dziś”. I coś, co Chińczyków najbardziej interesuje — piękne kobiety — relacje z wyborów Miss Polonia i tradycyjne ludowe tańce. Chińczycy uwielbiają tańczyć.
Historia z happy endem
W sali kinowej polskiego pawilonu na okrągło pokazywano kilkunastominutową trójwymiarową animację poświęconą historii państwa polskiego. Zwiedzający czekali w dodatkowej kolejce (najpierw musieli swoje odstać, żeby do pawilonu w ogóle wejść), żeby móc ją zobaczyć. Autorem animacji jest znany na całym świecie rysownik i reżyser Tomasz Bagiński. Jedno jest pewne. Opowiedzieć kilkanaście wieków polskiej historii w kilkanaście minut i to na dodatek komuś, kto ledwie wie, gdzie leży Polska — nie jest łatwo. Bagińskiemu to się udało. Bez kiczu i bez zbędnego nadęcia, ale też bez relatywizowania. Artysta osiągnął coś więcej. Stworzył piękną opowieść. Trójwymiarową, doskonale zrealizowaną bajkę z happy endem, czyli z Okrągłym Stołem, przemianami ustrojowymi i polskim sukcesem gospodarczym. Nawet jeżeli zwiedzający niewiele z tej bajki zapamiętają, nawet jeżeli zapomną chrzest, rozbiory i dwie wojny światowe, zapadnie im w pamięci perfekcyjne wykonanie i niebanalne podejście do naszej historii, w której okazaliśmy się zwycięzcami.
Film Bagińskiego i animowany Smok Wawelski to niejedyne multimedia. Do chińskich zwiedzających w kolejnym korytarzu naszego pawilonu mówią Polacy mający jakieś związki z Chinami. Śmieją się, żartują, opowiadają o swoich doświadczeniach. Kolejnych kilka kroków i sytuacja odwrotna. W miejscu zaaranżowanym podobnie do greckiego amfiteatru miała miejsce projekcja m.in. filmu, który w Polsce zrealizowała młoda chińska reżyserka. Ting Ting nigdy wcześniej nie była za granicą. Dostała kamerę i... kilka tygodni czasu. Efektem jej pracy jest wzruszający momentami reportaż „z Polski”. — Chciałabym przenieść Polskę bliżej Chin, by moi rodacy mogli zobaczyć te piękne krajobrazy i tych ludzi, których spotykałam — mówiła Ting Ting.
Disneyland w Szanghaju
Ludzie organizowali targowiska od zawsze. Od końca XVIII wieku na targach zaczęto jednak nie tylko sprzedawać, ale także prezentować swoje możliwości i umiejętności. Pierwsza światowa wystawa Expo odbyła się w Londynie w 1851 roku. Po wystawie, która odbyła się w 1889 r. w Paryżu pozostała wieża Eiffla. Pozostałością po Expo zorganizowanym w 1958 r. w Brukseli jest atomium, powiększony 165 miliardów razy model kryształu żelaza. Co pozostanie w Szanghaju po Expo 2010? Szang-
haj to ogromna metropolia z biznesową dzielnicą, jakich nie powstydziłyby się największe miasta na ziemi. Prawdę powiedziawszy, Szanghaj zaczyna wyprzedzać tych — dotychczas — największych. W takim miejscu naprawdę trudno o zaskoczenie. A jednak udało się. 190 pawilonów, powierzchnia prawie 6 kmkw., liczba zwiedzających przekraczająca 70 mln. To być może największa fiesta, jaką kiedykolwiek udało się zorganizować. Choć chyba lepiej pasuje tutaj określenie „największy Disneyland”.
Wino i skrzypce
Układ w zasadzie jest prosty. Gospodarze zapewniają infrastrukturę i ręce do pracy, a poszczególne kraje pokrywają koszty budowy swoich pawilonów. Każdy chce się zaprezentować od jak najlepszej strony. Niektórym to wychodzi lepiej, innym gorzej. Niezależnie od posiadanych środków. Polska na swój pawilon wydała 34 mln złotych. Dla porównania, Czesi na swój pawilon wydali 2,5 razy więcej. Pawilon czeski niczym specjalnym się nie wyróżniał. Niemiecki pawilon, choć wielokrotnie większy niż polski i naszpikowany elektronicznymi gadżetami, był brzydki. Nie do końca wiadomo, co jego projektanci chcieli przekazać. Podobnej wielkości pawilon włoski, z zewnątrz bardziej oszczędny, oferował znacznie więcej. Włosi chwalili się tym, co mają najlepsze. A więc wino, makarony, ogromne manekiny ubrane w piękne stroje i orkiestra symfoniczna w pełnym składzie instrumentalnym... przyklejona do jednej z wewnętrznych ścian pawilonu. Poza tym oryginalny włoski design (z nowym Fiatem 500 i czerwonym samochodem sportowym Ferrari) i pracownia lutnicza ze szklanymi ścianami. Cierpliwi mogli prześledzić, jak powstają skrzypce. Brytyjczycy kojarzeni głównie z monarchią, postanowili jej w ogóle nie pokazywać. W zasadzie ten pawilon mógłby być pawilonem każdego państwa. Nie było w nim praktycznie żadnych symboli związanych z Wielką Brytanią. Ogromna najeżona kula wyglądała jak gigantyczny puszek, jak jakieś egzotyczne nasiono wsadzone w grunt. Zresztą pawilon nosił nazwę „Katedra Nasion” (Seed Cathedral). Każdy z elastycznych włosków wychodzących na zewnątrz pawilonu, od wewnątrz zakończony był zatopionymi w akrylu prawdziwymi nasionami. Każdy „włosek” to inne nasiono. W sumie ponad 60 tysięcy nasion różnych roślin dostarczonych zostało przez Kunming Institute of Botany. Bioróżnorodność jest na wyciągnięcie ręki — mówią Brytyjczycy. Ich przesłanie wydaje się być ponadczasowe i ponadnarodowe. Ziemia to kolebka życia (którego symbolem są nasiona), szanujmy ją więc wszyscy. Choć to dzisiaj oklepane hasła, Brytyjczykom udało się je pokazać w sposób bardzo oryginalny.
Chiny się bogacą
Przekaz płynący z pawilonów narodowych był jednoznacznie skierowany w stronę Chin. Kraju, który aspiruje do pozycji najpotężniejszego mocarstwa świata. Nie tylko w sensie militarnym, ale także gospodarczym i intelektualnym. Na tym tle wybija się majestatyczny pawilon chiński. By go zwiedzić, trzeba było czekać w kolejce kilka godzin. Odwrócona czubkiem w dół wielopiętrowa piramida wyglądała, jakby była zrobiona z gigantycznych, czerwonych i zakończonych chińskimi motywami beli. Chiński pawilon był wybudowany dla gości z zagranicy. Tak na wszelki wypadek, gdyby któryś z nich zapomniał, że Państwo Środka to mocarstwo. Po zwiedzeniu pawilonu nikt nie mógł mieć wątpliwości.
Na pierwszym poziomie pawilonu 31 chińskich prowincji prezentowało swój potencjał, głównie turystyczny. Trudno było nie odnieść wrażenia, że organizatorom szczególnie zależało na pokazaniu rozwoju Tybetu. Część tybetańska pawilonu była większa niż inne i umieszczona przy samym wejściu. Pokazano nie tylko przyrodę i kulturę (o tym, że chińscy komuniści niszczyli ją ze szczególną zajadłością oczywiście ani słowa), ale także ekonomiczny i infrastrukturalny rozwój regionu (np. najwyżej na świecie położoną linię kolejową do stolicy Tybetu Lhasy). Ktoś niezorientowany, czyli większość zwiedzających, mógł odnieść wrażenie, że do zacofanego Tybetu Chińczycy wprowadzają nowoczesność, by nie powiedzieć cywilizację. Obraz fałszywy, ale odpowiadający chińskiej propagandzie.
Na kolejnych piętrach pawilonu opowieść o chińskim cudzie. O bogaceniu się ludzi (zaaranżowano kilka typowych mieszkań z roku 1978, 1988, 1998 i 2008), o nowoczesnych technologiach (pokazano elektryczne samochody produkowane w Państwie Środka i genetycznie modyfikowane rośliny) i o ochronie środowiska (Chińczycy produkują najwięcej turbin wiatrowych na świecie). Multimedia, animacje — widać gołym okiem, że pieniędzy nikt tutaj nie oszczędzał. Jak na mocarstwo przystało. Chińczycy na zorganizowanie Expo wydali 50 proc. więcej pieniędzy niż na letnią olimpiadę w Pekinie. W pawilonie nie zapomniano też o historii Chin. Ale nie tej niedawnej, o komunistycznym terrorze, zbrodniach i ucisku. Tego na Expo nie ma.
Spektakl częściowo prawdziwy
Chiny rosną. Nie tak jak rosła Ameryka czy europejskie demokracje, ale nie zmienia to faktu, że rosną. Ten wzrost jest efektem komunistycznych reform. To nie demokraci, ale komuniści wyciągnęli z nędzy 800 mln Chińczyków. To, że część z nich kilka dziesiątek lat wcześniej w tę nędzę wpędzili, to inna sprawa.
Chiński pawilon to pomnik na cześć zmian. Tych nie da się nie zauważyć. Widać je w takich miastach jak Szanghaj, ale widać je także w statystykach dotyczących prowincji. Tak szybki rozwój gospodarczy to rzecz bezprecedensowa. Liberalizm gospodarczy nie idzie jednak w parze z otwarciem na demokrację. W Chinach nie ma wolnych wyborów, nie ma legalnej opozycji, są za to cenzura i więźniowie polityczni. Tyle tylko, że zdecydowana większość Chińczyków jest zadowolona z rządzących, bo żyje im się coraz lepiej. A ci, którzy o tym zapomnieli, powinni — zdaniem władz — zwiedzić chiński pawilon. I wziąć udział w spektaklu, który tylko częściowo jest prawdziwy.
opr. mg/mg