Wracali do domów w całkowitej ciszy. Każda na swój sposób przeżywał to, co ujrzał na zalanych terenach
Relacja z wyprawy grupy wolontariuszy z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży na tereny powodziowe
Ula, Ewelina, Kuba, Bartek, Kasia, Kamila, Rafał… tegoroczni maturzyści. Zamiast cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem wakacyjnym, postanowili spędzić swój wolny czas nieco inaczej. Zdecydowali się na kolejny egzamin dojrzałości. Tym razem w praktyce. Jednym tchem odpowiedzieli na apel Prezesa Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży - Rafał Siwka, który zachęcał do niesienia pomocy powodzianom, do przyłączenia się lub zorganizowania zbiórki produktów pierwszej potrzeby, do gorącej modlitwy, do wsparcia osób poszkodowanych w tegorocznej powodzi. Reakcja mogła być tylko jedna – natychmiastowa pomoc!
Zebrane podczas Święta Młodych Tej Ziemi dary dla powodzian zajęły cały bagażnik busa. Ręczniki, pościel, koce, odzież, środki czystości i jedzenie. Powodzianie utracili wszystko. Na ich oczach tonął dobytek całego życia, a ewakuując się zgarnęli jedynie część dokumentów i lekarstwa. Szczęściarze zdążyli wynieść pamiątki rodzinne, świadectwa, część ubrań. Dołączyli do grupy wolontariuszy Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej. Dojechali do Stolnik, Trześni i Gorzyc, w Diecezji Sandomierskiej. Dzięki ks. Mateuszowi, Asystentowi Diecezjalnemu Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży zostali skierowani do pomocy przy sprzątaniu mieszkań kilku poszkodowanych rodzin oraz pobliskiego kościoła. Dopiero teraz ujrzeli ogrom tragedii, ogrom zniszczenia, ogrom bezradności. Resztki łóżek, folia, strzępy ubrań, plastikowe pojemniki, deski, szmaty, walające się części umeblowania, szlam, błoto, stęchlizna… Nie spodziewali się takiego zniszczenia! Grupa wolontariuszy pomagała w rozładunku transporterów z darami i obsługiwała punkt wydawania darów w Stolnikach.
Cała grupa spotkała się z niebywałą wręcz gościnnością i życzliwością, co wydaje się niemal niemożliwe przy tak ogromnej tragedii. Powodzianie nie mają już siły płakać. Choć na ich twarzach maluje się smutek i rozpacz, nader silnie odczuwają potrzebę walki i wolę istnienia. Na każdym kroku udowadniali, że najlepszym sposobem na walkę z żywiołem jest odnaleźć sens dalszego istnienia. Po takiej lekcji życia, grupie wolontariuszy łatwiej było pracować. Umocnieni siłą osobowości i chęci przetrwania powodzian, niezmordowanie pomagali przy usuwaniu skutków powodzi.
Wyjeżdżali z Trześni, Stolnik i Gorzyc zmęczeni, brudni, spracowani i z ogromnym żalem, bo ich pomoc będzie tam potrzebna jeszcze długo. Wracali do domów w całkowitej ciszy. Każda na swój sposób przeżywał to, co ujrzał na zalanych terenach. Nieśmiało zadawali sobie pytania „Co by było gdyby to mój dom został zalany?”, „jak silna jest moja wiara i ufność Bogu w sytuacji tak skrajnej?”…
Dzięki doniesieniom mediów jesteśmy świadkami dwóch skrajnych reakcji na zastałą tragedię – z jednej strony bezinteresowna pomoc przy budowaniu lub umacnianiu wałów, zbiórki pieniędzy i produktów pierwszej potrzeby, po bezgraniczną głupotę i znieczulicę z drugiej. W części z nas wygrywa poszukiwanie sensacji i naturalna ciekawość. Pozostając obojętni na tragedię drugiego człowieka, robimy mu zdjęcia, dokumentujemy tragedię. Ile jest w nas żądnego sensacji reportera a ile ofiarnego bliźniego? Odpowiedzmy sobie sami.
opr. aś/aś