Warszawa zadziwiona radością

Reportaż z Europejskiego Spotkania Młodych Taize-Warszawa 1999/2000

Jeżeli ktoś wątpił w gościnność Polaków, po Europejskim Spotkaniu Młodych na pewno przestał. Z kilkunastu miast Europy, w których bracia z Taizé organizowali spotkania, jedynie mieszkańcy Warszawy zdobyli się na to, by otworzyć przed wszystkimi młodymi drzwi swoich domów. Wcześniej udało się to tylko w innym polskim mieście — Wrocławiu.

Jacek, przyszły inżynier energetyki w Gliwicach, i Agnieszka, studentka architektury w Krakowie, pochodzą spod Gliwic. Spotkania Taizé darzą szczególnym sentymentem. Podczas ubiegłorocznego Europejskiego Spotkania Młodych w Mediolanie zobaczyli się po raz pierwszy. Do Warszawy przyjechali już jako narzeczeni.

— Może kolejne spotkanie Taizé spędzą już jako mąż i żona? — zastanawia się Filip, dziesięcioletni kandydat na ministranta, syn Anastazji Kurzepy, która przyjęła Agnieszkę i Jacka pod swój dach.

— To Filip wpadł na pomysł, żeby przyjąć pielgrzymów — przyznaje pani Anastazja, ale zapytana dlaczego zaprosiła młodych do swojego domu, odpowiada krótko: „Bo jesteśmy katolikami”.

Przychylić nieba pielgrzymom

Filip krzyczy z drugiego pokoju, że Jackowi i Agnieszce przybyło chyba z dziesięć kilo po kuchni mamy.

— Gdyby była taka konieczność, przyjęłabym u siebie nawet dziesięć osób — mówi pani Anastazja, właścicielka 30-metrowego mieszkania na Ursynowie. — Mogłabym się wyprowadzić i tylko dochodzić szykować śniadania i kolacje — dodaje.

Także Filip oddałby wszystko, wszystkich by gościł. Taki już z niego „społecznik”.

— Bardzo chciałem, bo myślałem, że przyjadą z innych krajów i się trochę poduczę języka. Ale i tak się cieszyłem, a pod koniec to się nawet trochę popłakałem. Tak do Jacka przywykłem.

Radość z odwiedzin została jednak zmącona już pierwszego wieczoru.

Przyjechali 28 grudnia. Poczęstowałam ich obiadem. Potem Jacek, który przywiózł gitarę, zaproponował śpiewanie kolęd. Razem z Agnieszką i Filipem uczyliśmy się kanonów Taizé. Gdy się tak wspólnie modliliśmy, złodzieje kradli zaparkowanego przed blokiem ciężko zapracowanego malucha. Tak się z Filipem cieszyliśmy, że odwieziemy gości na Agrykolę, a tymczasem musieliśmy jechać na policję. Może tak właśnie miało być — pomyślałam — i pojechałam następnego dnia na modlitwy Taizé. Tam okazało się, że jest tak dużo ludzi, że nie zmieścimy się w hali. Tłumy, tłumy, tłumy...

— Tylko jak ludzie przyklęknęli na śpiewanie kolędy, to zobaczyłem cały namiot, aż do ołtarza. Jak będę duży, to też będę jeździł na Taizé — z powagą podkreśla Filip.

Tak liczne uczestnictwo warszawiaków w Europejskim Spotkaniu Młodych okazało się kolejnym fenomenem tegorocznego Taizé. Hale podczas modlitw były wypełnione po brzegi. Podobnie było podczas przedpołudniowych spotkań w parafiach.

Pomost na Wschód

Warszawa jest najbardziej wysuniętym na wschód miastem, w którym dotychczas odbyły się Europejskie Spotkania Młodych. Dzięki temu licznie mogli przyjechać pielgrzymi z Rosji, Białorusi i Ukrainy. Wśród gości było także 3 tys. Włochów, po 2 tys. Chorwatów, Rumunów, Litwinów i Niemców, po 1,5 tys. Francuzów, Ukraińców i około tysiąca Słoweńców. Obecni byli też Hiszpanie, Portugalczycy, Bośniacy, Słowacy, Czesi, Łotysze, Estończycy, Bułgarzy, Szwedzi i Jugosłowianie. Liczną grupę stanowili byli Jugosłowianie — przyjechało ich blisko 8 tysięcy.

Podczas wieczornych modlitw brat Roger, założyciel wspólnoty z Taizé, kontynuował rozważania rozpoczęte w liście pt. „Zadziwienie radością” wydanym z okazji spotkania w Warszawie.

— Dlaczego Warszawa? W sercu Europy będziecie zawsze zaczynem zaufania, pokoju i pojednania — mówił brat Roger.

Wszystko jest proste (w świetle wiary)

— Osiem lat czekałem na spotkanie w Warszawie — zdradza Andrzej Wąsowski, student informatyki na Politechnice Warszawskiej. Kiedy wsiadał osiem lat temu do autobusu do Wiednia, myślał jedynie, że fajnie będzie spędzić sylwestra w trochę innym miejscu. Nie miał pojęcia o Taizé, o spotkaniach młodych, o sensie gromadzenia się na przełomie roku w jednym z europejskich miast.

— Przez następne lata coraz mniej widziałem miasto, do którego przyjeżdżałem, coraz więcej czasu poświęcając na modlitwę przed ikonami, śpiewając kanony, poznając innych ludzi. Początkowo szokowało mnie, że tłum ludzi różnych narodowości może się rozumieć. Szybko zrozumiałem, że fenomen tych spotkań tkwi właśnie w tych młodych. Znakomita większość z nich nie poddaje się barierom, uprzedzeniom, są otwarci, odważni. Wspólnota z Taizé pomaga im to odkryć, bo bracia sami są znakiem, żyjąc wspólnie, mimo że mówią 25 językami — podkreśla Andrzej.

Skromnie przyznaje, że pomagał przy organizacji spotkania: najpierw szukając miejsc u rodzin w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie, potem przygotowując modlitwy w parafialnej grupie.

— Tam spotkałem wielu młodych ludzi, którzy nie uczestniczą w życiu żadnej wspólnoty, ale pomagali w poczuciu, że muszą zrobić coś dobrego. Braciom pomagałem organizować proste rzeczy: jedzenie, pojemniki, wycieraczki pod drzwi.

Tak naprawdę przygotowanie spotkania dla 70 tys. młodych ludzi nie może być proste. Bracia słyną z tego, że właściwie bez żadnych środków, korzystając tylko z pomocy młodych ochotników, potrafią sprawić, by kilkudziesięciotysięczny tłum nie stratował miasta. Przy tym tłum ten jest wielojęzyczny i w przeważającej części ludzie są po raz pierwszy w tym mieście i w tym kraju. Potrafią zorganizować spotkanie, by każdego dnia wszyscy w ciągu niecałych dwóch godzin otrzymali jedzenie, by nie było korków w przejściach, w metrze, przy wyjściach z hal modlitwy. Potrafią sprawić, by każdy wiedział, gdzie jest jego miejsce modlitwy, dzielenia, spania, jedzenia.

Młodzież taka-siaka

Młodych uczestników spotkania gościło blisko 200 parafii z Warszawy i okolic. W stolicy przyjęły ich także kościoły protestanckie i prawosławny.

W ostatniej godzinie 1999 roku młodzież wzięła udział w czuwaniach modlitewnych pod nazwą „komunii z narodami, które cierpią”. Natomiast po północy „święto narodów” było czasem na śpiewy, tańce i opowieści młodzieży z różnych stron świata.

Krystyna Siwek z parafii św. Augustyna na Muranowie była jedną z pierwszych, która zgłosiła chęć ugoszczenia przyjezdnych.

— Nie stawiałam żadnych warunków: było dla mnie bez znaczenia, czy do drzwi zapukają chłopcy czy dziewczyny, czy przyjadą z Węgier czy z Francji. Wiedziałam, że tylko takim prostym gestem mogę podziękować Panu Bogu za dar powołania mojego syna do kapłaństwa — mówi pani Krystyna, której syn jest dziś księdzem w parafii przy ul. Domaniewskiej.

— Mówi się, że młodzież jest taka czy siaka... Nieprawda. Trafiły do mnie cztery przeurocze dziewczyny ze Słupska. Młodzi umieją się modlić i umieją patrzeć na ludzi starych. Przez kilka dni czułam się babcią.

„Babcia” Krysia przez cztery dni szykowała im śniadania, podsuwała owoce, a w dniu wyjazdu każdej do torby wsunęła kanapki na drogę.

— Teraz mi bez nich trochę smutno — zwierza się pani Krystyna.

Więcej czadu — dla Jezusa!

Każdy dzień spotkania rozpoczynał się od porannej modlitwy w parafiach, gdzie mieszkali młodzi. Tam też zorganizowane były dla nich tzw. grupy dzielenia się życiem, podczas których młodzi wymieniali się doświadczeniem religijnym, drogą do Boga oraz dyskutowali o najważniejszych wyzwaniach ewangelizacyjnych. Przede wszystkim jednak nawzajem się poznawali, niezależnie od różnic narodowych, kulturowych i wyznaniowych.

— Najważniejsze w tym spotkaniu jest to, że mogę przekroczyć próg roku 2000 w towarzystwie innych Słowian. Jestem prawosławna, więc spotkanie miało dla mnie również wymiar ekumeniczny — podkreśla Marieta Cwetkowa, która z Sofii musiała ze znajomym jechać do Warszawy blisko trzy doby.

Dwukrotnie w ciągu dnia: w południe i wieczorem niemal 70 tysięcy młodych przybyłych do Warszawy gromadziło się na medytacyjnej modlitwie, szczelnie wypełniając halę Torwaru i otaczające namioty. W pewnym momencie zabierał głos brat Roger, który mówił po francusku, a jego słowa były tłumaczone na 20 języków. Brat Roger zachęcał też młodych do trwania na modlitwie i niezniechęcania się trudnościami. „Tak często nie umiemy się modlić, ale nie lękamy się: chociaż mamy usta zamknięte, ale nasze serce mówi do Boga i Bóg nas słyszy” — przekonywał.

Hale były ogrzewane, ale na zewnątrz było równie gorąco. W przerwach między modlitwami wielokrotnie dało się słyszeć radosny tłum, skandujący: Więcej czadu — dla Jezusa!

Wolni od bylejakości

W hali dla Polaków w tłumie — dziecięcy wózek! Wokół kłębi się trójka radosnych malutkich dzieci.

— Okazało się, że dla nich nie ma znaczenia tłok, gwar, świetnie się tu czują i są grzeczne. Mogliśmy więc spędzić z nimi cztery dni na modlitwie i niech nikt nie mówi, że to niemożliwe! — opowiada Kasia, żona Karola. On zaś dodaje:

— W życiu jest coś więcej niż praca, codzienne problemy, więc dobrze od czasu do czasu zrobić swojej rodzinie święto.

Są młodzi. Obydwoje mają około trzydziestki, a ich Weronika, Karolek i Marta nawet w sumie nie przekroczyli 12 lat. Mówią, że czasem ulegają powszechnemu narzekaniu na bylejakość życia, na problemy finansowe, na brak życiowego komfortu. Spotkanie młodych, którzy cieszą się jak dzieci, gdy na kolację dostaną ciepłą puszkę z bułką i którym nie przeszkadza, że muszą, z braku lepszych warunków zjeść leżąc na śniegu — leczy ich jednak z malkontenctwa. Nie widzą więc problemu: w końcu z Siedlec do Warszawy nie ma nawet 90 kilometrów, więc podróż z dwoma wózeczkami da się znieść.

— Jestem wzruszona wiarą tych młodych. Jestem wręcz zbudowana tym, że wśród nich jest aż tylu mężczyzn. Ale też my w ich wieku nie mieliśmy takich możliwości — zauważa Anastazja Kurzepa.

Młodzi! To wasze tysiąclecie

— Od waszych duchowych postaw i umiejętności bycia Kościołem, w wielkim stopniu zależy pomyślność tego spotkania i przyszłego tysiąclecia — powiedział Prymas Polski do 20 tys. młodych Polaków, którzy zgromadzili się 30 grudnia na Mszy św. koncelebrowanej przez ponad 200 kapłanów.

Widok kard. Józefa Glempa, wchodzącego do polskiej hali, poderwał z miejsc młodzież.

— Celebruję tę Eucharystię w ornacie i mitrze w kolorach tęczy, symbolizującej nadzieję, które przywiozłem z paryskiego spotkania młodzieży z Janem Pawłem II — powitał ich Prymas Polski. — Dzisiejsze spotkanie jest kontynuacją Paryża i Jasnogórskiego czuwania z młodzieżą. To dalszy ciąg apostolstwa i nowej ewangelizacji, która przez was udziela się światu. Bądźcie silni waszą młodością, która smutnemu światu może przywrócić radość, a ludziom zmartwionym uśmiech. Życzę wam, byście z Warszawy wywieźli radość i entuzjazm do kształtowania nowej Polski i nowej Europy — dodał kard. Glemp.

Brat Roger mówił z kolei:

— W nowym tysiącleciu, które rozpoczynamy, jedną z najpilniejszych spraw będzie poszukiwanie pokoju, a także wolności.

W ostatnim dniu roku 1999 brat Roger żarliwie modlił się z młodzieżą Europy o pokój: „Ucz nas Twojej miłości, Chryste, i zachowaj nas w Twym pokoju”.

— Nie mówimy sobie „żegnajcie”, ale „do zobaczenia”, bo nasza Pielgrzymka Zaufania przez Ziemię, nasze wędrowanie w wierze trwa — mówił br. Marek.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama