Krzysztof Krawczyk

Krzysztof Krawczyk o Bogu


KRZYSZTOF KRAWCZYK

Przed laty, a było to w roku 1983, kiedy byłem jeszcze człowiekiem niewierzącym, wszedłem do kościoła Św. Jacka w Chicago. Zrobiłem to na prośbę mojej przyszłej żony Ewy i jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, co się wydarzyło. Dostąpiłem jakiegoś niezwykłego daru danego przez Opatrzność. I ten dar potrafię, jak myślę, należycie teraz wykorzystać. Najważniejsze, że jestem błogosławionym człowiekiem, bo otrzymałem talent śpiewania. Wykonuję piękny zawód, który sprawia ludziom radość. Dzieje się to trochę poza moją kontrolą. Ja wiem jak powstaje dźwięk, ale nie wytłumaczę, skąd się bierze piosenka, interpretacja, barwa głosu. To są wszystko rzeczy transcendentalne, nadprzyrodzone, dane przez Boga. I nie chciałbym znaleźć się na Sadzie Ostatecznym, twarzą w twarz z Panem Bogiem i odkryć, że oto zmarnowałem ten talent. Stąd też wynika moja pracowitość i to nie dlatego, żeby było więcej w "kasie", chociaż i to się bardzo liczy, bo dzięki temu można bardziej pomóc innym ludziom. Na tę "kasę" trzeba mocno zapracować, a dają ją ludzie przychodzący na moje koncerty. Z kolei ja kupuję, przykładowo, bułki u piekarza, który był na moim występie. W ten sposób powstaje układ wzajemnych naczyń. Trzeba bowiem pamiętać, że jesteśmy jednym wielkim organizmem, stworzonym na chwałę Pana, a nie w żadnym innym celu!

Życie na ziemi jest dla człowieka przygotowaniem do oglądania Boga twarzą w twarz, te przygotowania powinny przebiegać pod hasłem, o którym mówi Św. Jakub w swoim liście, że wiara bez uczynków jest martwa. To jest okryte tajemnicą, ponieważ do dzisiaj nie wiemy, czym się Pan Bóg kieruje, dając nam wiarę. Stwórca jest przecież jeden, a tylko my tak głupio podzieliliśmy się. To Matka Boża, objawiając się w Medjugore, powiedziała, że Pan Bóg jest jeden, tylko myśmy się podzielili i kazała naśladować młodą dziewczynę z muzułmańskiej wioski, wyznając wiarę pozornie inną. A podstawą wszystkiego jest po prostu miłość, o czym zawsze naucza Jan Paweł II.

Kiedyś przyjechałem do Częstochowy ze swoim zespołem i powiedziałem młodemu zakonnikowi, że jest tu ze mną jeden nieochrzczony człowiek, który chce się nawrócić. W odpowiedzi usłyszałem: Dobrze, zaraz ochrzcimy, ale jeśli chodzi o nawracanie, panie Krzysztofie, to my zakonnicy musimy się kilkaset razy dziennie nawracać. I wtedy zrozumiałem jedną zasadniczą sprawę: człowiek codziennie musi toczyć walkę z podszeptami do grzechu, o czym bardzo mądrze mówi święty Ignacy Loyola. Grzech jest bagnem i trzeba dzień w dzień mocno walczyć ze swoimi "ciepełkowatymi" grzechami. To wymaga nieraz heroicznych wysiłków!


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama