Z Maciejem Sikałą rozmawia Iwona Flisikowska
Iwona FlisikowskaZ Maciejem Sikałą rozmawia Iwona Flisikowska
MACIEJ SIKAŁA należy do ścisłej czołówki polskiego jazzu, a od kilku lat jest laureatem w kategorii saksofonu tenorowego wg notowań magazynu "Jazz Forum". Współpracuje z wieloma znanymi polskimi muzykami, czego owocem jest wiele sesji nagraniowych i wydanych płyt. Dwie autorskie: "Blue destinations" i "The sheep is found" cieszyły się szczególnie dużym zainteresowaniem (zwłaszcza ta ostatnia) sympatyków jazzu. Nowa płyta Macieja - "Odnaleziona owieczka" - jest różnorodna stylistycznie: piękne, "metaliczne" brzmienie saksofonu, towarzyszy wszystkim utworom. Liryzm tytułowej kompozycji "The sheep is found", a także "Blues for M", czy "Three for Tom", splata się z dynamicznymi utworami - "During sound track", "Platino" i z ciekawie zaaran-żowanym "Walcem dla Pawła F". Nie brakuje na niej też klasycznych akcentów, chociażby w utworze "8 taktów jesieni". Na uwagę zasługuje na płycie gra Piotra Lemańczyka, którego gitara basowa pełni w znacznej mierze funkcję instrumentu harmonicznego. Trio ubogaca na perkusji Tomasz Sowiński. Utwory płyty "Odnaleziona owieczka" są dedykowane bliskim osobom - żonie, przyjaciołom, nie dziwi więc refleksyjny charakter większości kompozycji. Maciej Sikała obchodził w minionym roku dwudziestolecie swojej pracy artystycznej. W planach nagranie następnej solowej płyty, tym razem - z psalmami. Twoja druga płyta autorska nosi tytuł "Odnaleziona owieczka". Trudno nie skojarzyć go z przypowieścią Jezusa o zagubionej owieczce... Tytuł jest rzeczywiście bardzo osobisty i byłem już o to pytany wielokrotnie, czy ma to "jakiś" związek ze mną. Nigdy jednak na ten temat oficjalnie nie mówiłem, nie chciałem się z tym uzewnętrzniać. Ale istotnie tak jest, bo temat płyty związany jest bezpośrednio z moją osobą i z tym, co się w moim życiu wydarzyło kilka lat temu. Choć może to trochę głupio brzmi, że jestem odnalezioną owieczką, bo słowo "owieczka" kojarzy mi się z delikatnością, a ja taki nie jestem. Przez długi czas byłem uzależniony od alkoholu - sprzyjało temu na początku życie w akademiku, a później koncerty i "jazzowe klimaty". Z czasem, kiedy już nie radziłem sobie z moim problemem, poczułem, że muszę się zbliżyć do Pana Boga i do Jego Miłości, zwrócić się o przebaczenie i prosić Go o to, aby mi pomógł z tej "ciemnej doliny" wyjść. Wówczas Pan Bóg postawił na mojej drodze życia ludzi, którzy okazali mi pomoc w tych moich "przymiarkach" do nawrócenia. Jedną z takich osób był Czarek Paciorek, z którym grałem dawno temu w "New Coast" oraz w moim "Kwartecie" w gdańskim Klubie "Żak". Pamiętam, że Czarek był dla mnie takim pobożnym człowiekiem, ale zupełnie z innej planety - w czasach, kiedy mocno nadużywałem alkoholu, starał się mnie naprowadzać na właściwą drogę, ale robił to w bardzo subtelny sposób. Nigdy zresztą inicjatywa nie wychodziła od niego. To ja, powodowany jego zachowaniem, przychodziłem i pytałem się, jak to zrobić, aby poradzić sobie z samym sobą. W tych trudnych początkowych chwilach Czarek bardzo mi pomógł i upewnił mnie, że nawrócenie to właściwa droga do Boga. I rzeczywiście jest to jedyna droga... Z tego okresu pochodzi również Twoja kompozycja znana wszystkim miłośnikom jazzu jako "Taniec Mikołaja", która ukazała się na płycie "Talk to Jesus" - Leszka Możdżera. Tak, to jest ten czas, kiedy już nie piłem. Dzięki Panu Bogu mija już 8 lat od tej chwili. Przez cały ten okres nie miałem ani jednego momentu zachwiania - tak mocna była moja decyzja, aby przestać! I wielka łaska Boża, że nie miałem - jak to bywa w chorobie alkoholowej - żadnych nawrotów. Bardzo dobrze to wszystko cały czas znoszę i jest coraz lepiej... A "Taniec Mikołaja" rzeczywiście powstał, kiedy byłem "na granicy" wychodzenia z uzależnienia. Ta kompozycja była zresztą związana z pewnym wydarzeniem rodzinnym... Urodził się mój syn Mikołaj, który był wtedy dla mnie wielkim darem niebios (jak zresztą i pozostałe moje dzieci: Karolina i Zuzanna). Jego przyjście na świat było bardzo mocnym impulsem do tego, aby przestać pić. Ponieważ Mikołaj, jak tylko zaczął chodzić, często tańczył przy muzyce, która się u nas "sączyła" z głośników magnetofonu czy radia, napisałem utwór "Taniec Mikołaja", który teraz mój syn wykonuje czasami na koncertach jako... tancerz. Coraz bardziej rozwija się, również w Polsce, nurt muzyki chrześcijańskiej... Możesz wziąć do ręki i poczytać chrześcijański magazyn muzyczny, zapukać do firm fonograficznych, które wydają muzykę chrześcijańską, a muzycy deklarują otwarcie na każdym koncercie swoją wiarę w Boga... Jeśli chodzi o naszą polską scenę muzyczną, to jest to zjawisko, które istnieje u nas od kilku lat, ale np. w Stanach Zjednoczonych dzieje się to już od dłuższego czasu. I zawsze odbywało się to w sposób naturalny - nikt nie bał się śmieszności, czy tego, że artyści deklarują się ze swoim śpiewem i muzyką jako chrześcijanie. Uważam, iż należy się cieszyć, że tak jest również i u nas. Koncerty muzyki chrześcijańskiej są po prostu wspaniałe, czuje się na nich obecność Ducha Świętego. Muzyka jest piękna i natchniona. Jeśli znani i dobrzy muzycy składają świadectwa, to jest to naprawdę budujące dla innych, również dla mnie. Chciałbym również dodać, że istnieje czasami kiepska muzyka chrześcijańska, którą określiłbym mianem "sakropolo"... Dlatego też tym bardziej cieszy mnie dobry pod każdym względem koncert. Ja sam nie czuję się muzykiem nurtu chrześcijańskiego, ale byłem np. na obozie dla muzyków chrześcijańskich i ich rodzin (w Rytychbłotach, na "Spotkaniach Muzyków Chrześcijan" w 2002 roku - przyp.red.) - wspaniałe przeżycia! Czasami gram z muzykami tworzącymi muzykę chrześcijańską. Koncertuję z trójmiejskim zespołem Jestem, czy z chórem Non Serio. Biorę udział w Mszach Jazzowych czy Zaduszkach. Chciałbym jednak powiedzieć, że zawsze proszę Pana Boga przed koncertem, czy codziennym ćwiczeniem, abym wzrastał w dźwiękach na Jego chwałę, bo wszystko, co piękne, dobre i wzniosłe, u Niego ma swój początek... Czy rodzina, o której wspominałeś, dom, jest dla Ciebie oazą, miejscem, z którego czerpiesz siły i inspiracje? Mamy bardzo małe mieszkanie i zawsze mówię, że przydałby się "jeszcze jeden pokój temu domowi", ale mimo różnic wieku między moimi dziećmi - Karolina ma lat 20, Mikołaj 9, a Zuzia 3 - muszę powiedzieć, że panuje między nimi miłość i to jest dla mnie bardzo budujące, a zarazem inspirujące. Aczkolwiek czasami czuję, że siedzimy na bombie, która zaraz wybuchnie - małżonka moja gra na skrzypcach, ja na saksofonie, Mikołaj na pianinie, Zuzia też ma swoje zajęcia i jakby "jedno o drugie się obija" i czasami jest trudno... Ale cieszę się, że panuje taka braterska miłość. Kiedy wracam z tras koncertowych do domu, Zuzia mnie wypatruje i z wielką radością wita - bardzo za mną tęskni. Bardzo lubię być w domu, ale także wyjeżdżać na koncerty, bo czuję, że bycie muzykiem jest moim powołaniem. Mam szczęście od samego początku grać z bardzo dobrymi muzykami, którzy są również moimi przyjaciółmi. W zespole jest fajna atmosfera, dobrze mi się z nimi pracuje na próbach i koncertach. Z jakimi więc muzykami masz ostatnio szczęście grać... Z wszystkimi muzykami, z którymi gram mogę powiedzieć, że mam szczęście... Zimą na przykład brałem udział w programie, który grywany jest w filharmoniach. Są to piosenki z repertuaru Franka Sinatry, a wraz ze mną występują jeszcze dwaj wyśmienici saksofoniści: Jan Ptaszyn Wróblewski i Henryk Miśkiewicz. To są dla mnie takie świąteczne wydarzenia, bo np."Ptak" jest kopalnią wiedzy. Zwiedził "cały świat" i ciągle słyszę na naszych obiadach i kolacjach tak cudowne opowieści ze świata jazzu, że jestem tym zawsze głęboko poruszony. Natomiast w swoim "kwartecie" mam przyjemność grać z Tomkiem Sowińskim na perkusji, Piotrem Lemańczykiem na kontrabasie i Czarkiem Paciorkiem na fortepianie - łączy nas nie tylko wspólne granie, ale również przyjaźń. Macieju, co mógłbyś powiedzieć młodym muzykom, którzy szukają swojej drogi artystycznej, są u progu... Mogę powiedzieć, że trzeba... hmm... porady..., albo powiem inaczej: najważniejsza jest miłość. I jeżeli coś się ukocha i odda temu serce, to nie może to pozostać bez odzewu, bez wzajemności - tak jest również moim zdaniem w przypadku muzyki... opr. MK/PO |