Temat: Smak miłosierdzia
Miłosierdzie wydaje nam się rzeczą niezwykle trudną, a niekiedy nawet heroiczną. Przebaczyć komuś, to niekiedy w naszym odczuciu, zdobyć się na coś, co godne jest podziwu i dozgonnej wdzięczności. Co więcej, brak przebaczenia, usprawiedliwiamy szybciej, niż cokolwiek innego. Nawet gniew potrafimy nazwać słusznym, a niekiedy nawet świętym. Co innego, gdy to my sami znajdujemy się w sytuacji, gdy potrzebujemy skorzystać z miłosierdzia. Zarówno tego w konfesjonale, gdzie wydaje nam się, że powinno ono być dostępne niemal w sposób automatyczny, bez okazywania jakiegokolwiek żalu, a co dopiero mówić o konieczności mocnego postępowania poprawy, jak i przebaczenia, gdy zawinimy komuś i zdobywamy się na przeprosiny. Wówczas to nasze „przepraszam”, czasem wypowiadane tak, aby to słowo najlepiej nie padło, urasta do ragi wydarzenia. Przecież zdobyliśmy się na to, aby poskromić naszą dumę, (nota bene, niekiedy zwykłą pychę), więc znów nam przebaczenie najzwyczajniej w świecie się należy.
Taką postawę doskonale obrazuje rozważana przez nas biblijna scena z prorokiem Jonaszem. Mówiąc nieco żartobliwie, mógłby on uchodzić dziś za patrona wielu współczesnych osób. Duchownych i świeckich. Lepiej wiedzący od Pana Boga, co ma robić. Próbujący uciec przed Jego poleceniami i nakazami. Kłócący się ze Stwórcą, gdy jego osobiste poczucie sprawiedliwości miało się nijak do zrządzenia Boskich wyroków.
SŁOWO BOŻE W PRAKTYCE
Tymczasem warto pamiętać, że to nie Pan Bóg ma się uczyć od nas, ale my od Niego. To nie nasze subiektywne poczucie sprawiedliwości ma wziąć górę w rządzeniu światem, ale Boskie miłosierdzie, którego my jako pierwsi potrzebujemy.
PYTANIE DLA ODWAŻNYCH
Czy uczę się od Boga bycia miłosiernym?