CZY KOŚCIÓŁ STRACIŁ SWOJĄ WIARYGODNOŚĆ
Wielu mówi, że we współczesnym Kościele jest duszno. Przynajmniej kilka rzeczy wskazuje na to, że tak właśnie może być. Kościół jest targany różnymi skandalami. Niektórzy duchowni odchodzą od swojej misji. Część z nich traci swoją tożsamość: zapominają, dlaczego przyjęli święcenia kapłańskie. Wewnątrz wspólnoty panuje zamęt w sprawie nauczania Kościoła. Wystarczy, że watykańska Kongregacja wyda dokument sprzeciwiający się błogosławieństwu par homoseksualnych, a już pewni wysocy dostojnicy Kościoła oraz organizacje katolickie w niektórych Kościołach lokalnych wyrażają jawny sprzeciw wobec nauczania Stolicy Apostolskiej. Dramatycznym przejawem słabości Kościoła jest stały odpływ ludzi młodych. Część z tych procesów spotęgowanych jest przez pandemię. W momencie, kiedy była ona relatywnie słaba, na liturgię przybywali zasadniczo ludzie starsi, czyli de facto ci, którzy najbardziej narażeni byli na zakażenie. Nie było dzieci i młodzieży. Młodzi mówią, że w Kościele jest nudno.
Między apostołami w Wieczerniku też panowała ciężka atmosfera. Właśnie został stracony na drzewie krzyża Ten, w którego zainwestowali tyle czasu i energii. Tyle obiecywał, mówił o królestwie niebieskim, o Kościele, którego bramy piekielne nie przemogą. A właśnie odbył się Jego pogrzeb. Jeden z nich okazał się zdrajcą i powiesił się. Poza Judaszem brakowało jeszcze jednego nie było, nie wiadomo z jakich powodów: Tomasza. Przecież wcześniej zawsze trzymali się razem. A do tego strach przed Żydami. Jeśli zabito Jezusa, to co teraz będzie z nimi, Jego uczniami. Zamknęli się zatem z poczuciem porażki, straty, a przede wszystkim z przemożnym lękiem o własne życia. Tam w Wieczerniku naprawdę musiało być duszno i przygnębiająco.
Co się potem wydarzyło i co to oznacza dla nas? Zmartwychwstały Jezus stanął pośrodku i wypowiedział słowa: „Pokój wam”. Choć wyglądało to na zwykłe pozdrowienie, jednak słowa te od razu odniosły skutek w sercach zgromadzonych. W miejscu lęku zaczął rodzić się pokój, w miejsce przygnębienia – radość. Zmartwychwstały Pan przekazał apostołom Ducha Świętego. Równocześnie otrzymali duchową władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów.
Opis ten niesienie silną nadzieję dla całej wspólnoty Kościoła. Obecność żyjącego Pana rodzi pokój i radość. Biskupi, będący następcami apostołów oraz współpracownicy biskupów, czyli kapłani z nową wyrazistością przypominają sobie, o co chodzi w ich życiu: o odpuszczanie grzechów w mocy otrzymanego w dniu święceń kapłańskich Ducha Świętego.
Pomedytujmy jeszcze nad Kościołem w świetle przeżyć samego Tomasza. Miał poważne problemy z wiarą, a to dlatego, że przebywał poza wspólnotą. Można narzekać na różne słabości Kościoła, jednak znalezienie się poza wspólnotą prawie od razu osłabia wiarę. Ilu mówi: jestem wierzący, ale nie praktykujący! Tomasz też był na pewnym etapie niepraktykujący: znajdował się poza wspólnotą i od razu sprawiło to w nim poważne problemy z wiarą. Potem wrócił, ale powrót nie był łatwy. Dawni jego towarzysze przekonywali go: Widzieliśmy Pana. Niestety ich świadectwo nie rozbudziło wiary Tomasza. Tyle lat przebywał z nimi, a po prostu im nie uwierzył. Może myślał sobie: mają urojenia, tęsknota za Tym, który odszedł, każe im wymyślić fikcyjną Jego obecność. Tym bardziej, że znał ich wszystkie lęki, bo przecież doświadczał tego samego przygnębienia. Nie, oni w tym stanie ducha nie mogli być wiarygodni – myślał. Jednak… coś go musiało dotknąć w tym przekonywaniu mało przekonującej (w jego opinii) wspólnoty, bo jednak następnym razem, gdy oni się spotkali, przyszedł: może chęć przekonania się jak daleko zaszły urojenia jego kompanów? a może ciekawość? a może początek wiary?
Dla iluż ludzi Kościół wydaje się dziś mało wiarygodny! Kościół przekonuje, zachęca, uzasadnia wiarę. Oni mówią: to urojenia. Kościół – mówią – w takim stanie ducha, w jakim się teraz znajduje, nie może być czytelny. Jednak prawdą jest, że im dalej się jest od wspólnoty, tym trudniej uwierzyć w to, co ona mówi. Tak było u Tomasza. Ostatecznie jednak do wspólnoty wrócił. A Jezus zwrócił się do niego osobiście, pokazał rany, rozbudził wiarę. Tomasz bazując na zmyśle wzroku, wypowiedział akt wiary: „Pan mój i Bóg mój”. Zrodziła się w nim wiara w Jezusa. I powróciła wiara we wspólnotę.
Wiarygodność Kościoła, mimo licznych Jego słabości, pozostaje niezmienna w sprawach, dotyczących samego Jezusa i Jego nauki. To ostatecznie wspólnota wierzących przekazuje prawdę o Jezusie. To we wspólnocie Kościoła zrodziły się księgi Ewangelii, a wśród nich Ewangelia Jana, o której mówi zakończenie dziś czytanego jej fragmentu: „I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego”. Wszystko, by rozbudzać w nas wiarę.
O ile u Tomasza wiara zrodziła się z patrzenia na Jezusa, o tyle w następnych pokoleniach uczniów wiara rodzi się ze słuchania i czytania słowa Ewangelii we wspólnocie Kościoła. Czy było Tomaszowi łatwiej? Częściowo może tak, bo zobaczył Jezusa, ale z drugiej strony – to, że uznał w Nim Boga i Pana, wykroczyło już poza zwykłe widzenie i było wyrazem wiary. My Jezusa nie widzimy, ale o Nim usłyszeliśmy właśnie we wspólnocie Kościoła i dzięki wspólnocie. A to, na ile uznajemy w nim Boga i Pana, jest wyrazem naszej wiary.
Trzeba zatem trzymać się Chrystusa. Trzeba trzymać się Kościoła, jaki by nie był w swojej aktualnej kondycji. I ciągle na nowo trzeba wzbudzać wiarę: Wierzę w Jezusa, który trzeciego dnia zmartwychwstał, wierzę w święty Kościół powszechny.