„Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?” (Łk 14, 3)
Pytanie wydaje się retoryczne i odpowiedź pozytywna niemal przesądzona. Jednak inaczej myśleli faryzeusze, którzy tak skrupulatnie badali drobiazgowe przepisy prawa szabatowego, że często nie dostrzegali tego, co stanowi istotę relacji Boga i człowieka. Skupiając się na przepisach, regułach, drobiazgowych zakazach i nakazach, nie mogli doświadczyć Bożej miłości i Bożego miłosierdzia. Przywiązani do własnych tradycji, zwracali uwagę przede wszystkim na czystość rytualną, także w odniesieniu do szabatu. Niektórzy ludzie ich podziwiali, bo w ich oczach uchodzili za tych, którzy w prawie znaleźli sposób na pobożne życie.
W rzeczywistości jednak stawali się coraz bardziej niewolnikami prawa i według nich nawet uwolnienie człowieka od cierpienia nie było dozwolone, jeśli łączyło się z naruszeniem jakiegoś przepisu. Widać to w scenie opisanej w dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus celowo stawia pytanie: „Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie?” (Łk 14, 3). Ewangelista podkreśla, że faryzeusze po usłyszeniu tego pytania milczeli; znaleźli się bowiem w sytuacji bardzo niezręcznej. Jeśli powiedzieliby „wolno”, zaprzeczyliby przepisom prawa; jeśli powiedzieliby „nie wolno”, naraziliby się na krytykę ze strony obecnych, którzy dostrzegali cierpienie chorego człowieka.
Pokusa faryzeizmu pokutuje w jakiejś mierze w nas wszystkich i polega na przyjęciu wyższości prawa i przepisów nad Bożą miłością; przepisy są ważne i nie można ich lekceważyć, ale nie mogą ono stawać się celem samym w sobie. Często tak się dzieje w przypadku osób, które nie doświadczyły Bożej bliskości i starają się jej szukać właśnie na drodze skrupulatnego zachowywania reguł. To zapewnia im jakąś stabilność, poczucie spełnionego obowiązku i pewnego bezpieczeństwa. Tego samego wymagają od innych, a jeśli ci postępują inaczej, nie zasługują na dobrą opinię.
Jezus ukazuje nam wszystkim, że Bóg jest absolutnie wolny w swoim postępowaniu i może nam okazać swoje miłosierdzie w każdej chwili: „On zaś dotknął go, uzdrowił i odprawił” (Łk 14, 4). Warto dodać, że człowiek chory na puchlinę wodną odznacza się ciągłym wielkim pragnieniem, co sprawia, że jego ciało puchnie. Nasuwa się porównanie, że jest on obrazem faryzeusza, który jest „spuchnięty” przez pewien rygoryzm, nie pozwalający dostrzec Bożej gotowości do pomocy. Nie wiemy, jakie były jego dalsze losy. Należy przypuszczać, że Pan uzdrowił go nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim duchowo. Oby z nami stało się podobnie...