Jezus przedstawia się jako lekarz. Mówi o sobie wprost: „nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają". O ile we wczorajszej Ewangelii Jezus uzdrowił i duszę, i ciało paralityka, o tyle dziś posługę lekarza odnosi jedynie do duszy: „nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". Jezus wypowiedział te słowa po powołaniu na apostoła celnika Mateusza. Grzeszność Mateusza mogła mieć dwa wymiary, przy czym pierwszy był pewny – podejmował bowiem pracę będącą kolaboracją w okupantem. O drugim możliwym grzechu nic nie wiemy. Ewangelia nie informuje, czy Mateusz w pracy oszukiwał, co było praktyką wielu celników. Oszustem był na przykład celnik Zacheusz, bo sam się do tego przyznał. W każdym razie w oczach Żydów celnicy byli grzesznikami. I z takimi to grzesznikami zasiadł do stołu Nauczyciel z Nazaretu. To doprowadziło do oburzenia ze strony faryzeuszów. Wyjaśniając swoje zachowanie, Jezus nazwał siebie lekarzem.
Trzeba uważać, by tego obrazu Jezusa biesiadującego z grzesznikami i celnikami, nie zniekształcić. Współczesna mentalność chce, posługując się takim właśnie obrazem, usprawiedliwić ludzki grzech. Mówi się, że Jezus wszystkich akceptował, że był – używając współczesnego języka – inkluzywny, że dziś siedziałby z przedstawicielami zarówno prawicy, jak i lewicy, z przedstawicielami środowisk LGBT i że taki właśnie ma być Kościół. Tak, to prawda, że Jezus z takimi osobami siedziałby do stołu i dokładnie wypowiedziałby te same słowa: „nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają".
Obecność Jezusa pośród ludzi ma prowadzić do duchowej terapii, której może poddać ten, kto sam uważa się za człowieka chorego. Jeśli ktoś sądzi, że wszystko jest z nim ok, że jest „sprawiedliwy", to łaska Boża go nie uleczy, bo tej łaski nie będzie potrzebował. „Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników". Jezus nie poklepywał po ramieniu Mateusza ani innych celników, mówiąc, że jest wszystko ok, ale prowadził ich do uzdrowienia, którego początkiem jest nawrócenie.
Jak ta duchowa terapia przebiega, o tym opowiada pierwsza część pierwszego czytania z Listu do Hebrajczyków. List wskazuje na moc oraz na precyzję słowa Bożego. Odwróćmy kolejność tekstu. „Nie ma stworzenia, które by dla Niego było niewidzialne; przeciwnie, wszystko odkryte jest i odsłonięte przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek". Posługując się słownictwem medycznym, możemy powiedzieć, że to duchowy tomograf czy też rezonans. Diagnostyka to rachunek sumienia. Boże słowo rozsądza szczerość intencji. Pomaga nam rozróżnić dobro od zła. Rozgrywa się to we wnętrzu sumienia: zarówno w umyśle, jak i w sercu. Oczywiście, na te badania należy wyrazić zgodę, czyli trzeba współpracować ze słowem Bożym. Potem następuje duchowy zabieg: „Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca". Operacja to sakrament pokuty. Musimy pozwolić, by Boży skalpel, a może laser, ciął nas, usuwając niebezpieczne narośle grzechu.
Jezus jest lekarzem, a Jego słowo przynosi skuteczną terapię, wszystkim tym, którzy uznają, że są duchowo chorzy i że potrzebują Bożej terapii usuwającej grzech.