Nawet co trzeci zabytkowy kościół w Polsce może zmagać się z ukrytymi problemami konstrukcyjnymi, wywołanymi przez szkodniki drewna lub grzyby. To właśnie w tych murach świątyni toczy się życie parafii. Dlatego troska o kościół – również ten materialny – jest nie tylko obowiązkiem gospodarczym, ale przede wszystkim formą odpowiedzialności za wspólne dobro duchowe. Zaniedbania w tym obszarze mogą prowadzić w skrajnych przypadkach nawet do wyłączenia świątyni z użytkowania.
W wielu świątyniach, szczególnie tych starszych, drewno to nie tylko materiał konstrukcyjny. To też element dekoracyjny, rzemieślniczy, symboliczny. Drewniane ołtarze, ławki, chóry, stropy, więźby dachowe – wszystko to stanowi nieodłączną część duchowego i estetycznego krajobrazu miejsca świętego. Niestety, jak każda materia, również drewno ma swoją kruchość. W miejscach, gdzie zasiadają wierni, nie możemy pozwolić sobie na brak czujności.
To, co niepokoi, to fakt, że procesy niszczenia bardzo często przebiegają niezauważenie. Nic nie skrzypi, nic nie opada, a jednak w środku drewna może już zachodzić powolna destrukcja. To moment, w którym warto odwołać się do doświadczenia fachowców.
Jak wskazuje mykolog i biolog terenowy z firmy Dezynfeusz® – Nikodem Zając – najczęściej spotykanym zagrożeniem są dwa czynniki: szkodniki drewna, potocznie nazywane kornikami, oraz grzyby niszczące konstrukcję, w tym szczególnie groźny grzyb domowy – Serpula lacrymans. Grzyb ten rozkłada składniki drewna, stopniowo osłabiając elementy nośne i prowadząc do ich brunatnienia i kruchości. Z kolei korniki, takie jak spuszczel pospolity czy kołatek domowy, działają od środka, drążąc korytarze wewnątrz belek, zmniejszając ich rzeczywisty przekrój nośny.
W przypadku świątyni, gdzie konstrukcja dachu bywa rozległa i skomplikowana, to realne zagrożenie dla bezpieczeństwa wiernych. Nie chodzi tu więc tylko o estetykę czy zachowanie dawnych zdobień, lecz o integralność miejsca, w którym gromadzi się wspólnota, nieraz w liczbie setek osób. Fachowcy zauważają, że nawet pojedyncze skupisko szkodników, jeśli pozostanie niezauważone, może w ciągu kilku lat doprowadzić do utraty nośności całych partii konstrukcji. A to już nie tylko kwestia remontu, ale także poważnego zagrożenia.
Najczęstszym zagrożeniem dla świątyń są szkodniki, które rozwijają się wewnątrz belek, krokwi, stropów czy podłóg. Mowa tu o spuszczelu pospolitym i kołatku domowym, które przez lata, niemal niezauważenie, wygryzają system korytarzy w drewnie. Początkowo nie widać nic – dopiero po czasie zauważa się charakterystyczną mączkę drzewną, mikrootwory lub odgłosy z wnętrza konstrukcji.
Tego typu szkodniki mogą stopniowo osłabiać elementy nośne dachu czy chóru, stanowiąc realne zagrożenie dla osób przebywających w świątyni. Problem ten dotyczy szczególnie starszych kościołów, w których drewno liczy sobie dziesiątki, a nieraz i setki lat. Eksperci ostrzegają, że nawet niewielkie ognisko szkodników może w ciągu kilku sezonów doprowadzić do utraty stabilności elementów konstrukcyjnych.
Jeszcze trudniejszym przeciwnikiem okazuje się grzyb domowy – Serpula lacrymans, który „zjada” drewno od strony jego budulca: rozkłada celulozę, przez co belki szybko tracą twardość i sprężystość. Lubi wilgoć i brak przewiewu, rozrasta się pasmami (ryzomorfami), które potrafią przenosić wodę i „przeskakiwać” przez tynk czy mur do kolejnych elementów. Zainfekowane drewno brunatnieje, staje się kruche i pęka.
Ten organizm nie potrzebuje światła ani ruchu powietrza, a wręcz przeciwnie – rozwija się najlepiej tam, gdzie jest cicho, ciemno, wilgotno i ciepło. Takie warunki nietrudno znaleźć na nieogrzewanym poddaszu, w zakamarkach nad zakrystią czy pod podłogami, gdzie przez lata zbiera się wilgoć. Często czuć stęchły zapach, a z czasem pojawiają się rdzawobrunatne owocniki. Sezon jesienno-zimowy to czas największego ryzyka – brak ogrzewania, wilgoć i zamknięte przestrzenie stwarzają idealne warunki dla rozwoju grzybów.
Serpula to nie tylko problem techniczny – to realne zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa wiernych. Dlatego warto zachować czujność i nie lekceważyć objawów takich jak stęchły zapach, plamy na deskach czy nietypowe przebarwienia ścian.
Poniżej zamieszczamy prostą listę sygnałów ostrzegawczych, które mogą świadczyć o problemie:
Te niepozorne objawy mogą być początkiem poważnych uszkodzeń. Regularna obserwacja pozwala wykryć zagrożenie, zanim dojdzie do dużych strat.
Warto też wspomnieć o zagrożeniach, które nie rzucają się od razu w oczy, a jednak tak samo w sposób cichy i systematyczny potrafią naruszać harmonię miejsca modlitwy. Coraz częściej w przestrzeniach strychów i dachów pojawiają się kuny – zwierzęta z natury płochliwe, ale bardzo uciążliwe. Ich obecność to nie tylko hałas, lecz przede wszystkim szkody: zniszczone ocieplenie, przegryzione przewody, zanieczyszczone wnętrza.
Zdarza się, że kuny znoszą także do swoich kryjówek resztki pokarmu i padlinę, co prowadzi do powstawania nieprzyjemnych zapachów i może skutkować skażeniem biologicznym. Ubytki w warstwach izolacyjnych natomiast bezpośrednio przekładają się na wyższe koszty ogrzewania, a to tylko jeden z wymiernych skutków ich obecności. A przecież wszystko, co służy wspólnemu spotkaniu wiernych, wymaga troski – również to, co ukryte wysoko nad naszymi głowami.
W podobny sposób zagrożeniem stają się ptaki, szczególnie gołębie. Choć z pozoru nieszkodliwe, przez lata gromadzące się w zakamarkach wież i poddaszy pozostawiają po sobie ogromne ilości zanieczyszczeń. Bywa, że zalegające odchody sięgają setek kilogramów, a nawet ton, niszcząc elementy konstrukcyjne, elewacje i stwarzając poważne ryzyko dla zdrowia.
Wiele parafii decyduje się dziś na przeprowadzenie przeglądu technicznego, zwłaszcza w starszych budynkach, które przez dziesięciolecia nie były kompleksowo kontrolowane. Tego typu audyt pozwala ocenić stan drewna, wilgotność, potencjalne ogniska grzybów czy oznaki działalności szkodników. Każda wizytacja trwa od dwóch do trzech godzin i obejmuje przegląd techniczny z dokumentacją oraz wstępną diagnozą.
Dzięki wiedzy z zakresu konserwacji zabytków, specjalistyczne firmy dostosowują metody pracy do charakteru obiektów sakralnych, z należnym szacunkiem do przestrzeni świętej. W rozmowach z duchownymi coraz częściej pojawia się przekonanie, że taki przegląd, wykonany zawczasu, pozwala nie tylko zapobiec kosztownym interwencjom, ale przede wszystkim utrzymać bezpieczeństwo i godny stan świątyni.
Po pierwsze – być czujnym. Jeśli w zakrystii, na chórze czy pod dachem czuć wilgoć, jeśli pojawiły się trociny, odgłosy w nocy czy nietypowy zapach – nie warto tego ignorować! Warto rozważyć audyt – spokojny, rzetelny przegląd techniczny, który pozwoli dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku.
Po drugie – nie bać się konsultacji. Specjaliści, tacy jak firma Dezynfeusz®, oferują bezpłatne audyty i mają doświadczenie właśnie z obiektami sakralnymi. To ważne, bo kościół to nie zwykły budynek i wymaga podejścia z odpowiednim szacunkiem. Potrzebna jest także rzetelna wiedza: o konstrukcjach drewnianych i murach wapiennych, o przepływie wilgoci i wentylacji, a także o wymogach konserwatorskich. Dopiero połączenie tych kompetencji gwarantuje dobór właściwych metod, minimalną ingerencję i bezpieczne, skuteczne działania dla wspólnoty.
Wstępny ogląd można przeprowadzić samodzielnie: ocenić zakamarki poddasza i chóru, okolice murłaty oraz połączeń belek; zwrócić uwagę na obecność drobnej mączki drzewnej i otworów wylotowych, brunatnienie i łupliwość drewna, zapach stęchlizny, zacieki i ślady zawilgocenia, a także działanie wentylacji. Pomocne jest sporządzenie krótkich notatek i dokumentacja fotograficzna.
W razie wątpliwości lub dla potwierdzenia stanu technicznego zalecany jest audyt specjalistyczny. Firma Dezynfeusz® cyklicznie oferuje bezpłatne przeglądy przygotowane dla kościołów i obiektów zabytkowych; trwają zwykle 2–3 godziny i kończą się jasnymi zaleceniami. Połączenie regularnych oględzin i okresowych audytów ogranicza ryzyko kosztownych napraw oraz pomaga chronić świątynię.
Artykuł sponsorowany