reklama

Miejmy choć wiarę Zachariasza

ks. Tomasz Jaklewicz ks. Tomasz Jaklewicz

dodane 16.12.2025 14:04

Zachariasz, podobnie jak Maryja, przeżył swoje zwiastowanie. To opowiadanie jest skonstruowane paralelnie do sceny w Nazarecie. Tu mamy starca, który ma sędziwą żonę. A tam dziewicę, która nie zna męża. W obu przypadkach dziecko jest darem Boga, jest cudem po ludzku niemożliwym. Różnica pojawia się w reakcji na Dobrą Nowinę. Zachariasz pyta: „Po czym to poznam? Bo sam jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku”. Anioł Gabriel dostrzega w tych słowach niewiarę. „Nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie” – słyszy Zachariasz i pozostaje niemy, aż do narodzin Jana. Maryja została nazwana przez Elżbietę błogosławioną, bo uwierzyła słowom powiedzianym jej od Pana. Zachariasz mimo swojego wątpienia stał się ojcem Jana. Współpracował z łaską, choć z pewnymi oporami. Współpraca Maryi była o wiele doskonalsza.

W gruncie rzeczy najważniejsze są w  tym fragmencie słowa proroctwa dotyczące Jana i jego rola w dziele zbawienia. Anioł zapowiada, że „będzie on bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony zostanie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, ich Boga; on sam pójdzie przed Nim w duchu i z mocą Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do rozwagi sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały”. Proroctwo się spełniło. Jan okazał się potężnym prorokiem, który wywołał burzę na pustyni. Jego głos wstrząsnął całą Judeą tuż przed wystąpieniem Jezusa. Narzucił sobie surowy styl życia oddanego wyłącznie Bogu przez post i modlitwę. Był Bożym twardzielem. Nawoływał do nawrócenia, którego znakiem było obmycie w Jordanie połączone z wyznawaniem grzechów. Zapowiadał gniew Boży, który strawi to wszystko, co jest plewą. Skarcił rozpustę króla Heroda, co ściągnęło na jego głowę więzienie, a potem śmierć. Stał się więc męczennikiem, który oddał życie w obronie świętości małżeństwa.

Życiową rolą Jana zwiastowanie nadejścia Mesjasza, spulchnienie roli pod zasiew Słowa. Można powiedzieć, że przeprowadził rekolekcje przed przyjściem Jezusa. Sam nazwał siebie „przyjacielem Oblubieńca”, a rolą takiej osoby było koordynowanie przygotowań do wesela, czyli zaślubin Mesjasza z ludem. Prolog Ewangelii św. Jana mówi o nim: „Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości”.

Potrzebujemy wciąż proroków jak Jan, czyli ludzi nawołujących do nawrócenia nie tylko słowem, ale i radykalnym stylem życia. Potrzebujemy duchowych przewodników, którzy zaświadczą o światłości w świecie pełnym ściemniaczy, manipulatorów, rozpustnych Herodów. Potrzebujemy zdecydowanego głosu, który przypomni, że zło jest złem, grzech grzechem. Potrzebujemy kogoś, kto upomni się o Boga, o Jego prawo do człowieka; kogoś, kto zdemaskuje bałwochwalstwo strojące się w modne ciuchy. Potrzebujemy oczyszczenia serc ze zgniłych kompromisów ze złem. Miłosierdzie Boga jest nieskończone, ale przygotowaniem na spotkanie z miłosierdziem jest skrucha, uznanie własnej winy, uderzenie się w piersi, pokuta. Radykalizm Jana przypomina, że życie duchowe jest także walką. Dworów Heroda nie brakuje, ani pięknie tańczących Salome. Pokusa dołączenia to tego dworu jest potężna. Ale prawda jest po stronie Jana. Nie przeżyjemy dobrze Świąt bez spowiedzi, bez pojednania w rodzinie, bez modlitwy i pokory serca. Bez nawrócenia, wyciszenia. Jeśli nie stać nas na wiarę Maryi, miejmy choć wiarę Zachariasza.

1 / 1

reklama