Wracając z Iraku Franciszek wyznał, że po miesiącach pandemicznych ograniczeń ta pielgrzymka była dla niego jak wyjście z więzienia. Wskazał, że „zaczął żyć na nowo”, ponieważ „mógł dotknąć Kościoła, dotknąć świętego ludu Bożego, dotknąć wszystkich ludzi”.
Dziennikarze zapytali Papieża na wstępie o jego spotkanie z przywódcą irackich szyitów, czy można się po nim spodziewać czegoś podobnego do deklaracji z Abu Zabi, która została podpisana z przedstawicielami islamu sunnickiego. Franciszek przyznał, że deklaracja ta była pierwszym krokiem, spotkanie z al-Sistanim można postrzegać jako drugi krok, a po nich przyjdą następne. Zacytował słowa szyickiego przywódcy, który powiedział: ludzie są albo braćmi ze względu na religię, albo równi ze względu na stworzenie. Papież zauważył, że jest to pewna droga, ale również ekumeniczne zbliżenie chrześcijan różnych wyznań było procesem, długą drogą. W tym wypadku pierwszy, najważniejszy krok został uczyniony na Soborze. Kontynuuję linię wytyczoną przez nauczanie Soboru – zapewnił Papież. Zapytany, czy spotkanie z al-Sistanim jest przesłaniem dla przywódców religijnych w Iranie, Franciszek odpowiedział:
„Myślę, że było to przesłanie uniwersalne. Czułem potrzebę odbycia tej pielgrzymki wiary i pokuty, udania się do tego wielkiego, mądrego człowieka Bożego. Dostrzega się to jedynie, kiedy się słucha. A jeśli chodzi o przesłanie, to jest to przesłanie do wszystkich. Jest on osobą, która ma mądrość, ale też roztropność. Powiedział mi: od 10 lat nie przyjmuję ludzi, którzy chcą mnie odwiedzić z powodów politycznych i kulturalnych. Tylko ze względów religijnych. I on był pełen szacunku podczas spotkania. Czułem się zaszczycony. Podczas powitania nigdy nie wstaje, ale wstał, aby mnie powitać, i to dwa razy. Człowiek bardzo pokorny i mądry. To spotkanie dobrze zrobiło mojej duszy” – powiedział papież.
Franciszek ujawnił również, że w związku z podróżą do Iraku patriarcha Kościoła maronickiego nalegał na niego, aby po drodze zatrzymał się również w Bejrucie. Papież stwierdził, że takie zatrzymanie się po drodze to za mało. Obiecał zatem, że odbędzie podróż do Libanu.
„Podczas tej podróży zmęczyłem się znacznie bardziej niż w trakcie innych” – przyznał Papież. Zapytany o kolejne zagraniczne plany zaznaczył, że ma już 84 lata i każda wizyta stanowi dla niego wyzwanie. Zapowiedział, że kolejnym miejscem, które odwiedzi, będą Węgry. Franciszek nie planuje jednak wielodniowej pielgrzymki, chce jedynie wziąć udział w Mszy św. kończącej Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. Zapytany o to, czy kiedykolwiek wróci do Argentyny odpowiedział:
„Zawsze odpowiadam trochę ironicznie: czy nie wystarczy, że byłem 76 lat w Argentynie? Nie wiem, dlaczego o tym się nie mówi, ale wyjazd do Argentyny, Chile i Urugwaju planowany był przecież na listopad 2017. Jednak w tym czasie w Chile trwała kampania wyborcza i stąd podróż nie doszła do skutku. Następnie padła propozycja, że warto pojechać jeszcze do Peru, ponieważ nie znalazło się ono na trasie poprzedniej pielgrzymki do Ekwadoru, Boliwii i Paragwaju. Stąd podróż do Chile i Peru z 2018 r. Chce zaznaczyć, że nie ma we mnie żadnej «ojczyznofobii». Jeśli tylko będzie okazja, odwiedzę Argentynę, Urugwaj i południową część Brazylii” – powiedział Ojciec Święty.
Papież zaznaczył, że zanim podejmie decyzję o podróży zagranicznej, słucha doradców, dużo się modli i rozmyśla. „Wówczas decyzja przychodzi spontanicznie, z wnętrza” – wyznał Franciszek. Zaznaczył, że na decyzję o wyjeździe do Iraku wpłynęło wiele czynników. Znacznie miały oficjalne zaproszenia ze strony władz, jednak – jak przyznał Papież – decydująca była lektura książki Nadii Mourad „Ostatnia dziewczyna”, która opowiada historię jazydów. „Treść tej książki pracowała we mnie. To był główny powód mojej decyzji” – powiedział Papież.
W dalszej kolejności Papież zapytany o masowe migracje z Bliskiego Wschodu nawiązał do wczorajszej podróży samochodem z Karakosz do Irbilu, podczas której widział wielu młodych ludzi przy drodze i pytał się o ich przyszłość. Z migracją wiąże się podwójne prawo: prawo do pozostania na miejscu i prawo do wyjazdu. Wielu ludzi nie może zrealizować żadnego z nich, ponieważ z jednej strony nie wiedzą, jak to uczynić, a z drugiej strony świat nie nabrał jeszcze świadomości, że migracja jest prawem człowieka.
Ojciec Święty zacytował pewnego włoskiego socjologa, który mówiąc o zimie demograficznej w Italii zapowiedział, że za około czterdzieści lat trzeba będzie „importować” obcokrajowców, żeby pracowali i płacili podatki na nasze emerytury. Migracja w zachodnich społeczeństwach jest często traktowana jak inwazja. Papież nawiązał do swojego wczorajszego spotkania z ojcem Alana Kurdiego. Ten chłopiec stał się niemal symbolem sięgającym znacznie dalej niż zwykła śmierć dziecka na emigracji.
„To symbol umierających cywilizacji, które nie mogą przetrwać, symbol człowieczeństwa. Potrzeba nam pilnego otwarcia możliwości, aby ludzie mieli zapewnioną pracę na miejscu i nie musieli migrować, ale także zapewnienia prawa do migracji. Prawdą jest, że każdy kraj powinien dobrze przeanalizować zdolność do przyjmowania, ponieważ nie wystarczy jedynie przyjąć, a potem pozostawić na plaży, oprócz tego ważne jest towarzyszenie, zapewnienie rozwoju oraz integracja” – podkreślił Papież. „Integracja migranta jest oczywistym wymogiem. Z migracjami wiążą się poważne dramaty regionalne. Chciałbym podziękować hojnym krajom, które przyjmują migrantów: Libanowi, gdzie wydaje mi się, że przebywa dwa miliony Syryjczyków; oraz Jordanii, nad którą niestety nie będziemy przelatywać, a król chciał nam okazać szacunek wysyłając samoloty, aby nam towarzyszyły w granicach tego kraju. Jordania jest nadzwyczaj hojna – ponad półtora miliona migrantów. Dziękuję tym hojnym krajom! Bardzo dziękuję” – dodał.
Papieża pytano, czy po wizycie w Iraku planuje inne bliskowschodnie podróże. Wyznał, że obiecał pojechać do Libanu, o Syrii na razie nie myślał choć, jak podkreślił, nosi ten umęczony kraj w sercu i pamięta o nim w modlitwie.
Franciszek wyznał też, że po miesiącach pandemicznych ograniczeń ta pielgrzymka była dla niego, jak wyjście z więzienia. Wskazał, że „zaczął żyć na nowo”, ponieważ „mógł dotknąć Kościoła, dotknąć świętego ludu Bożego, dotknąć wszystkich ludzi”. W tym kontekście zauważył, że zostaje się księdzem po to, aby służyć. „Kontakt z ludźmi nas ratuje. My dajemy Eucharystię, nauczanie, naszą posługę, ale to oni dają nam przynależność. Nie zapominajmy o tej przynależności do ludu Bożego” – mówił.
Papieża pytano też, czy zamierza wznowić audiencje ogólne z udziałem wiernych, tak jak to miało miejsce przed pandemią. Wyznał, że bez ludzi na audiencjach czuje się zupełnie inaczej i chciałby do nich móc powrócić. Jednak, jak podkreślił, uzależnia to od rozporządzeń władz, które zachowuje. Początkiem powrotu do normalności jest wznowienie Anioła Pańskiego z okna Pałacu Apostolskiego, co można było zrobić przy zachowaniu dystansu.
Ojciec Święty wyznał, że nie wyobrażał sobie tak wielkiego ogromu zniszczeń w Mosulu. „Widziałem pewne rzeczy, przeczytałem książkę, ale to było naprawdę przejmujące” – mówił pytany o swe przeżycia. Wyznał, że w Karakosz poruszyło go świadectwo matki, której tzw. Państwo Islamskie zabiło syna, a która mówiła o znaczeniu przebaczenia. Wspomniał na swe podobne doświadczenie z Kolumbii, gdzie kobiety i matki mówiły „przebaczam, przebaczam” oprawcom swych dzieci i mężów. „To słowo zagubiliśmy. Umiemy wspaniale obrażać, mocno potępiać, ale nie prosić o przebaczenie… Przebaczyć nieprzyjaciołom, to jest czysta Ewangelia. To mnie uderzyło w Karakosz” – mówił Franciszek.
Dodał też, że oglądając ruiny Mosulu brakowało mu słów, gdy stał przed zniszczonym kościołem. „Aż trudno uwierzyć w tak przerażające ludzkie okrucieństwo. Ale teraz znów się zaczyna, spójrzmy na Afrykę” – mówił. Papież wyznał, że zastanawiał się w tym miejscu: kto sprzedaje broń tym niszczycielom i dlaczego ci, którzy to robią, nie mają odwagi się do tego przyznać.
W nawiązaniu do ogromnego wsparcia jakie okazał irackim kobietom w Karakosz Ojca Świętego pytano też o rolę kobiet. Podkreślił, że zawsze w historii były one silniejsze od mężczyzn. Wciąż są jednak także upokarzane i wykorzystywane. Franciszek nawiązał do cennika, który pokazano mu w drodze do Iraku. Były na nim ceny za kobiety, jakie wyznaczyli fundamentaliści z tzw. Państwa Islamskiego, którzy sprzedawali chrześcijanki i jazydki na targu. Wyznał, że nie mógł w to uwierzyć, jednak jak dodał, kobiety wciąż są sprzedawane i stają niewolnicami nie tylko w Iraku.
„Nawet w centrum Rzymu walka z handlem ludźmi jest codziennością. Podczas Jubileuszu [Miłosierdzia] odwiedziłem jeden z wielu domów dzieła ks. Benzi. Wykupione dziewczyny, jedna z obciętym uchem, bo nie przyniosła pewnego dnia pieniędzy, druga przywieziona z Bratysławy w bagażniku jak niewolnica, porwana. Handel ludźmi dzieje wśród nas!” – mówił Ojciec Święty. „W wielu krajach, szczególnie afrykańskich okaleczenie jest rytuałem, który musi być wykonany. Kobiety nadal są niewolnicami i musimy walczyć o ich godność. To one kontynuują historię i to nie jest przesada, ani komplement, ponieważ dziś jest Dzień Kobiet” – podkreślił.
Radio Watykańskie - Vatican News