Polska ekspertka: potrzeba większej współpracy ze świeckimi w sprawie ochrony nieletnich

Myślę, że Kościół w Polsce musi jeszcze bardziej zaufać świeckim, którzy chcą pracować dla Kościoła i są profesjonalnie przygotowani do pomocy osobom, które doświadczyły przemocy seksualnej - mówi Magdalena Frąckowiak

I wierzę w mądrość pasterzy Kościoła, którzy na taką współpracę będą się coraz bardziej otwierać - dodała Magdalena Frąckowiak, jedyna Polka, która ukończyła kurs poświęcony ochrony dzieci, organizowany przez Centrum Ochrony Dziecka przy Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.

 KAI: Jest Pani jedyną Polką, która ukończyła kurs organizowany przez międzynarodowe Centrum Ochrony Dziecka przy papieskiej uczelni. Na czym polegają założenia tego kursu, który w tym roku odbył się już po raz czwarty?

Magdalena Frąckowiak: Jest to odpowiedź Kościoła na przypadki nadużyć wobec dzieci. Jego treścią nie jest jedynie ochrona dzieci przed nadużyciami seksualnymi, ale szeroko pojęta ochrona przed każdą formą przemocy: fizyczną, psychiczną, emocjonalną, przed handlem ludźmi i prostytucją.

Na te wyzwania należy patrzeć w skali światowej, i to m.in. przed Kościołem powszechnym stoi zadanie zapobiegania tym nadużyciom. O ile bowiem w Polsce nie mamy problemu zmuszania dzieci do wczesnych małżeństw, czy handlu dziećmi, o tyle np. w krajach Oceanii czy Afryki jest to potężny dramat. I tam w jego rozwiązaniu pomagają dziś głównie struktury tworzone i prowadzone przez księży i siostry zakonne.

Kurs z zakresu ochrony dziecka, organizowany przez Gregorianę, ma za zadanie jeszcze bardziej uwrażliwić na możliwe zagrożenia, a także na status dziecka w różnych częściach świata i na prawa, jakie mu przysługują. Ten kurs, to także ważny komunikat, że Kościół chce przygotowywać i przygotowuje „swoich ludzi” do mierzenia się z tym zjawiskiem. Tym bardziej, że niestety do dziś mamy kraje, w których dziecko nie jest chronione z punktu widzenia prawa cywilnego.

KAI: Opierając się na wiedzy zdobytej na Uniwersytecie Gregoriańskim, ale też na Pani doświadczeniu prawnika kanonicznego i psychologa, czy uważa Pani, że Kościół katolicki ma dziś wizję, jak zapobiegać wykorzystywaniu, także seksualnemu, dzieci?

- To jest wyzwanie z którym Kościół, ani też żadne wąskie grono specjalistów nie jest w stanie sobie poradzić „w pojedynkę”. Tym bardziej, że w wielu krajach, tak, jak np. w Polsce, żeby nieść fachową pomoc poszkodowanym lub pracować ze sprawcą wymagany jest dyplom psychologa. Z kolei by brać udział w kościelnych postępowaniach sądowych, trzeba być prawnikiem kanonicznym.

Trzeba podkreślić, że Kościół chce w tym zakresie współpracować – choć ostatnio wiele środowisk promuje przekonanie o bierności Kościoła. Centrum Ochrony Dziecka przy Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim działa od kilku lat i podejmuje pierwsze próby, by tę wolę współpracy i przeciwdziałania pomocy połączyć z jak najlepszymi praktykami. To niezwykle ważne działanie. Także dlatego, że przypomina o potrzebie nieustannej współpracy z kompetentnymi specjalistami z różnych dziedzin.

Dlatego też kurs organizowany na Gregorianie jest adresowany zarówno do osób duchownych, jak i świeckich: psychologów, kanonistów, pracowników socjalnych, pedagogów... Skupia się na opracowaniu projektów prewencyjnych, bo to właśnie prewencja jest najlepszą formą ochrony dziecka przed jakimikolwiek formami nadużycia. Do właściwej prewencji potrzeba zarówno formacji, jak i edukacji. Takie przygotowanie przydaje się też osobom, które chcą w przyszłości pracować z rodzinami, tak jak ja. Bo to właśnie w rodzinach, a nie w strukturach Kościoła, ma miejsce miażdżąca większość przypadków wykorzystywania dzieci.

KAI: Czego konkretnie nauczył Panią ten kurs? Jakimi konkretnymi doświadczeniami już teraz dzieli się Kościół?

- Przede wszystkim: jak reagować przy pierwszym kontakcie z osobą pokrzywdzoną. Zgodnie z wytycznymi episkopatu i z zasadami, o których w ostatnich dniach przypomniał nam także papież Franciszek, należy dążyć do tego, by w każdej diecezji zapewnić co najmniej jedną lub dwie osoby referencyjne, do których osoby, które doświadczyły przemocy seksualnej mogą się zwrócić. Odpowiednie przygotowanie takich referentów jest kluczowe, bo często to od nich zależy, czy osoba, która doświadczyła przemocy seksualnej, odważy się poprosić o pomoc.

Uważam, że obecność osoby świeckiej, zwłaszcza kobiety, jako pierwszego kontaktu jest bardzo ważna także dlatego, że ktoś, kto doświadczył przemocy ze strony księdza, często nie jest w stanie pójść do kolejnego księdza, by o tym opowiedzieć. To retraumatyzacja. Myślę, że Kościół w Polsce musi jeszcze bardziej zaufać świeckim którzy chcą pracować dla Kościoła i są profesjonalnie przygotowani do pomocy osobom, które doświadczyły przemocy seksualnej. I wierzę w mądrość naszych pasterzy Kościoła, którzy na taką współpracę będą się coraz bardziej otwierać.

Celowo używam sformułowania: „osoba, która doświadczyła przemocy seksualnej”, ponieważ słowo „ofiara” uważam za stygmatyzujące i uprzedmiotawiające. Niezwykle ważne jest to, by nie zapominać o podmiotowości osoby pokrzywdzonej i troszczyć się by ta osoba nie zatraciła poczucia swojej godności.

KAI: Czy jednak nie jest to pewien eufemizm, który nie do końca oddaje dramat, który spotkał tę osobę?

- Uważam, że jak najbardziej należy uwrażliwiać społeczeństwo na wielką krzywdę, jaka wiąże się z każdym przypadkiem nadużycia, ale nie da się budować tej wrażliwości jedynie poprzez dobór dosadnych słów. Tymczasem takie słowa mogą jeszcze pogłębić zranienie takiej osoby.

KAI: Na Uniwersytecie Gregoriańskim była Pani jedyną świecką uczestniczką tego kursu. Z czego to wynika? Czy świeccy nie chcą angażować się w taką działalność? Czy może Kościół traktuje tę tematykę jako swoje „wewnętrzne” zadanie?

- Wiem, że w poprzednich edycjach kursu brały udział osoby świeckie, choć rzeczywiście stanowiły mniejszość. Wydaje mi się, że powód jest prozaiczny: finansowanie. Kurs nie jest tanią sprawą, a księża, czy osoby zakonne bardziej niż świeccy mogą dziś liczyć na wsparcie biskupów, czy przełożonych zakonnych. Wciąż trzeba też starać się o promocję takich inicjatyw edukacyjnych wśród osób świeckich. Mnie udało się tu przyjechać dzięki wsparciu fundacji Renovabis i samego Uniwersytetu, za co jestem wdzięczna.

Jako osoba wierząca czuję się odpowiedzialna za Kościół, którego jestem cząstką i w ramach talentów, którymi mogę mu służyć, chciałabym tworzyć tę pozytywną odpowiedź Kościoła na przypadki nadużyć seksualnych.

KAI: W mediach trwa ostatnio debata nie tylko na temat tego, jak pomagać ofiarom i zapobiegać kolejnym nadużyciom, ale też czy i jak bardzo temat ten był w przeszłości „zamiatany pod dywan”. Czy na kursie podejmowano także tę tematykę?

- Tutaj podkreślano, że należy wspierać przełożonych, by umieli mądrze działać i skończyć z tzw. „kulturą milczenia”. Wielokrotnie zaznaczano, że oprócz dobrego przygotowania konieczna jest też transparentność działań i indywidualne mierzenie się z każdym konkretnym przypadkiem.

Nasz kraj pokazywano jako ten, który ma „duży problem” i nie ma pomysłu, co z tym zrobić. Mówiono o wydarzeniach, z ostatnich miesięcy: sprawie ks. Janowskiego, publikacji mapy pedofilii, o pierwszym odszkodowaniu, które sąd zasądził ze strony zgromadzenia chrystusowców na rzecz ofiary, nawet o filmie „Kler”. W dodatku panowało też przekonanie, że z powodu powszechnego klerykalizmu osoby duchowne w Polsce nadużywają władzy i tuszują oskarżenia. Oczywiście, to była to refleksja oparta na wiedzy z prasy, często tej, która nie sprzyja Kościołowi, ale myślę, że powinniśmy mieć świadomość, że taka opinia o Polsce jest powielana.

KAI: A jak Pani postrzega Polskę na tle innych krajów, także w świetle doświadczeń zdobytych podczas tego kursu?

- Jestem dumna i szczęśliwa z tego, że jestem Polką i, że jestem katoliczką w Polsce. Wierzę, że mamy mądrych pasterzy i, że nawet jeśli obecnie możemy mówić o kryzysie, to oni nas z tego kryzysu wyprowadzą. Spotkałam w swoim życiu wielu wspaniałych oddanych ludziom i Chrystusowi kapłanów i uważam, że to jest przyszłość, także przyszłość walki z nadużyciami. Mamy doświadczenie, którym możemy się także dzielić z innymi krajami. Proszę sobie wyobrazić, że dziś w wielu krajach np. Afryki nie można zapewnić długofalowej pomocy osobie, która doświadczyła przemocy seksualnej, bo po prostu brakuje psychologów. My mamy takich fachowców.

KAI: Czyli paradoksalnie, choć niektóre środowiska zarzucają nam permisywizm, Polska może dziś nie tylko skutecznie radzić sobie z tym problemem, ale też pomagać innym krajom, np. wysyłając psychologów tam, gdzie ich brakuje?

- Myślę, że tak. A wracając do tego, co możemy zrobić w Kościele w Polsce: mamy konkretne narzędzia: przede wszystkim wytyczne KEP z 2014 r., które są bardzo dobrze opracowane i z których każda diecezja może i powinna korzystać. Znaczącą rolę odgrywa Centrum Ochrony Dziecka prowadzone przez o. Adama Żaka SJ. Upatruję też dużą nadzieję w rozszerzeniu współpracy Kościoła z kompetentnymi osobami świeckimi: psychologami, pracownikami socjalnymi, prawnikami, bo taka fachowa pomoc musi iść w parze z pomocą duszpasterską. Nie można oczekiwać od księży, że wszyscy pójdą na specjalistyczne studia i kursy. Zaangażowanie świeckich ekspertów, którzy są gotowi do współpracy wpłynie też pozytywnie na wizerunek Kościoła, wciąż postrzegany w niektórych kręgach jako hermetyczny.

KAI: Według Pani w Polsce jest jednomyślność co do zasady „zero tolerancji dla nadużyć seksualnych”?

- Tak, natomiast musimy pamiętać o innym ryzyku: nie wolno nam zapomnieć o zasadzie domniemanej niewinności sprawcy, o której przypominał ostatnio także rzecznik KEP. Pomimo dramatu każdego przypadku nadużycia i pierwszeństwa w niesieniu pomocy poszkodowanym, nie może zacząć dominować pryncypium domniemanej winy. Co nie zmienia faktu, że należy przestrzegać przed zagrożeniem nadużyć seksualnych.

KAI: Jest recepta, jak mówić o tym zagrożeniu, nie psując zdrowych relacji i nie rzucając nieuzasadnionych podejrzeń na wszystkich duchownych?

- Uważam, że nie unikniemy dziś problemu etykietowania uczciwych i oddanych Kościołowi księży. Niestety dziś niewinni „obrywają” za winnych. Dlatego tym bardziej potrzeba dobrej formacji wszystkich świeckich. Formacji chrześcijańskiej, ale też ludzkiej. Bo właściwie uformowany człowiek, nie tylko katolik, nie będzie obwiniał niewinnego kapłana za grzechy i przestępstwa tego, który zawinił. Ci niewinnie oskarżani to dziś tzw. „ofiary wtórne”. Te osoby też potrzebują dziś troski: to zarówno niesłusznie posądzani kapłani, jak też parafianie, członkowie wspólnot i rodzin tych, którzy ucierpieli.

KAI: Dziękuję za rozmowę.

« 1 »

reklama

reklama

reklama