Franciszkanin: posługa chorym jest trudna, ale daje dużo radości

Media informowały o wolontariuszach, którzy zgłaszali się do posługi chorym na COVID. Teraz składają oni świadectwa. Jednym z nich jest br. Artur Aliszewski, franciszkanin-kapucyn.

Publikujemy świadectwo br. Artura:

Od końca kwietnia mam łaskę razem z br. Mateuszem Włosińskim z mojej braterskiej wspólnoty w Katowicach posługiwać w szpitalu jednoimiennym w Wolicy koło Kalisza. Do tego szpitala zostały przywiezione starsze osoby z domów opieki, zarażone koronawirusem. Chorzy Ci, oprócz leczenia, wymagają zabiegów pielęgnacyjnych (mycia, zmiany pampersów, karmienia). Ponieważ po nagłym przekształceniu szpitala pulmonologicznego na szpital jednoimienny odeszła część personelu, a jednocześnie zwiększyła się ilość pracy i trudność jej wykonywania (wszystko trzeba wykonywać w specjalnych kombinezonach i maskach), zaistniała pilna potrzeba zaangażowania wolontariuszy do pomocy.

Pierwsze na apel o pomoc odpowiedziały siostry Misjonarki Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej z Poznania, wysyłając trzy swoje siostry. Jako bracia kapucyni przybyliśmy dzień później. Wszyscy zostaliśmy zakwaterowani w hotelu w Kaliszu (bardzo wygodnym). Do szpitala dojeżdżamy codziennie 10 km. Z początku był z tym problem (zabierały nas pielęgniarki swoim autem), ale później siostrom sprowadzono ich samochód z Poznania i zaczęliśmy dojeżdżać razem. Ustalono nam dyżury w godzinach od 7.00 do 15.00.

Początek nie był łatwy. Najpierw musieliśmy obciąć i zgolić brody (moja miała 20 lat). Potem nauczyć się zakładać i zdejmować (co jest trudniejsze) odzież ochronną (fartuchy, kombinezony, maski, okulary, przyłbice). Na rękach musimy nosić trzy pary rękawic, a na butach i nogach po dwa worki foliowe. Wszystko należy przymocować taśmami. W takim ubraniu jest dosyć ciepło i duszno, a wszystkie czynności wymagają więcej wysiłku. Do tego często parują okulary, co bardzo ogranicza widoczność. W takim stroju można maksymalnie przebywać cztery godziny. Dlatego w ciągu jednego dyżury ubieramy się i rozbieramy dwukrotnie.

Posługa chorym choć jest trudna, daje dużo radości. Ze względu na możliwość zarażenia, nikt z rodziny czy przyjaciół nie może ich odwiedzać. Dlatego razem z personelem medycznym staliśmy się dla nich kimś bliskim. Panie pielęgniarki pomimo dużego zmęczenia, bardzo troszczą się o potrzeby chorych. Także lekarze, włącznie z ordynatorem, gdy było nas mało na dyżurze pomagali karmić i zmieniać pampersy. Najbardziej dotyka mnie samotność tych, którzy umierają, z dala od rodziny. Brat Mateusz zadbał aby chorym udzielać sakramentu namaszczenia, posługuje też sakramentem pokuty.

Najtrudniejszy czas przyszedł, gdy się okazało, że jedna z sióstr oraz pielęgniarka są zarażone. Do tego odeszła z pracy jedna wolontariuszka i jedna pielęgniarka. Na szczęście jednak przybyli nowi wolontariusze: ks. Paweł, salwatorianin oraz Ania, studentka z Katowic. Niedawno dołączył także do nas br. Wojciech Sokołowski, kapucyn ze Stalowej Woli.

W ostatnich dniach zaczęły też wracać z urlopu pielęgniarki, a także zatrudniać się nowe. Jeśli więc chodzi o personel medyczny, pomału sytuacja się stabilizuje. Także coraz więcej chorych jest wypisywanych ze szpitala, a nowych na szczęście nie przybywa. Niech Pan im i nam w tej posłudze błogosławi. Wszystkich prosimy o modlitwę.


Za: Biuletyn CiZ / kapucyni.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama