Hrabiowski syn w zakonie żebraczym – jak św. Tomasz walczył z rodziną o powołanie

O tym, jak koledzy naśmiewali się ze św. Tomasza i uważali za niezbyt bystrego; jak Tomasz traktował rozmówców o różnych, nawet heretyckich poglądach; jakie zasadzki robiła na niego rodzina, żeby porzucił powołanie – opowiadał o. Jacek Salij, dominikanin.

W Poranku Rozgłośni Katolickich „Siódma 9” w rozmowie z Michałem Kłosowskim o. Jacek Salij przybliżył postać św. Tomasza z Akwinu.

Dominikanin został zapytany o określenie „wół Boży”, które przylgnęło do wybitnego teologa.

„Św. Tomasz, kiedy jeszcze był studentem, na wykładach zachowywał się w taki sposób, jakby nic rozumiał, bo nigdy się nie odzywał, nie zabierał głosu. Koledzy się z niego nawet naśmiewali, nazywali go wołem, może ze względu na jego gabaryty. Wtedy św. Albert Wielki, wspaniały nauczyciel św. Tomasza, który się na nim poznał, pewnie patrzył na buźkę swojego studenta i widział, że on rozumie, że chłonie. I mówił: «No, no. Wy go nazywacie wołem, a jak on zaryczy, to cały świat usłyszy»” – tłumaczył o. Salij.

Zwrócił uwagę na to, że Tomasz, człowiek wielkiego umysłu, bardzo szanował innych i nie lekceważył ich, nawet jeśli mieli inne poglądy.

„Św. Tomasz miał przedziwną cechę charakteru – mianowicie pierwszym jego odruchem na cudze poglądy, także te, które mu się nie podobały, które uważał za błędne, było szukanie prawdy, która jest zawarta w słowie bliźniego. Krótko mówiąc, nawet jak zajmował się jakimiś herezjami, to nigdy nie było tak, żeby po prostu potępiał, tylko próbował zrozumieć. To wielka, wspaniała cecha św. Tomasza, że nie lekceważył ludzi, z którymi się nie zgadzał, tylko wręcz przeciwnie”.

Zapytany o ulubioną część życiorysu świętego o. Salij przytoczył opowieść o jego powołaniu.

„Bardzo piękne było jego powołanie dominikańskie. To była rodzina – dzisiaj byśmy powiedzieli – arystokratyczna. Tomasz urodził się na zamku hrabiego Akwinu. Rodzina przewidziała dla niego, że będzie opatem na Monte Cassino. A Tomasz, który miał 13 lat, jakoś się dowiedział o dominikanach i postanowił zostać dominikaninem. Rodzina była przerażona, bo dominikanie to był zakon, który nawet w etykiecie swojej miał zapis, że jest zakonem żebraczym. A tu syn hrabiowski chce do zakonu żebraczego. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy został przyjęty do zakonu i wysłany na studia do Paryża, rodzina na samym początku tej drogi urządziła zamach, porwała synalka i umieściła w rodzinnym więzieniu. On był tam trzymany przez prawie rok. Rodzina postanowiła wybić mu to powołanie z głowy, a Tomasz zdecydowanie trwał w tym powołaniu, nawet wtedy, gdy rodzina urządziła na niego bezbożną zasadzkę i podesłała mu jakąś rozpustnicę. To było zimą, paliło się w kominku. Tomasz, kiedy poczuł, że zaczyna mieć problemy – bo rozpustnica się zachowywała stosownie do tego, jak rozpustnice się zachowują – chwycił płonące polano i ta biedna dziewczyna uciekła, a rodzina w końcu się poddała. Tomasz wywalczył swoją drogę życiową, nawet wobec rodziny” – opowiadał profesor.

Źródło: siodma9.pl


« 1 »

reklama

reklama

reklama