Kilka tysięcy wiernych wzięło udział w Katowicach w beatyfikacji ks. Jana Machy. Wraz z nim modlili się liczni biskupi, przedstawiciele duchowieństwa i wierni. Po zakończonej uroczystości wielu diecezjan nie kryło wzruszenia.
– Ks. Jan jest mocnym przykładem dla nas na te czasy. W sumie na beatyfikację się nie wybierałam, ale chyba on sam nas tutaj przyprowadził. Trzeba się za jego przyczyną modlić, żeby nam pomógł wejść z wiarą w te trudne czasy – mówiła siostra Rozyna, służebniczka śląska. – Imponuje mi w nim całkowite oddanie. Nie patrzył na to, żeby przeżyć, ale żeby pomóc – dodaje siostra Rozyna.
W liturgii uczestniczyli nie tylko diecezjanie z Katowic i okolic. Byli też wierni spoza Śląska. – Przyjechałem z Krakowa z koleżanką, chcieliśmy być na tym ważnym wydarzeniu dla Kościoła w Polsce – tłumaczył pewien mężczyzna.
Młodzi ludzie przyjechali też z Mysłowic, miasta, gdzie więziony był ks. Jan. – Niezłomność ducha i służba drugiemu człowiekowi, za którą oddał życie - jest to dla mnie niesamowite. Myślę, że ks. Jan może być wzorem dla młodych ludzi – przekonywali. – Myślę, że jest to wzór na nasze czasy. Nie jakiś odległy błogosławiony, tylko człowiek, którego mógł znać ktoś z naszych znajomych czy z rodziny – mówili.
W uroczystości beatyfikacyjnej uczestniczyli członkowie najbliższej rodziny ks. Jana Machy. W tym gronie była Małgorzata Kozak, siostrzenica nowego orędownika. Zapytania, jakie towarzyszą jej dziś uczucia, mówiła o wielkiej radości. – Ten ostatni etap, który był dla nas bardzo trudny, już się zakończył. Teraz jest czas na świętowanie. Myślę, że ta beatyfikacja to jest wielka łaska z nieba i ona rozleje się na cały Śląsk i dalej, i ksiądz Jan będzie nas wspomagał w tych naszych trudnych czasach – powiedziała.
Krewna przypominała, że w domu wszyscy wyczekiwali tego momentu bardzo długo, a on się ciągle odsuwał. – Myśleliśmy, że możemy nie dożyć tego momentu, bo - niestety - tak było z naszą najmłodszą siostrą. Ale cieszymy się, już teraz wszyscy razem - oni w niebie, a my tutaj na ziemi – mówiła.
Małgorzata Kozak dziękowała też za tą wielką łaskę całego procesu beatyfikacyjnego. – Będziemy się tą radością, serdecznością i łaską dzielić. To nie skończy się na dniu beatyfikacji. Niech to będzie początek procesu poznawania ks. Jana i uczenia się tego, jak żył, przyswajania jego ideałów. Niech to będzie jego przesłanie – przekonywała.
Przed liturgią beatyfikacyjną w katowickiej katedrze zabrzmiały skrzypce, na których grał ks. Jan Macha. Bracia Julian i Henryk Gembalscy wykonali na skrzypcach i organach napisany przez siebie utwór specjalnie na tę okazję.
– Myśleliśmy, że ten instrument został zniszczony, ale znalazł się u kuzynki. Na szczęście udało się te skrzypce poddać renowacji, no i mogły zabrzmieć w katedrze. To tak jakby grał sam Hanik. On pewnie chciał powiedzieć światu, ze żyje, a wiec mamy się cieszyć i radować – dodaje siostrzenica.
Jak przyznaje, Hanik inspiruje ją całe życie i jej pomaga. – Doświadczyłam już różnych trudów w moim życiu, ale on mi daję siłę, żeby się nie poddawać. Od dwudziestu paru lat mój mąż jest sparaliżowany, więc niesiemy ten krzyż razem. I Hanik jest w tej codzienności z nami – mówiła wzruszona.
Jak podkreślała, Hanik z nią był od początku, bo cale życie była blisko mamy, Róży (siostry ks. Jana). – Dla niej był starszym bratem, i dla mnie był starszym bratem. Choć już go z nami nie ma, to żyje w naszych sercach, w naszej pamięci – zaznaczyła. Wyraziła też nadzieję, że przez beatyfikację Hanik odżyje na nowo dla Śląska, dla Polski i dla wszystkich ludzi.
Z kolei Agnieszka Remin, córka siostrzenicy ks. Jana Machy, wspomniała, że historie ks. Jana poznała u swej babci, siostry Janka. – Jak przychodziłam do babci Rózi (siostry ks. Jana), to ona zawsze nam opowiadała o wujku Haniku. Jaki był, co robił i jak to wszystko u nich wyglądało. Im babcia była starsza, tym więcej nam o nim opowiadała, żebyśmy więcej zapamiętali. I dlatego ta postać ciągle żyła w naszym domu – mówiła.
Opowiadała, że pamiątki po wujku były traktowane w domu z czcią. – Z relikwiami, splamioną krwią chusteczką Hanika, zdawaliśmy maturę i egzaminy na studia. Wyniki były pozytywne! Czuliśmy i czujemy tę jego obecność pośród nas – przekonywała.
Jak zaznaczała, bycie krewnym błogosławionego, to wielkie zadanie. – Chcemy przekazywać to całe dobro, które Hanik niósł z sobą. Chcemy być świadkami tego pięknego wydarzenia, jakie miało miejsce w naszej rodzinie - zapowiedziała.
Śląski męczennik po beatyfikacji stał się patronem Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach. Dla diakona Łukasza Płaczka z VI roku to postać bardzo inspirująca. – Ksiądz Jan pokazał, jak ważna dla każdego kapłana powinna być ofiara: czasu, środków materialnych. To powinno być czymś normalnym, naturalnym, że robimy coś dobrego dla innych. Bez wielkich akcji, małymi kroczkami, bez tłumu, czasem w ciszy. Musimy o tym pamiętać, żeby nasze powołanie stawało się drogą do świętości – wyjaśnia.
Z kolei kleryk Paweł Kaszuba z IV roku wskazuje, że Hanik uczy go wierności w powołaniu. – W czasach, kiedy wokół nas jest tyle poplamionych grzechami, porzuconych sutann, ks. Macha dobitnie pokazuje, co znaczy wierność kapłaństwu. Choć nie dostał się za pierwszym razem do seminarium, nie obraził się na Kościół – spróbował za rok. Był solidnym duszpasterzem, współpracował z proboszczem, wyróżniał się konsekwentną wiarą, a ostatecznie był w stanie oddać za nią życie – wyjaśnia.
asp/Radio eM / Katowice