Nie można traktować Boga jak skarbonki, polisy ubezpieczeniowej, dobrej lokaty na przyszłość. Taka gra z Kimś, kto jest miłością, byłaby naszą kompromitacją. Opuszczam wszystko, bo kocham, to jedyna uczciwa motywacja. Czyste intencje pozwalają nam jednak odkryć, jak nieproporcjonalnie więcej otrzymujemy niż daliśmy.
Opuściliśmy wszystko?
„Oto my opuściliśmy wszystko”. Ponoć już św. Grzegorz Wielki ironizował na temat tych słów: „Piotrze – pytał retorycznie – cóż to takiego wielkiego opuściłeś? Jedną starą barkę?” No właśnie, bo nawet gdyby to nie była tylko jedna stara barka, ale małe przedsiębiorstwo rybackie, jak utrzymują niektórzy bibliści, to cóż to jest wobec życia wiecznego w czasie przyszłym? Słuchając dzisiaj św. Piotra (czyli samych siebie), gdzieś tam podskórnie czujemy, że taka próba zabezpieczenia dla siebie doczesnej, a nawet wiecznej nagrody, nie jest godna ucznia Chrystusa, i jest jakąś przegraną w perspektywie duchowej. Jego słowa uświadamiają nam też dobitnie, że „łatwo jest się wyrzec, ale trudno utracić” (por. ks. Jan Twardowski, „Trudno”). I że samo porzucenie rzeczy na niewiele się przyda, jeśli nie towarzyszy temu porzucenie myśli, pragnień, przywiązań. Zostawić rzeczy? To dopiero początek, umieć siebie zostawić Bogu, to jest dopiero coś!
„Żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz”. Nie można, to już wiemy, traktować Boga jak skarbonki, polisy ubezpieczeniowej, dobrej lokaty na przyszłość. Taka gra z Kimś, kto jest miłością, byłaby naszą kompromitacją. Opuszczam, bo kocham, to jedyna uczciwa motywacja. Czyste intencje, czyste oczy i serce, pozwalają nam jednak odkryć, jak nieproporcjonalnie więcej otrzymujemy niż daliśmy: bo czyż nie jest dla nas nagrodą życie, które mam sens, spotkani, piękni ludzie (ci, którzy szczerze idą za Bogiem, są zawsze duchowo piękni), fantastyczny, jedyne doświadczenia, wzruszenia, które podchodzą pod gardło? Każdy prawdziwy uczeń Jezusa prędzej czy później to zauważy, że stokroć więcej otrzymał niż dał, bo Bóg nigdy nie pozwoli wyprzedzić się w hojności.
„Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi”. Jak to jest zastanawiał się już w V wieku św. Jan Kasjan, że wielu mnichów, mimo że wcześniej wyrzekli się bogactw tego świata: złota, srebra, wspaniałych włości, potrafiło później obrażać się na braci z powodu błahostek: kubka, noża, pióra. Wyrzekli się wprawdzie bogactw, mówił Kasjan, ale nie osiągnęli czystości serca. Samo więc opuszczenie domu, braci, sióstr, ojca, matki, dzieci i pól – o niczym jeszcze nie przesądza, przypomina nam dzisiaj Jezus, może się bowiem zdarzyć, że opuścimy wszystko, a na drodze do nieba wyprzedzi nas wdowa wrzucająca grosik do świątynnej skarbonki: i tak pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi.