Zaczynam dzień z Ewangelią

Niewielu z nas ma możliwość realnego wpływania na tłumy, dużo częściej dane mi będzie dzielić się moim spotkaniem z Bogiem z poszczególnymi osobami: przyjaciółmi, kolegami i koleżankami z pracy, członkami rodziny. Być może szepcząc na ucho.

Pełny tekst czytań wraz z komentarzem >>

PRYWATNA SPRAWA, O KTÓREJ WARTO MÓWIĆ PUBLICZNIE

„Religia powinna być prywatną sprawą każdego”. Ten postulat antyklerykałów jest powtarzany od co najmniej 200 lat, tak iż nawet wierzący chrześcijanie uznają go za coś naturalnego. Jak często bywa, błędne i szkodliwe teorie zawierają dobre intuicje. U podstaw religii, a już na pewno podstaw religii chrześcijańskiej, leży osobiste spotkanie Bogiem. Bez niego religia staje się społecznym rytuałem, który w najlepszym wypadku pomaga utrzymać relacje z innymi, ale nie z Bogiem. Religia chrześcijańska powinna więc być sprawą osobistą, bo miłość jest sprawą osobistą. Przyjaciele nie muszą do siebie krzyczeć. Bóg mówi więc do mnie na ucho, po cichu. Owszem, czasem Jego obecność uświadamiam sobie dzięki zdarzeniom nadzwyczajnym, które mnie poruszyły. Ale nawet wtedy Bóg rzadko mówi wprost – „to Ja”. Raczej odkrywam, że to On, w wyniku refleksji, do której potrzebna jest cisza. Może do mnie przemówić działając, poprzez piękno, na zmysły i psychikę. Msza w pięknym kościele, godnie sprawowana, z odpowiednią oprawą muzyczną, może wzbudzić zachwyt, który pomaga mi poczuć Jego obecność. Ale spotkanie z Nim ostatecznie zawsze rozgrywa się w ciszy, bo dzieje się w moim sercu.

Po co w takim razie iść na dach i krzyczeć? Czy to nie zakłóca relacji? Nie tylko nie zakłóca, ale jest jej oczywistą konsekwencją. Jego głos przemienia mnie. On mówi na ucho, ale nie mamrocze pod nosem. To są słowa, które nie mogą pozostać bez echa. Jeśli na prawdę słyszę i przyjmuję to, co szepcze mi Bóg, wszystko, co robię będzie Nim przeniknięte. Nic dziwnego, że to, co mi powiedział chcę wykrzyczeć na dachach.

Czasami będzie to oznaczało głośne mówienie o wierze, o prawdzie, którą Bóg mi pozwolił dotknąć, bez żadnej mojej zasługi. Czym są współczesne dachy? Pierwsza myśl, która się nasuwa: media elektroniczne. Dostęp do nich jest łatwiejszy niż kiedyś, choć trzeba pamiętać, że te dachy są mocno zatłoczone, a często oddzielone od siebie tworząc „bańki informacyjne”. Dobrze, aby chrześcijanie byli obecni mediach czy portalach społecznościowych. Ale warto pamiętać o doświadczeniu św. Pawła na Agorze w Atenach, która w tamtych czasach dla elit pełniła rolę dzisiejszych mediów. Nie osiągnął dużego sukcesu, choć na pewno warto było próbować. Natura współczesnych środków komunikacji, w których silne emocje są ważniejsze niż głęboka refleksja, nie zawsze sprzyja przekazowi wiary.

Dachem o którym mówi Pan Jezus jest każde miejsce, w którym spotykam drugiego człowieka. Niewielu z nas ma możliwość realnego wpływania na tłumy, dużo częściej dane mi będzie dzielić się moim spotkaniem z Bogiem z poszczególnymi osobami: przyjaciółmi, kolegami i koleżankami z pracy, członkami rodziny. Być może szepcząc na ucho, nie dlatego, że wstydzę się wiary, ale dlatego, że mówienie o Bogu wiąże się z zaufaniem. „Słowa w porę wyszeptane do ucha przyjacielowi, który się chwieje; ukierunkowująca rozmowa, którą odpowiednio potrafiłeś sprowokować; fachowa rada, która umożliwia mu udoskonalenie jego pracy akademickiej; i ta dyskretna niedyskrecja, otwierająca niespodziewane horyzonty dla jego gorliwości... To wszystko stanowi «apostolstwo zaufania»”. (św. Josemaria, Droga 973)

« 1 »

reklama

reklama

reklama