Muniek Staszczyk: nie wyobrażam sobie życia bez sakramentów

„Moja droga nawrócenia trwa już 22 lata i będzie trwać do końca życia” – mówi Muniek Staszczyk. Podkreśla, że stara się trzymać Boga i że nie wyobraża sobie życia bez sakramentów.

W wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” udzielonego w związku z promocją nowej płyty pt. „Hau! Hau!” lider zespołu T.Love opowiedział o swojej wierze.

Przyznał, że mimo ciężkich przeżyć i obecnej trudnej sytuacji na świecie, stara się ufać Bogu, co daje mu wewnętrzną radość.

„Każdy to wie, że dokoła jest strasznie. Nie było za naszego życia takiej sytuacji, w jakiej dziś jesteśmy. Na pewno trzeba się trzymać nadziei i dobrej podłogi. Ja się trzymam Boga. Bo co mi zostało? I jestem naprawdę pogodnym człowiekiem”.

Powiedział, że chociaż jest świadomy swojej słabości, stara się dawać świadectwo o wierze. 

„Wiadomo, że ludzie krytykują, hejtują nawet: bzykał, pił, narkotyki brał, a teraz taki dewot. Ale skoro jestem osobą publiczną, to jak mnie ktoś pyta, to będę świadczył, nie wyprę się tego. Miałem już taki kryzys, kiedy stwierdziłem: nie będę łaził po spotkaniach, nie będę świadczył, bo to jakaś hipokryzja. Ciągle spowiadam się z tych samych grzechów, a  chodzę i  gadam o Bogu. I taki mądry mój kumpel, dominikanin, mówi: trzeba świadczyć, bo twoje świadectwo więcej znaczy, niż gdyby powiedział to jakiś ksiądz. Więc postanowiłem, że będę świadczył, gdy będzie ku temu jakaś okazja, np. teraz, kiedy wydaliśmy płytę i jest dużo wywiadów. Ta moja droga nawrócenia trwa już 22 lata i będzie trwać do końca życia, ale teraz czuję się wzmocniony i mniej się wstydzę”. 

Zaznaczył, że jego wiara przechodzi różne momenty, jest jak sinusoida. 

„Są ogromne momenty wątpienia, bo grzech nas fascynuje, pociąga. Jesteśmy ludźmi, słabiakami. Od 22 lat spowiadam się z tego samego i czasami mówię sobie, że to bez sensu, ale moi kumple duchowni twierdzą, że pojednanie to jest zawsze krok do przodu. Na pewno dużo się zmieniło, kiedy odkryłem relację z Matką Boską. Chociaż pochodzę z Częstochowy, to kiedyś się z Niej śmiałem. Jezus – OK, to jest gość, ale Matka Boska? Ta nastoletnia Żydówka? Jakieś niepokalane poczęcie? Musiałem pojechać do Medziugoria – właściwie Duch Święty mnie tam posłał – żebym mógł zrozumieć, że Różaniec to jest pomoc na wszystkie zwątpienia”. 

Przyznał, że według niego wiara to jest relacja

„Przychodzą mi do głowy słowa piosenki «Bóg»: «Tak bardzo chciałbym zostać kumplem Twym». I  mówię sobie: stary, może pisałeś to w jakiejś mniejszej świadomości, może byłeś wtedy bardzo daleko od Boga, ale tak serio, to właśnie jest istota relacji. Bo wiara to jest relacja. Powiedz to wszystko w modlitwie: przy krzyżu, w samochodzie, gdziekolwiek – jak do najlepszego kumpla, przyjaciela. Ktoś mnie kiedyś zapytał: czy ty się kiedyś zawiodłeś na Maryi albo na Chrystusie? A ja mówię: no nie”.

Podkreślił, że nie wyobraża sobie życia bez sakramentów. Zawsze przychodzi do kościoła w trudnych momentach. 

„Kiedy wyszedłem z wylewu, to pierwsze kroki skierowałem do mojego kościoła saletyńskiego we Włochach. Wcześniej, w szpitalu, kiedy już wiedziałem, że będę żył, prosiłem: «Panie Boże, naucz mnie dziękować, bo ja w ogóle tego nie umiem». Tak samo jak nie umiem żałować za grzechy. Niby mówię, że żałuję, ale przecież fajny jest ten grzech, pociąga mnie. Więc mówię: «Naucz mnie żałować. Naucz mnie w ogóle kochać, Jezu, bo mówię że Ciebie kocham, a przecież nie wiem, czy Cię kocham. Naucz mnie, żebym to czuł». I powoli, powoli On mnie tego uczy. Jeszcze nie jest perfekt, ale zacząłem świadomie dziękować. Więc to jest chyba ten progres” – opowiadał muzyk.

Źródło: „Gość Niedzielny”

« 1 »

reklama

reklama

reklama