Bodzanów zaczyna życie od nowa. Sprzątanie potrawa wiele miesięcy. Oblaci dobudowują klasztor i proszą o pomoc

„Nie mamy nic. Woda zabrało nam wszystko” – mówią mieszkańcy Bodzanowa. Niemal cała wioska jest do odbudowy. O pomoc proszą także księża oblaci. „Zniszczone zostały pomieszczenia na parterze domu oblackiego, w tym kuchnia, biuro parafialne, magazyny oraz obejście” – apelują. Mieszkańcom potrzebne są przemysłowe osuszacze, by... zdążyć przed zimą.

Po niedzielnej powodzi w Bodzanowie mieszkańcy usuwają jej skutki. Zniszczenia są ogromne, wciąż jednak nie można oszacować ich skali. Pan Tadeusz, mieszkaniec podgłuchołaskiej wsi, powiedział, że sprzątanie po powodzi potrwa wiele miesięcy, a nawet lat.

Bodzanów to wieś zaledwie kilka kilometrów od Głuchołaz. Przez jej środek wzdłuż drogi płynie niepozorna rzeczka, która nawet nie ma nazwy. W niedzielę to właśnie ten strumyk w zaledwie kilka godzin zamienił się w rwącą rzekę. Woda wystąpiła z brzegów i zalała stojące wzdłuż strumyka domy. Porywała wszystko, co stało jej na drodze. Podmywała domy, zerwała drogę. Naniosła mnóstwo nieczystości.

Teraz, gdy woda już opadła, widać, z jaką niszczycielską siłą woda płynęła przez wieś. Drzewa, które rosły wzdłuż rzeczki leżą powyrywane z korzeniami. Pozrywane są mostki, które były przerzucone nad strumieniem. Nad korytem rzeki zwisa asfalt, bo całą podbudowę podmyła woda.

W sprzątaniu pomagają żołnierze i strażacy ochotnicy, którzy przyjechali tu z różnych regionów Polski. Wynoszą zniszczone meble i sprzęty domowe. Ładowane są one do kontenerów i wywożone. W powietrzu czuć zapach wilgoci, którą oddają ściany namoknięte przez niedzielną powódź.

„Zanim przyszła woda, przez dwie noce nie spałam, bo tak nas straszyli powodzią. Jeszcze w nocy z soboty na niedzielę sprawdzaliśmy rzeczkę i tył posesji, gdzie niedaleko płynie Biała Głuchołaska. I zobaczyliśmy, że woda opadła, więc poszłam się położyć, a jak w niedzielę się obudziłam około godziny piątej, to już było za późno" – opowiada mieszkanka Bodzanowa. „Woda była już wszędzie. W piwnicy mi lodówki pływały, zamrażarki pełne jedzenia. Hydrofor mam też do niczego" – dodała.

Po powodzi w kilku miejscach wsi zorganizowane zostały punkty dystrybucji pomocy. Jeden z nich jest na posesji sołtyski Bodzanowa Agnieszki Stępień. Tutaj co chwilę podjeżdżają samochody, na które załadowywane są rzeczy potrzebne mieszkańcom i rozwożone do nich. Na podwórzu stoją palety z wodą, żywność i środki czystości.

„Mamy tu bardzo duży chaos. Nie mamy jakiejś takiej jednej osoby, która zarządzałaby tym wszystkim, pomocą. Szczególnie osobom starszym” – powiedziała sołtys.

Dodała, że jest bardzo duży zapas jedzenia i picia. „Najbardziej potrzebne są namioty – nawet takie ogrodowe, żeby można było schować pod nimi te zapasy. Bo jak przyjdą jakieś deszcze, to szkoda, żeby to wszystko się zmarnowało. Mamy mało rąk do pomocy. Liczymy na to, że i do nas przyjadą ludzie, by pomagać sprzątać" – powiedziała. Jej zdaniem najważniejsze, by nie doszło do kolejnej powodzi, jest uregulowanie rzeczki płynącej przez wieś.

O potrzebach mieszkańców mówił również pan Tadeusz.

„Teraz najbardziej potrzebne są osuszacze. Ale nie takie małe, domowe. Tu są potrzebne duże maszyny przemysłowe, żeby wyciągać wilgoć z domów. Do tego namioty, bo to wszystko nie może tak leżeć na słońcu” – powiedział.

Dodał, że sprzątanie nie potrwa tydzień, dwa, ale kilka długich miesięcy, a nawet lat. „Obyśmy z najważniejszymi rzeczami zdążyli przed zimą” – powiedział.

W Bodzanowie jest klasztor zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Ojciec Mateusz Legieżyński z tego zgromadzenia powiedział, że w niedzielę sytuacja była tragiczna.

„Woda bardzo szybko zalała główną drogę i zaczęła szybko przybierać do tego stopnia, że wyłamała nam drzwi w klasztorze. Przedarła się przez środek klasztoru i wpłynęła przez krużganki do biura parafialnego” – opowiadał.

Dodał, że powódź miała bardzo silny prąd. Porywała poukładane worki z piaskiem. Było jej tak dużo, że przelewała się przez ponadmetrowej wysokości murek okalający klasztor.
Jak mówił, pierwsza pomoc do Bodzanowa dotarła we wtorek. „Była to oczywiście pomoc doraźna w postaci żywności, środków czystości i narzędzi do sprzątania posesji. I ta pomoc cały czas napływa z całej Polski” – dodał.

Prowincjał, o. Marek Ochlak OMI, w specjalnym komunikacie zaznaczył, że „gdy chodzi o pomoc materialną: nie potrzeba już więcej żywności; ta, która dotarła i dotrze – zaspokoi potrzeby ludzi. W najbliższym czasie pilnie są potrzebne: pościele, ręczniki, kołdry, koce, osuszacze, taczki, łopaty, kilofy, grabie, wiadra, gumowce, rękawice, szmaty do podłogi i chemia gospodarcza w dużej ilości”.

„Woda przerwała wały zabezpieczające koryto rzeki Białej Głuchołaskiej, a w pobliskich Głuchołazach zostały zerwane mosty, które uszkodziły także infrastrukturę hydrologiczną. Woda, która od godziny 7.00 rano wdzierała się do klasztoru, miejscami sięgała 150 cm. Zniszczone zostały pomieszczenia na parterze domu oblackiego, w tym kuchnia, biuro parafialne, magazyny oraz obejście” – czytamy na stronie oblaci.pl.

Od czwartku we wsi są żołnierze i strażacy. Pomagają mieszkańcom w porządkowaniu domów i posesji. Ale, jak powiedział zakonnik, bardzo potrzebny jest też ciężki sprzęt, bo ludzie nie wszystko dadzą radę sami uporządkować. „Kłopotem jest to, że woda podmyła drogi" – zaznaczył.

Jego zdaniem mieszkańcy najbardziej potrzebują wsparcia, żeby się nie podłamali, ale żeby kontynuowali działanie w odnawianiu. „Ale to będzie trwało długo. Niektórzy stracili wszystko, cały majątek i odbudowywanie go to będą nawet lata” – powiedział. „Niektórzy mieszkańcy wciąż są w szoku, ale widzę, że się wspierają – dobrym słowem i takim właśnie zapewnieniem, że pomożemy, że odbudujemy” – dodał.

Powódź przez Bodzanów przeszła w minioną niedzielę. Wciąż nie jest znana skala strat.

Źródło: PAP, oblaci.pl

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama