„Żeby być misjonarzem, nie trzeba lecieć na inny kontynent” – mówiła Helena Kmieć. Sama jednak podróżowała, aby nieść Chrystusa Rumunom, Afrykańczykom i Latynosom.
„Miłość można i trzeba nieść wszędzie, tak do Afryki, jak i do sąsiada z ulicy” - podkreślała. Jej misja nie zakończyła się wraz ze śmiercią – trwa nadal. Wciąż inspiruje innych do kroczenia drogą świętości.
2012 rok. Sudety. Ogólnopolskie spotkanie Wolontariatu Misyjnego Salvator przygotowujące do wyjazdu na Węgry. Ks. Paweł Fiącek, opiekun Wolontariatu, zapowiada obecność nowej osoby w grupie misyjnej i podkreśla, że dziewczyna ta pięknie śpiewa. Wszyscy czekają, kim jest owa osoba, którą kapłan nie może się tak nachwalić.
„Na środek wyszła niepozorna, filigranowa dziewczynka. Moje pierwsze spostrzeżenie: ona będzie śpiewać operować głosem? Taka właśnie była Helena: niepozorna, zwyczajna w tym, co robiła. Wiele osób podkreśla, że naprawdę nie wyróżniała się, nie była osobą, którą pierwszą zauważało się w tłumie. Dopiero po czasie dowiedzieliśmy się, jak wiele robiła rzeczy, o których nigdy nie mówiła, nie chwaliła się w swojej pokorze. Po śmierci powstała książka: «Helena. Misja możliwa», składająca się z 24 świadectw. Jej rodzice po przeczytaniu egzemplarza powiedzieli, że o wielu działaniach, które podejmowała nawet nie mieli pojęcia” – wspomina Marta Omieczyńska, dyrektor Biura Fundacji im. Heleny Kmieć.
Kiedy ty będziesz spała?
Helena po pierwszej klasie liceum wyjechała na dwuletnie stypendium do Wielkiej Brytanii. Po ukończeniu Leweston School w Sherborne rozpoczęła studia na Politechnice Śląskiej (kierunek inżynieria i technologia chemiczna) prowadzone w języku angielskim. Aktywnie angażowała się w działalność duszpasterstwa akademickiego, Katolickiego Związku Akademickiego czy Caritas, pomagając w nauce dzieciom; organizowała piesze pielgrzymki na Jasną Górę. Kochała śpiew. Będąc na studiach rozpoczęła naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Gliwicach. Po obronie tytułu magistra podjęła pracę jako stewardessa.
„Wpadała do nas do wolontariatu na 2-3 godziny między lotami. Jedna z koleżanek zapytała ją któregoś razu: «Helena, kiedy ty będziesz spała?». «Wyśpię się po śmierci» – odpowiedziała wówczas. Wyciskała ze swojego życia każdą najmniejszą chwilę, żeby szerzyć dobro. Nie tylko daleko na misjach, gdzie była, np. w Zambii czy Rumunii, ale tu, na miejscu (…). Helenka to ciepło i dobroć. Rzeczywiście tam, gdzie przebywała – zawsze byli inni ludzie. Kochała spędzać czas z drugim człowiekiem. Pamiętam, że miała nawet koszulkę z napisem «free hugs» (darmowe przytulanie). Dla niej nie była to tylko koszulka, ale okazja do tego, żeby rzeczywiście przytulać ludzi. Przy Helence nikt nie czuł się nigdy źle. Była bardzo przyjazną i otwartą osobą” – zaznacza Marta Omieczyńska.
Zaskakuje, na jak wiele osób – tych, którzy ją znali i tych zupełnie obcych – Helena Kmieć miała (ma!) wpływ. W różnych świadectwach przewija się, że jest inspiracją dla młodych do podążania drogą świętości, dawania z siebie więcej dla innych. Niektórzy nawet nazwali swoje córki jej imieniem – by miały wyjątkową opiekę z Nieba.
Podstawy do życia pełnego postawy służby dała Helenie jej rodzina.
„Dostała piękne narzędzia od rodziców, aby zawsze wierzyła w siebie, rozwijała talenty i była blisko Pana Boga. To były na pewno solidne podstawy do tego, żeby robić dalej kolejne rzeczy” – wskazuje rozmówczyni Family New Service.
Ostatnia misja
W styczniu 2017 r. rozpoczęła misje na placówce sióstr służebniczek dębickich w Cochabambie w środkowej Boliwii. Wraz z drugą wolontariuszką miała zajmować się dziećmi z ochronki. Zaledwie po dwóch tygodniach od przyjazdu na miejsce wydarzyła się tragedia. Podczas napadu na placówkę Helena Kmieć została ugodzona nożem. Był to śmiertelny cios i jej misja została przerwana.
Przerwana, ale czy zakończona? Zdecydowanie nie. Trwa nadal! Po jej śmierci powołano m.in. Fundację im. Heleny Kmieć (https://helenakmiec.pl/).
„Fundacja to wolontariusze misyjni, którzy znali Helenę i znają rzeczywistość misyjną. Poprzez charyzmat i postać Helenki chcemy pokazywać innym, jak pięknie można żyć i jak można wykorzystywać swoje talenty, żeby czynić dobro. Prowadzimy projekty edukacyjne zarówno w Polsce jak i w czterech placówkach za granicą: Tanzanii, Boliwii, Meksyku i Zambii. Staramy się mówić o Helence wszędzie, gdzie się da. Stworzyliśmy ogólnopolską wystawę plenerową; już ponad rok co tydzień odwiedzamy inne miejsca – dotychczas byliśmy w ok. 40 parafiach. Nie stajemy w miejscu. Chcemy podtrzymywać żywego ducha Helenki i inspirować jej postacią innych ludzi” – mówi dyrektor organizacji, Marta Omieczyńska.
Dlatego na Youtube można zobaczyć film dokumentalny: „Misja – świętość”, stworzony przez Fundację dokument o placówce na misjach na Węgrzech, gdzie posługiwała Helenka.
„Tytuł nie jest przypadkowy. Ten film podkreśla, że każdy z nas (bez wyjątku!) powinien dążyć do świętości. To podstawowa misja każdego z nas. Nie powinno to być dla nas odległe i niedostępne. Każdy może dążyć do świętości swoimi drogami. Dla Heleny misja: świętość była ważna. I powinna być ważna dla każdego z nas” – akcentuje dyrektor Fundacji im. Heleny Kmieć.
Premiera filmu zapoczątkowała również zbiórkę funduszy na powstające w Trzebini Centrum Wolontariatu im. Heleny Kmieć. Będzie to żywe miejsce pamięci młodej misjonarki, w którym jej postać będzie impulsem do czynienia dobra i kształcenia przyszłych pokoleń wolontariuszy. Misja Heleny trwa.
opr. na podstawie Family News Service