Rzucając nieprawdziwe oskarżenie, autorzy tekstów uderzyli nie tylko w bp. Marka Mendyka. Bardzo zaszkodzili też sprawie walki z pedofilią. A relacja rzekomego poszkodowanego już na pierwszy rzut oka wyglądała dziwnie.
Stolica Apostolska oczyściła świdnickiego biskupa Marka Mendyka z zarzutu wykorzystania seksualnego osoby nieletniej. Dykasteria ds. Biskupów umorzyła sprawę już w maju zeszłego roku, ale dopiero teraz ta informacja ujrzała światło dzienne. Podstaw do wszczęcia śledztwa nie znalazła też prokuratura.
Oskarżenie od początku się nie kleiło. Według tekstu w „Newsweeku”, od którego zaczęła się cała sprawa, Marek Mendyk jako młody ksiądz miał molestować ośmiolatka leżącego w szpitalu. Jak opowiadał rzekomy poszkodowany – dziś mężczyzna w okolicach czterdziestki – ks. Mendyk miał być do niego wezwany z namaszczeniem chorych. Kiedy w sali nikogo nie było, duchowny miał wykorzystać chłopca (w relacji jest szczegółowy opis czynności).
Poza słowami rozmówcy „Newsweeka”, dowodów na winę biskupa od początku nie było. Można oczywiście powiedzieć, że w sprawach dotyczących wykorzystania seksualnego często tak jest – zdarzenie ma miejsce za zamkniętymi drzwiami, brakuje świadków, po latach nie będzie też materialnych śladów. Tyle tylko, że relacja rzekomej ofiary nawet na pierwszy rzut oka wyglądała mało przekonująco. Choćby dlatego, że do wykorzystania dziecka miało dojść w szpitalnej sali, gdzie w każdej chwili ktoś może wejść, a rzekomy sprawca nie znał ofiary, więc nie mógł wiedzieć, czy np. nie krzyknie. Było zresztą więcej szczegółów, które podważały wiarygodność opowieści.
Mimo to tekst się ukazał, a oskarżenia „Newsweeka” powtórzył Onet i „Gazeta Wyborcza”. Bp Mendyk pozwał wszystkie trzy redakcje, a także mężczyznę, który opowiedział im nieprawdziwą historię.
Autorzy tekstów (współautorem przynajmniej jednego z artykułów był mec. Artur Nowak specjalizujący się w sprawach o wysokie odszkodowania od sprawców molestowania) mogą twierdzić, że kościelna korporacja broni swoich, a prokuratura była upolityczniona. Prawda jest jednak taka, że rzucając fałszywe oskarżenie uderzyli nie tylko w bp. Marka Mendyka. Bardzo zaszkodzili też sprawie walki z pedofilią. Publiczne stawianie zarzutów, które okazują się nieprawdziwego sprawia, że wielu osobom trudniej będzie uwierzyć rzeczywistym ofiarom.