Droga nie na skróty. Czy polski Kościół jest gotowy postawić wyższe wymagania narzeczonym?

Dlaczego tak wiele małżeństw przeżywa poważne kryzysy? Dlaczego część z nich okazuje się nieważnie zawarta? „Jedną z przyczyn jest niewystarczające przygotowanie narzeczonych” – mówi ks. dr Robert Wielądek, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin KEP. Zwraca uwagę, że skracanie czasu formacji i obniżanie wymagań daje jedynie złudzenie oszczędności.

Maria Czerska: Czy do małżeństwa da się przygotować w weekend?

Ks. dr Robert Wielądek: [Śmiech] W weekend możemy upiec dobre ciasto i zaparzyć herbatę – ale do małżeństwa potrzebujemy czegoś więcej. Ten proces wymaga czasu, rozeznania i dojrzewania, a nie „szybkiego przepisu”.

Ksiądz się śmieje, a tymczasem tak to często właśnie wygląda. Weekendowe kursy przygotowania do małżeństwa mają się dobrze.

Trudno na to inaczej reagować, bo wszyscy dziś żyjemy w ogromnym pośpiechu. W Kościele również czasem ulegamy pokusie dostosowania się do tego tempa i szukania skrótów. Weekendowy kurs daje jednak jedynie złudzenie oszczędności czasu. To, czego nie przeżyjemy i nie przemyślimy przed ślubem, wróci później w postaci kryzysów wymagających dużo większego zaangażowania, terapii i pracy nad sobą. W gruncie rzeczy więc nie skracamy drogi, tylko ją komplikujemy. Druga sprawa: weekendowe kursy przedmałżeńskie są w dużej mierze anachronizmem, formą powstałą w realiach, które dziś już nie istnieją.

Jak to należy rozumieć?

Jeżeli mamy do czynienia z narzeczonymi, którzy oboje pochodzą z dobrych, stabilnych rodzin, przez całe życie widzieli piękne małżeństwo swoich rodziców, czerpali z niego wzór i chcą go naśladować, a do tego są osobami wierzącymi i wychowanymi w środowisku wiary, wtedy weekendowy kurs może być jedynie dodatkiem, który czasem faktycznie wystarcza.

Dawniej przyjmowano takie założenia, że do sakramentu małżeństwa przystępują właśnie takie osoby, wierzące, wychowane w wierzących rodzinach i osadzone w chrześcijańskim społeczeństwie. Dziś te założenia po prostu już nie odpowiadają rzeczywistości.

Kiedy rozmawia się z narzeczonymi, zdarza się, że słychać takie zdanie: „nie chcemy takiego małżeństwa jak małżeństwo naszych rodziców”. Sama deklaracja jednak nie chroni przed powtarzaniem błędów. Trudne doświadczenia trzeba przepracować, a do tego potrzebny jest czas, wsparcie i głębsza formacja, której weekendowa forma nie zapewni.

Pytam o to weekendowe przygotowanie, bo należy sobie chyba zadawać pytanie o jakość przygotowania do małżeństwa w sytuacji, gdy tak wiele małżeństw (również zawartych w Kościele) się rozpada i tak wiele jest orzeczeń stwierdzających nieważność sakramentalnego małżeństwa.

Związki się rozpadają z wielu powodów, ale jednym z istotnych jest to, że narzeczeni bywają niewystarczająco przygotowani do małżeństwa. Przyczyn kryzysów jest oczywiście więcej, natomiast brak solidnego przygotowania sprawia, że trudności pojawiają się szybciej i są trudniejsze do udźwignięcia. Dobre przygotowanie pomaga zawczasu zobaczyć te obszary, które realnie mogą „nie zagrać”. Czasem żartobliwie mówimy, że kurs był naprawdę dobry, skoro jakaś para zrezygnowała ze ślubu. W pewnym sensie właśnie o to chodzi – lepiej podjąć trudną decyzję wcześniej niż później przeżywać dramat.

I właśnie w tym kontekście warto zauważyć, że inne powołania w Kościele wymagają znacznie dłuższego i głębszego przygotowania.

Przygotowanie do kapłaństwa zostaje dziś wydłużone do siedmiu lat, a i tak nieraz okazuje się niewystarczające. A my próbujemy przygotować do małżeństwa w dziesięć spotkań, które i tak bywają skracane do jednego weekendu. Mniej się już właściwie nie da.

Dlatego skracanie czasu przygotowania i obniżanie wymagań idzie w kierunku dokładnie odwrotnym niż wskazuje Stolica Apostolska. Według dokumentu „Droga wtajemniczenia katechumenalnego dla życia małżeńskiego” z 2023 roku narzeczeni powinni przejść roczny katechumenat, następnie kilkumiesięczne przygotowanie bezpośrednie, a wcześniej – wieloletnią fazę wstępną, którą jest dorastanie w rodzinie uczącej małżeństwa. Integralną częścią tej drogi ma być również towarzyszenie duszpasterskie przez pierwsze lata po ślubie.

Co zrobić, by takie dłuższe, głębsze i poważniejsze przygotowanie zaczęło w Kościele w Polsce funkcjonować?

Myślę, że potrzebujemy przede wszystkim czasu. Gdy w 1981 roku ukazała się „Familiaris consortio”, minęły długie lata, zanim jej intuicje zaczęły realnie kształtować duszpasterstwo rodzin w Polsce. Dziś jesteśmy w podobnym momencie: Kościół daje nam nowe narzędzia i nowe propozycje, ale ich przyjęcie wymaga dojrzewania. Izraelici szli czterdzieści lat drogą, którą mogliby przejść w kilka miesięcy – nie dlatego, że nie umieli szybciej, ale dlatego, że potrzebowali tego czasu, żeby stać się innym ludem. Bywa, że gdy próbujemy iść na skróty, w rzeczywistości tylko oddalamy się od tego, do czego jesteśmy zaproszeni.

Jednocześnie nie byłoby uczciwe twierdzić, że wszędzie wygląda to źle. W wielu miejscach w Polsce podejmuje się ogromny wysiłek, by przygotowanie do małżeństwa było rzeczywiście pogłębione i odpowiedzialne. Problem pojawia się tam, gdzie zaczynamy przyzwyczajać młodych do myślenia, że przygotowanie można „zredukować” do jednego weekendu i potraktować jak formalność do odhaczenia. Taka logika nie prowadzi nas w stronę dojrzałego duszpasterstwa, ale w stronę kolejnych kryzysów, przez które później trzeba będzie przechodzić dużo trudniej.

Zmiana jest konieczna, ale nie dokonuje się z dnia na dzień. Ludzie muszą dorosnąć do nowych wymagań, a duszpasterstwo — do nowej mentalności. Być może rzeczywiście potrzeba nam czasu podobnie jak kiedyś Izraelitom. Ważne jednak, byśmy tego czasu nie tracili na szukanie skrótów, tylko na budowanie fundamentów, które pozwolą młodym wejść w małżeństwo z większą mądrością i odpowiedzialnością.

Co zdaniem Księdza sprawia, że ta zmiana jest taka trudna?

Jedną z głównych trudności jest to, że w duszpasterstwie rodzin wciąż za mało myślimy w kategoriach profilaktyki. Żyjemy bardzo szybko, wszyscy jesteśmy zmęczeni, nikt nie ma poczucia, że dysponuje wolnym czasem. W takiej atmosferze rodzi się pokusa, by odkładać troskę o relację albo traktować ją jako coś dodatkowego. Zdarza się, że księża i świeccy opowiadają o sytuacjach, w których przygotowują wartościowe inicjatywy, a ostatecznie przychodzi niewiele osób. To potrafi zniechęcić. Jednak doświadczenie pokazuje jednoznacznie: jeśli nie dbamy o więź małżeńską na co dzień, to gdy pojawią się kryzysy, ich przepracowanie będzie nieporównanie trudniejsze i bardziej wymagające.

Świat podsuwa dziś proste rozwiązania: rozpad, rozwód. Łatwo ulec wrażeniu, że to droga na skróty. Ale to nie rozwiązuje żadnego problemu. Najczęściej zostawia ludzi jeszcze bardziej poranionych.

Drugą sprawą jest zaangażowanie świeckich. Bez rodzin, które aktywnie uczestniczą w duszpasterstwie rodzin, nie da się go naprawdę zbudować. Zwłaszcza teraz, gdy liczba powołań maleje, potrzebujemy obecności i doświadczenia małżeństw bardziej niż kiedykolwiek. Czasem świeccy chcą się włączyć, ale nie mają na to przestrzeni. Innym razem księża tę przestrzeń tworzą, ale trudno znaleźć chętnych, bo wszyscy żyją pod presją obowiązków. Dlatego konieczna jest wspólna praca – duchownych i świeckich – aby się spotkać, usłyszeć nawzajem i razem budować duszpasterstwo, które naprawdę odpowiada na potrzeby rodzin.

Zaangażowanie świeckich to jest jednak raczej mocna strona duszpasterstwa rodzin.

To prawda, jeśli spojrzymy na duszpasterstwo sakramentalne w Polsce, właśnie duszpasterstwo rodzin ma dziś jedne z najlepiej rozwiniętych struktur. Zaangażowane jest w nie kilka tysięcy osób świeckich, co pokazuje skalę i potencjał tego duszpasterstwa.

Doradcy życia rodzinnego są we wszystkich diecezjach i wszędzie prowadzą spotkania indywidualne, pracują z narzeczonymi oraz prowadzą katechezy. To jest wspólny zakres ich działań w całym kraju. Natomiast różne diecezje powierzają im dodatkowe zadania: w jednych towarzyszą małżeństwom w rozwoju ich duchowości, w innych przygotowują rodziców przed chrztem dziecka czy pierwszą Komunią Świętą, a jeszcze gdzie indziej spotykają się z kandydatami do bierzmowania.

Cieszy również rozwój posługi katechisty i powstawanie szkół formujących katechistów. Warto pamiętać, że wiele z zadań powierzanych dziś katechistom od lat wykonują już doradcy życia rodzinnego. To osoby, które w praktyce stanowią istotny fundament duszpasterstwa rodzin w Polsce.

Obecnie w Kościele w Polsce powstaje program katechezy parafialnej obejmującej m.in. ewangelizację, przygotowanie i towarzyszenie osobom przyjmującym sakramenty w Kościele a także tym, którzy chcą rozwijać i pogłębiać wiarę. Czy zdaniem Księdza, duszpasterstwo rodzin i przygotowanie do małżeństwa powinno się jakoś wpisywać w ten program? 

Zdecydowanie tak. W Kościele mamy jedno duszpasterstwo i nie powinno ono być podzielone na odrębne, niezależne pola działania. Idea katechezy parafialnej, która właśnie powstaje, idzie dokładnie w tę stronę: łączy to, co dotąd funkcjonowało zbyt odrębnie, i tworzy jedną drogę formacji, obejmującą zarówno ewangelizację, jak i przygotowanie do sakramentów oraz dalszy rozwój życia wiary.

Nie chodzi o duszpasterstwo „okołosakramentalne”, w którym ktoś pojawia się raz na kilka lat, aby przygotować się do kolejnego sakramentu, a później znika. Chodzi o drogę, na której sakramenty nie są punktami odciętymi od siebie, lecz etapami jednej, ciągłej formacji. To przestrzeń, w której wiara jest pogłębiana, a praktyka życia chrześcijańskiego rozwija się w sposób naturalny.

W tym wszystkim małżeństwa i rodziny mają kluczowe znaczenie. Bez ich realnej obecności i zaangażowania taka wizja katechezy parafialnej nie będzie mogła w pełni zafunkcjonować.

Źródło: KAI 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama