Opustoszałe miasta i zamknięte porodówki. Czy grozi nam kryzys demograficzny?

Dziennikarze „The New York Times” piszą o opuszczonych miastach w północno-wschodnich Chinach, południowokoreańskich uniwersytetach walczących o studentów, setkach tysięcy zburzonych nieruchomości w Niemczech i zamkniętych oddziałach położniczych we Włoszech.

„Chociaż w niektórych krajach nadal rośnie liczba ludności, zwłaszcza w Afryce, wskaźniki dzietności spadają niemal wszędzie. Demografowie przewidują obecnie, że w drugiej połowie stulecia, a może wcześniej, po raz pierwszy nastąpi trwały spadek liczby ludności na świecie” - pisze „The New York Times”.

Przypominają, że w XX wieku świat mierzył się z odwrotnym wyzwaniem  liczba ludności wzrosła z 1,6 miliarda w 1900 roku do 6 miliardów w 2000 roku. Wpłynął na to wzrost średniej długości życia i spadek śmiertelności niemowląt. „W niektórych krajach – reprezentujących około jedną trzecią ludzi na świecie – ta dynamika wzrostu nadal obowiązuje. Pod koniec wieku Nigeria mogła przewyższyć liczbę ludności Chin; w całej Afryce Subsaharyjskiej rodziny nadal mają czworo lub pięcioro dzieci” – czytamy. „Ale prawie wszędzie indziej era wysokiej płodności dobiega końca. Ponieważ kobiety uzyskały większy dostęp do edukacji i antykoncepcji, a obawy związane z posiadaniem dzieci nadal się nasilają, więcej rodziców opóźnia ciążę i rodzi się mniej dzieci” – pisze NYT.

Jednym z przykładów jest Korea Południowa, gdzie współczynnik dzietności spadł do rekordowo niskiego poziomu – w 2019 r. wynosił 0,92, czyli mniej niż jedno dziecko na kobietę. To najniższy poziom wśród krajów rozwiniętych. Na dodatek spadek liczby urodzeń będzie przyspieszał. „Im mniej urodzeń, tym mniej dziewcząt dorasta i rodzi dzieci, a jeśli mają mniejsze rodziny niż ich rodzice – co ma miejsce w dziesiątkach krajów – kropla zaczyna wyglądać jak skała zrzucona z klifu” – pisze „The New York Times”.

„Aby podnieść wskaźnik urodzeń, rząd przyznał premie dla niemowląt. Zwiększył zasiłki na dzieci i subwencje medyczne na leczenie bezpłodności i ciążę. Urzędnicy służby zdrowia obsypali noworodki prezentami w postaci wołowiny, ubranek dla niemowląt i zabawek. Rząd buduje też setki przedszkoli i żłobków. W Seulu każdy autobus i wagon metra ma różowe siedzenia zarezerwowane dla kobiet w ciąży” – piszą autorzy tekstu. Na zachęcanie kobiet do posiadania większej liczby dzieci rząd wydał w ostatnich 15 latach 158 mld dolarów. Efekty nie są jednak wystarczające. „W wielu rodzinach zmiana jest kulturowa i trwała” – czytamy.

Dziennikarze przytaczają prognozy międzynarodowego zespołu naukowców opublikowane w zeszłym roku w czasopiśmie „The Lancet”. Według nich do 2100 roku aż 183 kraje i terytoria (z 195) będzie miało współczynnik dzietności poniżej poziomu zastępowalności. Ich model pokazuje szczególnie ostry spadek w Chinach, gdzie spodziewany jest spadek liczby ludności z 1,41 miliarda obecnie do około 730 milionów w 2100 roku. „Jeśli tak się stanie, piramida populacji zasadniczo się odwróci. Zamiast bazy młodych pracowników utrzymujących węższą grupę emerytów, Chiny miałyby tyle samo 85-latków, co 18-latków” – pisze NYT.

Także w Europie sytuacja nie jest dobra. W Szwecji niektóre miasta przeniosły środki ze szkół na opiekę nad osobami starszymi. Niemcy, które wcześniej podniosły wiek emerytalny do 67 lat, obecnie rozważają podwyżkę do 69 lat. Kurczą się także miasta – w Niemczech od 2002 roku wyburzono około 330 000 mieszkań. Reporterzy amerykańskiego dziennika opisują także historię z włoskiego miasteczka Capracotta. Liczba jego mieszkańców zmalała z około 5 tys. do 800 osób. „Miejskie warsztaty stolarskie zostały zamknięte. Organizatorzy turnieju piłkarskiego walczyli o stworzenie choćby jednej drużyny” – piszą dziennikarze. W XVIII-wiecznym budynku dawnego przedszkola mieści się dziś dom opieki. W położonym pół godziny drogi stamtąd mieście Agnone, oddział położniczy został zamknięty dziesięć lat temu, ponieważ miał mniej niż 500 porodów rocznie. W tym roku w mieście urodziło się sześcioro dzieci. „Kiedyś można było usłyszeć płacz dzieci w przedszkolu i było to jak muzyka” – powiedziała cytowana przez NYT Enrica Sciullo, pielęgniarka, która pomagała tam przy porodach, a teraz zajmuje się głównie starszymi pacjentami. „Teraz jest cisza i poczucie pustki”  dodała.

Źródło: The New York Times

« 1 »

reklama

reklama

reklama