To była jedna z najważniejszych i najbardziej niebezpiecznych pielgrzymek papieskich

„Myślę, że tę odwagę Ojca Świętego chrześcijanie przyjęli bardzo dobrze. Oni w takiej atmosferze żyją od dawna, od dziesięcioleci i potrzebują ojcowskiej pociechy” – podsumowuje wizytę papieża w Iraku ks. Andrzej Halemba z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

Witold Repetowicz (KAI): Jak ksiądz ocenia tę pielgrzymkę?

Ks. Andrzej Halemba: Była to jedna z najważniejszych pielgrzymek papieskich ostatniego dziesięciolecia, bardzo oczekiwana, odkładana wielokrotnie ze względów bezpieczeństwa i politycznych, a przy tym także jedna z najbardziej niebezpiecznych. Myślę, że tę odwagę Ojca Świętego chrześcijanie przyjęli bardzo dobrze. Oni w takiej atmosferze żyją od dawna, od dziesięcioleci i potrzebują ojcowskiej pociechy, wsparcia modlitewnego, błogosławieństwa, a przede wszystkim jego obecności. To było bardzo, bardzo ważne.

Ponadto bardzo mocno został podkreślony aspekt godności chrześcijan w Iraku, którzy nie żądają dla siebie przywilejów, nawet jeśli im się one należą ze względu na ich ogromne zasługi, które są bardzo widoczne. Chcą natomiast równości wobec prawa, równego traktowania jak wszystkich innych Irakijczyków, chcą na nowo poczuć się obywatelami Iraku. Jest to bardzo ważny element związany z ich tożsamością i właśnie godnością zarówno własną jak i rodziny i grupy religijnej, która jest ukierunkowana na pokojowe współżycie z innymi. Bo przecież stale się tu powtarza, że chrześcijanie żyją w Iraku po sąsiedzku razem z sunnitami, szyitami, Jazydami, Szabakami itd.

Kolejna ważna kwestia dla Kościoła i wiernych wiąże się z dzisiejszymi słowami papieża o tym, że chrześcijanie mają tu swoje korzenie, tu przynależą i dlatego rodzina chrześcijańska musi się tutaj w dalszym ciągu rozwijać. To bardzo dobrze przyjęli tutejsi księża; gdy zapytałem jednego z nich, co uważa w tym przemówieniu za najważniejsze, podkreślił właśnie te słowa papieża przypominające nam o tym, że mamy tu korzenie, więc tu na Bliskim Wschodzie, w Iraku powinniśmy trwać. Pod tym względem jest to pielgrzymka ważna, niezwykła i na pewno przyniesie dobre efekty.

Także spotkanie z szyitami na pewno odbije się głośnym echem w całym świecie muzułmańskim – to, że docenili oni gest papieża, którzy spotkał się z ich przywódcą duchowym Alim Sistanim, ma ogromne znaczenie. Na tym geście będzie się budować przyszłość, bo i Franciszek, i Sistani mówili o pokoju, przebaczeniu, pojednaniu, wyrzeczeniu się zemsty, bardzo mocno zakorzenionej tu w tradycji muzułmańskiej. To jest powoli przezwyciężane i to jest dobry kierunek.

Kolejnym elementem, który trzeba podkreślić, jest to, że władze państwowe bardzo wyraźnie mówią o potępieniu aktów terroru, a musimy pamiętać, że to nie jest powszechne. Nawet tam, gdzie dochodziło do masakr chrześcijan, nie potępiano tego. Nas to bardzo bolało, bo znaczyło, że rząd w danym państwie toleruje takie zachowanie wobec chrześcijan. Przypomnienie, że z jednej strony mamy męczenników, osoby cierpiące, a z drugiej terrorystów i że z tym terrorem trzeba walczyć, to ważny element troski o chrześcijan na Bliskim Wschodzie i wszędzie tam, gdzie są oni mocno prześladowani. Chciałbym to porównać do słów przywódców amerykańskich, którzy po niedawnym potwornym zamachu mówili, że był on wymierzony w „czcicieli Wielkanocy”, bo obawiali się powiedzieć, że dotknął on przede wszystkim chrześcijan.

Ta poprawność polityczna czasami jest rażąca i bardzo niebezpieczna dla chrześcijan. Tutaj, w Iraku usłyszałem ze strony zarówno Bagdadu, jak i Kurdystanu prawdę o tej sytuacji, w której znajdują się wyznawcy Chrystusa. To trzeba docenić. Bo to była okazja, by zarówno potępić terroryzm, jak i podkreślić rolę chrześcijan i ich niezbywalne prawo do pozostania na ziemi, gdzie są ich korzenie.

Czy bagdadzka i kurdyjska część pielgrzymki czymś się różniły?

Bagdadzka była z całą pewnością bardziej oficjalna, natomiast w Erbilu i Karakoszu ten entuzjazm był po prostu rewelacyjny. Roztańczone miasto Karakosz, tańczące siostry, roześmiani księża, mnóstwo młodych ludzi, którzy okazywali i radość i solidarność z Ojcem Świętym, to było po prostu fantastyczne. Myślę, że o ile w stolicy było fajnie i oficjalnie, to w Karakoszu było bardziej rodzinnie, można było poczuć, że to jest ten Kościół, który tutaj wzrastał. I nie tylko wierni zamknięci w kościele czy kaplicy, ale po prostu całe miasto się cieszyło, to było po prostu niepowtarzalne.

W Mosulu Franciszek mówił o współpracy wolontariuszy muzułmańskich i chrześcijańskich w odbudowie zarówno kościołów, jak i meczetów, nazywając to braterstwem wyrastającym na gruzach nienawiści. Czy Ksiądz wierzy, że ten bardzo silny i powtarzany wielokrotnie przez papieża przekaz o odrzuceniu ekstremizmu religijnego i nienawiści oraz o budowaniu współistnienia religijnego zmieni sytuację w Iraku czy po prostu były to tylko słowa a wszystko zostanie po staremu?

Należało to powiedzieć, podkreślić, należało wskazać kierunek i myślę, że taka jest rola ojca Kościoła katolickiego, by wskazać właściwy kierunek i zachęcić do takiego właśnie pozytywnego działania. Trudno przewidzieć, jak się to będzie rozwijało, ale z pewnością jest to pragnienie wielu dobrych muzułmanów i dobrych chrześcijan. Życzylibyśmy sobie, by to się spełniło. Oczywiście potrzebne jest też do tego sporo innych warunków, ale kierunek został wskazany. Módlmy się, by do tego doszło.

Ksiądz powiedział, że ta pielgrzymka była niebezpieczna, ale nie doszło do żadnego incydentu w czasie jej trwania. Czy to jest sukces Iraku?

Myślę, że tak, że to, co rząd w Bagdadzie i władze kurdyjskie zrobiły, to była potężnie zorganizowana ochrona pielgrzymki papieskiej. Ja znam Irak od 10 lat, jeździłem tu bardzo często, co miesiąc niemal w niektórych latach. Widziałem, jak to wygląda na drogach, jakie są zabezpieczenia, ale takiej ochrony nigdy nie widziałem. Myślę, że był to zarówno duży wysiłek, jak i duży sukces rządu. Bo to, że było zagrożenie, nie mamy żadnej wątpliwości. Te groźby się pojawiały i mamy jeszcze tutaj tysiące bojowników Państwa Islamskiego w ukryciu. Wiemy, że taka cicha wojna dalej się tu w Iraku toczy.

Czy ksiądz chciałby coś jeszcze dodać na koniec?

Zapewne wielu widzów zauważyło biało-czerwone wstęgi na krzyżu w Karakoszu. Jest to symbolika tutejszych chrześcijan, gdzie kolor biały oznacza zmartwychwstanie, a czerwony cierpienie.

Rozmawiał Witold Repetowicz (KAI)

« 1 »

reklama

reklama

reklama