„Czy jestem wystarczająca?” Dla Pana Boga każdy człowiek jest bezcenny!

Od wylotu na misję towarzyszyła Basi myśl: czy jestem wystarczająca? Czy zasługuję na to, żeby tu być? Pan Bóg pokazał jej, że ma dla niej konkretne zadania. Bo każdy ma swoje zadania do wykonania na tym świecie. I każdy dla Boga jest... wystarczający. Ba, jest bezcenny! Na Bożą miłość nie trzeba zasługiwać. Miłością trzeba... żyć. Każdy może czynić dobro.

Basia Wiśniewska przybyła do Kazembe w Zambii. „Pierwsze zachwyty, radości, odkrycia i pierwszy kryzys już za mną. Przyjechałam do Afryki z wieloma wyobrażeniami na swój i na jej temat, a teraz spotykają się one z rzeczywistością. Od wylotu towarzyszy mi myśl: czy jestem wystarczająca? Czy zasługuję na to, żeby tu być? Nie umiem żyć we wspólnocie, nie zdobyłam odpowiedniego wykształcenia, mój angielski nie jest perfekcyjny, nie znam tutejszej kultury, nie jestem cierpliwa, szybko wpadam w złość, umiem tylko kilka słów w miejscowym języku. Nie jestem pedagogiem, psychologiem, budowlańcem, poliglotą, pielęgniarką, siostrą zakonną, kierowcą ani kucharzem. Więc co mogę tutaj zrobić? Czy rzeczywiście jest coś co mogę dać od siebie?” – podzieliła się po przybyciu. Pan Bóg pokazał Basi, że to On daje siłę do wykonywania zadań, które jej powierzył. Odpowiedziała na Jego głos. Przybyła do Kazembe, a teraz On będzie pomagał jej wypełniać tę misję.

Bóg nie wybiera najbardziej zdolnych, ale uzdalnia wybranych. Kiedy więc te myśli zaczynały Basię przytłaczać to nagle jakiś maluch rozpędzał się i wpadał jej w ramiona... Ktoś prosił, żeby nauczyć go kilku słów po polsku, ktoś inny potrzebował po prostu rozmowy...  „A ksiądz Jacek znowu zleca mi małe działanie niecierpiące zwłoki” – dodaje Basia. „I w takich chwilach przypominam sobie, że jestem tu tylko po to, żeby czynić dobro. Dobro nie krzyczy, nie jest gwałtowne, nie szuka uznania i wielkich spraw. A ja wiem, że każdy z nas jest wystarczający, żeby czynić dobro. I tylko tyle wystarczy...” – podkreśliła.

„Każdy dzień mojej misji zaczynam Mszą św., na której zadaję sobie pytanie co mogę zrobić dobrego. Czasami udaje mi się nauczyć jakieś dziecko liczyć do dziesięciu po angielsku, czasami pokaże im nową zabawę, nauczę zasad gry w siatkówkę, czasami odmaluję pokój, okno, albo coś posprzątam. Ale często staram się po prostu nie krzyknąć na bijących się chłopców, których rozdzielam piąty raz albo nie stracić cierpliwości, kiedy ktoś znów chce dotknąć mojej białej skóry. Jestem wdzięczna za to, że przyjechałam tu niecierpliwa, surowa, nieidealna, „niewystarczająca”. Dzięki temu uczę się prosić o pomoc, odpuszczać, wybaczać sobie i innym” – dzieli się wolontariuszka misyjna.

Basi przypomniał się też wiersz ks. Twardowskiego, który zaczyna się od słów: 

Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo nikt nikomu nie byłby potrzebny...

„Jestem też wdzięczna za to, że mogłam myśleć nad tym tekstem jadąc na rowerze przez czerwony afrykański pył i słyszeć z każdej strony „Muli shani”. Czuję wdzięczność za każdy kawałek shimy, za żucie trzciny cukrowej i za dojrzałe papaje. Za każdy czerwony wschód i zachód słońca. Za to co dałeś, co zabrałeś i co zostawiłeś, dziękuję Ci Panie!” – wyznaje Basia.

źródło za: Salezjański Ośrodek Misyjny

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama