Dyrektor Caritas Odessa: Ukraina potrzebuje przede wszystkim prądotwórczych generatorów

„Pierwsze o co bym prosił to o modlitwę za nas, abyśmy mieli siłę dążyć do zwycięstwa. Oczywiście pomoc finansowa również jest bardzo ważna” – mówi ks. Wasyl Kołodczyn, dyrektor Caritas Odessa Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) w rozmowie z KAI i zaznacza, że przed zimą potrzebne są przede wszystkim generatory prądotwórcze. „Może w Polsce są zakłady produkcyjne generatorów, które nie wyprzedały swojej produkcji. Jeśli byłaby taka możliwość to chętnie przyjmiemy je w prezencie. Potrzeby są duże” – mówi.

KAI: Wojna trwa już dziewięć miesięcy. Jak radzi sobie Caritas Odessa, szczególnie przed zbliżającą się zimą?

Ks. Wasyl Kołodczyn: Czeka nas wiele wyzwań. Mamy dużą liczbę osób, których domostwa ucierpiały w wyniku ataków rakietowych i którym pomagamy w remontach. Mamy też dużą liczbę osób, które uciekły z terenów przyfrontowych, z obwodu chersońskiego, mikołajowskiego, a wcześniej kijowskiego i czernihowskiego. Przed zimą musimy szczególnie im pomagać.

KAI: 24 lutego Rosja najeżdża na Ukrainę. Jak zareagowała Caritas Odessa?

- Najpierw udzielaliśmy pomocy żywnościowej, zaczęliśmy dokarmiać ludzi, którzy przemieszczali się przez Odessę. Organizowaliśmy gorące posiłki, żywiliśmy codziennie od 200 do 500 osób. Zależało to od tego, ile osób przyjechało pociągami ewakuacyjnymi. Informacje na ten temat dostawaliśmy od władz. Mogliśmy przygotować posiłki. Kiedy sytuacja się ustabilizowała, zrobiło się trochę lepiej. Wcześniej nie wiedzieliśmy, czy front się przesunie, czy będziemy otoczeni, czy nawet okupowani.

Bardzo martwiliśmy się o Mikołajów. Wiedzieliśmy, że jeśli to miasto padnie to i my padniemy. Z drugiej strony mamy bardzo blisko Odessy za sąsiada Naddniestrze, gdzie stacjonuje armia rosyjska. Byliśmy w ciągłym napięciu, kiedy nasi obrońcy nie zdobyli jeszcze Wyspy Wężowej, o którą bardzo baliśmy się obawiając się rosyjskiego desantu. Przeżywaliśmy straszny czas, każdy z nas był zestresowany i zwyczajnie bał się o życie.

KAI: Kiedy Ksiądz obawiał się najbardziej o swe życie?

- Chyba ostatnio, 10 października, gdy w ciągu jednego dnia na Ukrainę spadły 83 rakiety i drony. Na początku wojny nie mieliśmy takiej sytuacji. Na początku wojny były trzy, cztery poważne naloty, ale nie było tak masowego ataku rakietami. Nie da się przewidzieć, jak skończy się ta brutalna agresja, mimo że rosyjska broń nie jest specjalnie precyzyjna, a ich wojsko nie jest zbyt wykwalifikowane i przekonane do walki. Nie przewidzisz kiedy i gdzie trafią, czy w budynek mieszkalny, czy obiekt wojskowy. Na początku wojny byłem tak przejęty, że bałem się myśleć, co zrobię gdy nas bezpośrednio zaatakują. Na wszelki wypadek miałem spakowaną torbę i dokumenty. Pierwsze dni byliśmy zdezorientowani, ale z czasem fala niepokoju zaczęła opadać. Jako szef Caritas robiłem wszystko, aby jako pierwsze wyjeżdżały kobiety z małymi dziećmi, gdyż wtedy naszym chłopcom łatwiej będzie się bronić.

KAI: Ksiądz ma rodzinę?

- Mam jedną córkę. Nasi przyjaciele z Kiszyniowa zorganizowali transport dla wielu matek z dziećmi i pomogli je zakwaterować. Potem w pomoc zaangażowali się Caritas Mołdawia oraz Diakonia, organizacja charytatywna Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego. Od lat jesteśmy z nimi w przyjaznych stosunkach i mamy partnerskie relacje.

KAI: A Caritas Polska was wspomaga?

- Z Polakami się przyjaźnimy, ale otrzymujemy mniejszą pomoc. Mołdawia i Rumunia są bliżej nas. Z pomocy Polaków korzystają ci, którzy są bliżej waszego kraju.

KAI: Ile ośrodków prowadzicie na terytorium odeskiego egzarchatu?

- Dzisiaj mamy pięć ośrodków w Odessie i realizujemy różne projekty.

KAI: Jakie to są projekty?

- Przede wszystkim są to projekty będące odpowiedzią na wielopłaszczyznowy kryzys w Ukrainie. Jest to pomoc żywnościowa, pomoc w zakupie ubrań, czy pokrycie kosztów czynszu. Pomagamy w remontach w domach, które zostały uszkodzone w wyniku ataków rakietowych. Mamy pomoc psychologiczną i prawną. Prawnicy pomagają w wyrobieniu nowych dokumentów. Jak na nasze możliwości są to ogromne projekty przy których pracuje wiele osób.

Mamy dwa projekty finansowe tzw. wypłaty ratunkowe wynoszące 6600 hrywien na osobę, ale nie więcej niż na cztery osoby z jednego gospodarstwa domowego. Dotyczą osób, które dopiero, co tu przyjechały i otrzymują je na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Mamy też tzw. projekty stabilizacyjne, czyli trzy płatności po 2200 hrywien.

Ponadto w związku ze zbliżającą się zimą chcemy wypłacać jednorazową pomoc finansową od 22 do 27 tysięcy hrywien na gospodarstwo domowe. Są to pieniądze na zakup opału, ciepłych ubrań, śpiworów, piecyków. Rodzina sama decyduje, co ma kupić, by przetrwać zimę. Pierwsza transza pieniędzy jaką rozdaliśmy to 60 mln hrywien. Na przygotowanie do zimy jest to suma 40 mln hrywien. Pomoc otrzyma ok. 2 tys. rodzin.

KAI: Jak wygląda współpraca z władzami i innymi organizacjami?

- Z innymi organizacjami mamy dobre relacje. Szczególnie współpracujemy, gdy chodzi o pomoc finansową. Sprawdzamy razem, żeby nasza pomoc się nie pokrywała i żeby pomóc jak największej liczbie osób. Kontrolujemy nasze wspólne rejestry. Jeśli dana osoba zwraca się do nas o pomoc i my sprawdziliśmy, że już otrzymała wsparcie od innej organizacji to piszemy SMS, że niestety jej nie otrzyma, bo już ktoś inny jej pomógł. Ponadto dzielimy się tym, czym w danym momencie dysponujemy, aby odpowiednio przekierować pomoc do potrzebujących. Mamy „mapę drogową”, która pokazuje, do której organizacji ktoś może się w danym momencie zwrócić z prośbą o pomoc. Podajemy adres i numer telefonu danej organizacji. Podobnie robią inni w stosunku do nas.

KAI: A z władzami?

- Jesteśmy w stałym kontakcie z władzami, które są nam bardzo przychylne, ponieważ widzą ile robimy. Czasami potrzebujemy wsparcia ze strony władz w przypadku naszych działań dotyczących miejsc znajdujących się w miejscach daleko od Odessy. Chcemy, żeby na terenach, na których nas nie znają wiedzieli coś o nas. Wtedy prosimy, aby poinformowano ludzi jaką pomocą dysponujemy i kiedy oraz gdzie się można o nią zwrócić. Gdybyśmy mieli sami robić rozpoznanie zajęłoby to nam sporo czasu.

KAI: Jakie są nadzieje, że wojna rychło się skończy?

- Marzę, żeby to wszystko się skończyło jak najszybciej, choć będzie to wymagało jeszcze dużo wysiłku i to nie tylko militarnego. Patrzę w przyszłość z optymizmem, ponieważ dożyłem czasu upadku Związku Sowieckiego, czego nikt się nie spodziewał. Wszystko jest w rękach Boga. Musimy wierzyć w bliskość zwycięstwa, wtedy Bóg pomoże na swój sposób.

KAI: Czego teraz najbardziej potrzebujecie?

- Pierwsze o co bym prosił to o modlitwę za nas, abyśmy mieli siłę dążyć do zwycięstwa. Oczywiście pomoc finansowa również jest bardzo ważna. Można pomóc finansowo w zakupie samej rzeczy, w jej zapakowaniu i transporcie. Przed zimą potrzebujemy przede wszystkim generatorów. Może w Polsce są zakłady produkcyjne generatorów, które nie wyprzedały swojej produkcji. Jeśli byłaby taka możliwość to chętnie przyjmiemy je w prezencie. Potrzeby są duże. Ponadto, przyszłościowo, w mieście Jużne niedaleko Odessy, nad morzem planujemy budowę centrum młodzieżowego z miejscami dla dziewięćdziesięciu osób. Od 2020 r. projekt jest już gotowy. Teraz zbieramy środki na jego realizację.

Często wzdycham i mówię: „Panie Boże, nie wiem jak pomóc” i On zawsze szybko przysyła nam ludzi, którzy przychodzą z pomocą. W pierwszych dniach wojny byłem bezradny, nie wiedziałem, co robić. Następnie powiedziałem sobie: stop, musisz zacząć coś robić. Zaczęliśmy dzwonić do wszystkich pracowników, pytaliśmy, kto pomoże w ewakuacji ludzi. Na początku zaangażowało się tylko dwóch z naszej drużyny, ale daliśmy radę, później dołączyła reszta. Potem gdy zaczęliśmy dostawać pieniądze i zastanawialiśmy się, gdzie coś kupić. Niestety wtedy runęła cała logistyka i nie można było nic kupić. Ale bardzo szybko pojawili się nasi przyjaciele z Mołdawii. Przysłali nam samochód z żywnością z Kiszyniowa i mieliśmy co rozdawać. Potem zaczęło się wszystko rozkręcać. Pan Bóg posłał wolontariuszy, których obecnie mamy w Caritasie około 200 osób. W ciągu ośmiu miesięcy bardzo szybko i dynamicznie się rozwinęliśmy.

KAI: Jak Ksiądz znalazł się w Odessie?

- Pochodzę z Tarnopola, od 1998 roku posługuję jako kapłan w Odessie a od 2005 jestem szefem Caritasu. Cechą charakterystyczną Odessy jest poczucie humoru w każdej sytuacji. Zresztą bez humoru trudno byłoby przetrwać w obecnych czasach. Odessa jest miejscem wielokulturowym i, co ciekawe, wszyscy bardzo dobrze się dogadują. W różnych formach mamy w tym mieście do czynienia z tradycją żydowską, ormiańską, włoską, francuską, polską, niemiecką i wieloma innymi. Odessa była mądrzejsza od komunistów. Wszyscy tu wiedzą, jak żyć spokojnie i prowadzić dialog. Po wybuchu wojny Odessa bardzo mocno się zjednoczyła. Ludzie zaczęli myśleć i działać wspólnie nawet, gdy wcześniej mieli różne poglądy na wiele spraw. Odrzucili różnice i walczą teraz razem. Są wśród nich nawet ludzie, o których nie sądziłem, że się zmienią. Jak powiedział jeden z takich zdystansowanych Odessyjczyków, mieliśmy do wojny 5 procent Ukraińców (Banderowców), a teraz mamy ich 95 proc. To dziwne, ale tak się stało. Odessa zjednoczyła się, odrzuciła różnice religijne i polityczne. Wszyscy zrozumieli, że wróg jest jeden – Rosja. Za przykład podam sytuację, co się dzieje codziennie w centrach transfuzji krwi. Każdego dnia musisz dzwonić nawet pół godziny, aby umówić się na oddanie krwi, jest taka masa osób. Inny przykład: ostatnie zbiórka na rzecz ukraińskiego wojska trwała dwa dni i zebrano dwa miliony dolarów.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik

Krzysztof Tomasik (KAI) / Odessa

« 1 »

reklama

reklama

reklama