Ola z Wołynia: jak tylko na Kijów spadły pierwsze bomby, razem z dziećmi ruszyłam w stronę polskiej granicy

Jak tylko na Kijów spadły pierwsze bomby, zerwaliśmy się natychmiast, wzięłam dzieci i ruszyliśmy w stronę polskiej granicy – powiedziała PAP Ola z Wołynia, która wraz z trojgiem dzieci znalazła schronienie w hostelu w Morawicy koło Kielc.

"Cała moja rodzina została na Ukrainie. Tylko ja wyjechałam z uwagi na małe dzieci. Jak tylko na Kijów spadły pierwsze bomby, zerwaliśmy się natychmiast, wzięłam dzieci i ruszyliśmy w drogę" – opowiadała o początku wojny Ola.

W samochodzie, który jechał w stronę polskiej granicy, były dwie mamy i sześcioro dzieci.

"Trochę baliśmy się, bo w samochodzie było znacznie więcej osób, niż pozwalają na to przepisy. Ale żołnierze na granicy nie robili nam żadnych problemów, chciałabym im za to gorąco podziękować" – mówiła Ukrainka.

Ola wraz z dwumiesięczną Solomiją, czteroletnim Zacharem i siedmioletnim Ilią znalazła schronienie w podkieleckiej Morawicy, gdzie w gminnym hostelu przebywa blisko 30 jej rodaków.

"Mamy wszystko co nam potrzeba, niczego nam nie brakuje. Spotkamy się z niesamowitą serdecznością władz gminy i okolicznych mieszkańców. Przynoszą nam różne rzeczy: owoce, pampersy, zabawki, ubrania, leki. Wszystkiego mamy aż za dużo" – podkreśliła, dziękując za okazaną jej pomoc. Jej myśli są cały czas z bliskimi, którzy zostali na Ukrainie.

"Mój mąż, podobnie jak i inni mężczyźni z mojej rodziny, pomaga wojsku. Pieką chleby, budują barykady. Robią takie metalowe wielkie siatki ze spawanych rur, które są rzucane pod czołgi, aby nie mogły dalej jechać. Kobiety też pomagają wojsku jak tylko mogą, gotując przede wszystkim jedzenie" – mówiła Olga o swoich bliskich, którzy zostali na Ukrainie. Kobieta zaangażowała się w zbiórki na rzecz jej rodaków, którzy walczą z Rosjanami.

"Mój brat jest w wojsku. Tata i drugi brat też walczą. Staramy się zbierać dla nich tutaj różne rzeczy, robimy zbiórki. Brakuje bardzo np. krótkofalówek. W wojsku nie mają jak komunikować się ze sobą. Nie mają też kasków na głowę. Brakuje też leków, bo bardzo ciężko dostać się do apteki" – opisywała codzienne życie w ogarniętej wojną Ukrainie.

Ola podkreśliła, że ona i jej dzieci czują się w Polsce bezpiecznie. "Tutaj jest świetnie, ale codziennie myślimy o naszych bliskich, którzy tam, ryzykując własne życie, walczą o nasz kraj. Tu jest super, ale najlepiej zawsze jest w domu. Jak tylko sytuacja się uspokoi, to bierzemy najpotrzebniejsze rzeczy i natychmiast jedziemy na Ukrainę. Chciałabym jak najszybciej wrócić do rodziny i męża" – powiedziała Ukrainka. 

Logo PAPZamieszczone na stronach internetowych portalu https://opoka.org.pl/ i https://opoka.news materiały sygnowane skrótem „PAP" stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Fundację Opoka na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama