Organizacja humanitarna założona przez nastolatkę niesie ratunek i nadzieję Libańczykom

Sytuację ekonomiczną i polityczną w Libanie określić można jednym słowem: dramat. Wśród wszechobecnej korupcji, bezrobocia, upadku gospodarki są jednak osoby takie jak Marina Khawand, które niosą społeczeństwu nadzieję i konkretną pomoc. Założona przez nią organizacja dociera dziś do 18 tys. osób w całym kraju

Dziewiętnastoletnia Helena Andraos ledwie uszła z życiem, gdy 4 sierpnia 2020 r. niszczycielska eksplozja w porcie wstrząsnęła całym Bejrutem dwa lata temu. Odniosła liczne obrażenia, mnóstwo odłamków szkła wbiło się w jej czaszkę, miała złamane kolano. Gdy po dziesięciu dniach wybudziła się ze śpiączki, okazało się, że konieczna jest operacja głowy, kosztująca siedem tysięcy dolarów. To kwota, na którą nie stać większości Libańczyków – także i Andraos, ze względu na kryzys gospodarczy, a także skandale bankowe, w wyniku których wyprowadzono z kraju setki milionów dolarów, a obywatelom uniemożliwiono dostęp do środków zgromadzonych na rachunkach.

Środki na operację udało się jednak zebrać, dzięki pomocy innej dziewiętnastolatki, Mariny Khawand z Bejrutu. Choć Marina nie miała żadnych zasobów finansowych, podjęła się zorganizowania zbiórki, dzięki której uratowano życie Heleny. Od tego czasu założona przez nią organizacja Medonations pomogła już 18 tysiącom Libańczyków.

Organizacja ta ma na celu zapewnienie bezpłatnej, równej i sprawiedliwej pomocy medycznej dla wszystkich pozbawionych państwowego wsparcia libańskich chorych. Problemem jest zarówno cena, jak i dostępność lekarstw – przerwane zostały bowiem łańcuchy dostaw. Tym więc, czym Medonations zajmuje się w pierwszym rzędzie, jest zabezpieczanie leków dla libańskich pacjentów. Usługi jakie świadczy dopasowane są do konkretnych potrzeb chorych, w zależności od ich sytuacji.

Podczas pandemii COVID-19, Medonations dostarczała m.in. aparaty tlenowe pacjentom COVID-19. We wrześniu tego roku Khawand rozdała dzieciom szkolnym plecaki z panelami słonecznymi, które zapewniały zasilanie telefonów komórkowych i latarek. Dostawy prądu są bowiem olbrzymim problemem w Libanie – utrzymywane przez rząd dwie elektrownie są przestarzałe i zaspokajają jedynie niewielki procent zapotrzebowania. Jak grzyby po deszczu wyrosły komercyjne firmy, które tworzą własne sieci energetyczne, oparte na dieslowskich generatorach prądu, sprzedające energię po niezwykle wygórowanych cenach.

Środki na leki i operacje Medonations zbiera na całym świecie – w dużej mierze poprzez media społecznościowe. Początek działalności datuje się na dzień wybuchu w Bejrucie. Marina Khawand wspomina: „Po wybuchu szłam ulicą. Nie miałam żadnych zasobów, aby pomóc. Po prostu poszłam do innych, sprzątając domy, pytając ludzi, jak możemy im pomóc, i próbując uratować niektórych obywateli, którzy zostali poważnie ranni”.

Gdy Khawand usłyszała o sytuacji swojej rówieśniczki, potrzebna kwota 7000 dolarów na operację i 1000 na rehabilitację wydawała się czymś niemożliwym do zdobycia. Jednak dzięki ogłoszeniu na Instagramie pieniądze udało się zebrać w ciągu półtora tygodnia. Andraos, która odzyskała zdrowie, zaangażowała się w wolontariat i współpracuje z Khawand. Obie dziewczyny stały się też bliskimi przyjaciółkami. „Marina jest niesamowita. Nie wiem, jak to możliwe, że w wieku 19 lat zainicjowała Medonations, a jednocześnie daje radę kontynuować swoje studia” – mówi Helena.

Khawand zwraca uwagę na to, aby pomoc nie miała charakteru czysto instytucjonalnego, ale stara się utrzymywać silne relacje między rodzinami, którym służy. „Wiele rodzin zaprosiło nas do swoich domów na kawę, lunch, kolację, a niektóre odwiedziły nas również w naszych biurach” – mówi Marina. To, co robią wolontariusze, to coś więcej niż praca czy działalność humanitarna – to odbudowa więzi społecznych. Cała działalność oparta jest o wolontariat – nawet Khawand nie pobiera wynagrodzenia. Pracę udaje jej się godzić ze studiami prawniczymi na Uniwersytecie Sagesse w Forn El Chebbak niedaleko Bejrutu.

Khawand przekonana jest, że sukces zawdzięcza wyłącznie Bogu. Ma przekonanie, że to On powołał ją do takiej właśnie działalności. Patrząc po ludzku działalność jej organizacji byłaby praktycznie niemożliwa. Jak mówi, „patrząc na to całe cierpienie, na ponad stu pacjentów dziennie, wiem, że to nie jest w moich rękach, wszystko jest w rękach Boga. Za każdym razem więc, gdy widzimy jakiś problem, po prostu się modlimy”.

 

źródło: CNA

« 1 »

reklama

reklama

reklama