Saletyn z Ukrainy: bez Boga nie da się przejść przez doświadczenie wojny

„To wszystko – chleb, konserwy – jest bardzo potrzebne, ale niewystarczające. Trzeba szukać oparcia w Panu Bogu, żeby przez to doświadczenie wojny przejść” – mówił ks. Tomasz Krzemiński pracujący na Ukrainie.

Saletyn, który pracuje w sanktuarium Matki Bożej Saletyńskiej w Łanowicach w obwodzie lwowskim na Ukrainie, w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” opowiedział, jak wygląda codzienność w czasie wojny.

Zaznaczył, że ludzie starają jakoś przywyknąć do nowych warunków. 

„Nie da się oswoić wojny, ale trzeba sobie w końcu jakoś zorganizować życie. Nie można siedzieć w telefonie od rana do nocy i patrzeć ciągle w internet, bo trzeba dzieciom dać jeść i coś robić. W centralnej Ukrainie, gdzie nie ma bezpośrednich działań wojennych, ale cały czas występuje zagrożenie ostrzałami rakietowymi, otwierały się zakłady pracy, kawiarnie, punkty usługowe, w których można załatwić codzienne sprawy. Bardzo dużo osób zaangażowało się w działalność wolontariacką, zbiera na zachodzie Ukrainy, co może, i wysyła na wschód” – powiedział.

Zwrócił uwagę, że na początku wojny pojawiało się współczucie Ukraińców wobec młodych Rosjan, którzy byli wysyłani na front, ale to się zmieniło.

„W mniejszych miejscowościach, położonych blisko granicy z Polską, takich jak Łanowice, na początku kobiety rzeczywiście współczuły tym chłopcom, którzy zostali wysłani na rzeź. Do dziś jestem pewien, że wielu z nich nie wiedziało, gdzie jadą ani po co. To nastawienie zmieniło się po wydarzeniach w Mariupolu, Buczy, Irpieniu i innych miejscach, o których było głośno w mediach. A więc po tym, jak ludzie zobaczyli ludobójstwo, te wszystkie dantejskie sceny – brutalne gwałty, przemoc, zabijanie dla samego zabijania. Nie wiem, co pchnęło tych młodych Rosjan do takiego bestialstwa” – opowiadał kapłan.

Podkreślił, że Ukraińcy są bardzo wdzięczni Polakom za pomoc, jakiej im udzielają. Widzi w tym szansę na poprawę ogólnych relacji i przebaczenie.

„Myślę, że to, co się teraz dokonuje, skala zaangażowania Polski w niesienie pomocy Ukrainie – od humanitarnej po militarną – tworzy płaszczyznę porozumienia i wybaczenia sobie wzajemnie krzywd, dogadania się w kwestii historycznych zaszłości. Nie wiem, czy lepsza okazja kiedykolwiek się trafi”.

Zaznaczył, że pomoc materialna jest bardzo ważna, ale w przypadku wojny potrzeba także ogromnego wsparcia duchowego. 

„To wszystko – chleb, konserwy – jest bardzo potrzebne, ale niewystarczające. Trzeba szukać oparcia w Panu Bogu, żeby przez to doświadczenie przejść. Nie chodzi o to, żeby – gdy ta wojna się już skończy – zapomnieć o wszystkim, ale żeby powrócić do w miarę normalnego życia. Umieć wybaczyć krzywdy, choć dzisiaj to pewnie przedwczesna kwestia. Przy takiej skali dramatu jest to wielkie i bardzo wymagające wyzwanie”. 

Podkreślił, że ważna rola przypada w tym zakonom, także saletynom pracującym na Ukrainie. 

„Charyzmatem naszego zgromadzenia jest niesienie pojednania, do czego wzywa Matka Boża z La Salette. Jak przekonać kogoś, by przebaczył agresorom? Jak przekonać kobiety z traumami wynikającymi z tego, że zostały brutalnie zgwałcone, by przebaczyły same sobie? To zadanie dla psychologii czy nawet psychiatrii, ale skala traum jest taka, że bez głębokiego fundamentu wiary nie będzie łatwo to wszystko osiągnąć” – tłumaczył.

Jak dodał, ciągle potrzeba wielkiej modlitwy o pokój.

„Trzeba postawić tych ludzi na nogi. Bo nie da się funkcjonować w takim rozbiciu, w jakim znalazły się miliony Ukraińców w wyniku wojny. Zachodnia Ukraina bardzo się mobilizuje, jeżeli chodzi o modlitwę w intencji pokoju w kraju. Jest dużo inicjatyw w parafiach, gdzie ludzie gromadzą się na odmawianiu różańca w intencji pokoju. To są niby drobne rzeczy, ale od tego się zaczyna. To nie jest normalny obrazek na Ukrainie, kiedy w zwykły dzień przychodzi do kościoła wielu ludzi i modli się o pokój. A teraz takie obrazki obserwujemy”.

Źródło: „Sieci”

« 1 »

reklama

reklama

reklama