Ukrainka z małym dzieckiem – zagrożenie dla państwa węgierskiego?

Historia Daszy i Marianka z Ukrainy, które zatrzymane zostały na węgierskiej granicy, każe się zastanowić nad tym, jak Węgrzy postrzegają inne nacje. To coś więcej, niż tylko jednostkowy problem Victora Orbana...

Tych dwoje ludzi ze zdjęcia to Daszka i Marianek. Wzbudzili taki sprzeciw Węgrów, że trzeba ich było wybudzić z przejeżdżającego tranzytem pociągu i wystawić na stacji w środku nocy! Ale po kolei....

 

Historię opisuje Anna Bajon, mama niepełnosprawnego Kacpra, która poznała Daszę dzięki pracy w szkole:

 

Dasha Samchyk przyjechała do Polski wraz z wybuchem wojny. Dobrzy ludzie znaleźli jej dach nad głową i pracę. Szczęśliwym trafem pracujemy w jednej szkole. Lubimy się. I kiedy wszyscy zaczęli planować wakacyjne wyjazdy padła propozycja - Daszka bierz Marianka, odpoczniecie trochę, na chwilę przestaniecie się martwić, zmienicie otoczenie - będzie fajnie!

Nie zrobiłyśmy tego bezmyślnie. Dasza obdzwoniła wszystko, co się dało - Konsulaty i MSZ pytając czy jej wolno. Specustawa pozwala jej przekraczać granicę przez 18 miesięcy w odróżnieniu od wcześniejszych przepisów dla migrantów, które mówią o 90 dniach. Nikomu jednak nie przyszło do głowy dzwonić na Węgry... to miał być tylko tranzyt!

Pojechaliśmy pociągiem. Czemu pociągiem? Było nas siedmioro, a mój synuś uwielbia pociągi. A propos tej przedziwnej siódemki... Dasza, jej 4-letni syn, koleżanka z pracy Ania D., emerytka Sabina B., nastolatka z Niemiec, mój niepełnosprawny 17-letni syn i ja.

Żeby dopełnić obrazu.... przed wyjazdem dostaliśmy dokumenty od węgierskiej straży granicznej do wypełnienia, coś jak samolotowy boarding. Trzeba było każdemu pasażerowi przypisać rodzaj dokumentu, jego serię i numer. Kiedy jechaliśmy do Chorwacji nikt się nie przyczepił. Węgrzy i Chorwaci wbili Daszce swoje pieczątki i pojechaliśmy bez komplikacji.

Dlatego niczego dramatycznego nie spodziewaliśmy się w drodze powrotnej. A jednak!

Ułożyliśmy się snu i w końcu posnęliśmy w swoich przedziałach. Około czwartej pojawili się Chorwaci - spojrzeli, wbili Ukraińcom pieczątki i poszli, dopiero Węgrzy uznali, że przejazd Daszy i jej syna jest niemożliwy. Płakali ona i on, my próbowałyśmy coś tłumaczyć, powoływać się na naszą specustawę, pokazywać jej tłumaczenie na angielski. Nic to nie dało. Dziewczyna z dzieckiem ma wysiadać i koniec. Płacz, pośpieszne ubieranie się i jednoznaczna komenda Ani D. - wysiadamy wszyscy!

Tak oto w środku nocy znaleźliśmy się na dworcu w Gyekenyes. W pokoju bez okien. Bez możliwości dyskusji i w obstawie siedmiu (!!!) pograniczników. Którzy tak się zaangażowali w pilnowanie nas, że chodzili za nami do ubikacji. Dopóki na mnie nie trafiło, a mnie nie trafił szlag 😉 - w bardzo nieparlamentarnych słowach, wykrzyczałam (po polsku) strażnikowi co ma zrobić, że nie będzie za mną chodził do toalety (nawiasem mówiąc toaleta bez papieru toaletowego), bo ja jestem mieszkańcem Unii Europejskiej. Wyjaśniłam mu też w krótkich słowach, co mi może... Odtąd do toalety chodzili tylko za Daszą...

Jeden wziął ich paszport i mimo protestów zniknął. W końcu powiedzieli, że do 9-ej musimy czekać na dokument wydalający Daszę i Mariana do Zagrzebia, tam mają załatwiać w konsulacie wizę i wtedy ewentualnie pojechać dalej.

***

Co można zrobić o 5-ej rano na końcu świata? Dzwonić. Nie wiem ile razy dzwoniliśmy i ilu ludzi obudziliśmy tego dnia. Konsulaty okazały się kompletnie niepomocne. Polski konsul w Budapeszcie ostrzegł mnie, że wydawanie wizy może trwać nawet do 2 tygodni, a Dasza dowiedziała się od swojego, że ma kilka takich zgłoszeń dziennie i najlepiej pojechać przez Słowenię... Łatwo pojechać siódemce uwięzionych na węgierskiej granicy ludzi!

 

Na szczęście nie tylko dyplomaci są na świecie. Agnieszka Kosowicz, szefowa Polskiego Forum Migracyjnego, wybudzona od razu zaczęła działać. Prezes Stowarzyszenia Novum Spatium Mariusz Siwoń podesłał nam kontakt do nieocenionej Ewy Pawłowskiej, naczelniczki Biura Współpracy z Zagranicą UM w Zabrzu. Dziesiątki telefonów i w chwili geniuszu wpis na FB.

***

W tym czasie zaczęła się nam kończyć woda. Dasza poszła pokazać Węgrom pustą butelkę wody... dali nam trochę wody i więcej nic.

O 9-tej poinformowali, że formalności potrwają. W okolicy nic poza barem piwnym, bez możliwość płacenia kartą czy euro... pat.

Przed dziesiątą pojawił się jedyny normalny Węgier, z którym potem dało się pogadać. Kiedy nas zobaczył, zawrócił na pięcie i wrócił z wodą. Porozdawał każdemu butelkę. Przyjechał z dokumentami po węgiersku i kazał Daszy podpisać. Rzuciłyśmy się z Anką jak harpie. Żeby nie podpisywała póki nie wie co to jest. Wegier westchnął, wyciągnął smartfona i przez googlowego translatora zaczął tłumaczyć linijka po linijce...

Daszka podpisała, że wyjedzie. Pociąg miał ją zabrać o 10:20. A my bez biletów! Znowu przez translatora poprosiłam, żeby pomógł nam kupić bilety - poszedł z nami do kasy i wynegocjował najtańsze bilety kolejowe ever - rodzinne+weekendowe. Odetchnęłyśmy chwilowo - jedziemy razem. Kiedy pociąg nadjechał, Marianek spał na ławeczce. Dasza wzięła go na ręce i ten moment jest na zdjęciach. Dla mnie to symbol Węgier na długie lata. Ta płacząca Madonna, która chciała tylko przejechać przez, wydawałoby się, europejski kraj!

"Nasz" Wegier przyniósł nam jeszcze wodę, załatwił dla Kacpra (niepełnosprawnego) miejsce siedzące i chwilę później wrócił wraz z pozostałymi pilnującymi nas strażnikami... sprawdzić nam dokumenty. Kuriozalne.

Byłoby śmiesznie, gdyby nie to, że za chwilę weszli Chorwaci i zaczęli się czepiać węgierskiej pieczątki zakazującej Daszy i Marianowi pobytu w EU. Horror! Na szczęście szybko zrozumieli co się stało. Kiwnęli głowami, powiedzieli "ne ma problema" i dali nam spokój.

Do pełni obrazu jeszcze tylko trzeba dodać, że pociąg przepełniony jak w czasach komuny i w podobnym standardzie. Po 10-ciu minutach konduktorka poinformowała, że musimy się przenieść do autobusów, a po kolejnej godzinie znowu do pociągu. Siedem osób z tobołami... telefony powoli zaczynały się wyczerpywać.

W Zagrzebiu usiedliśmy w McDonald's, żeby coś zjeść, ogarnąć sytuację i... doładować telefony. Dzieci bardzo wyczerpane, my też w nienajlepszym stanie.

I tu kolejna cudowna osoba Magdalena Cais-Bilińska, nasza koleżanka z pracy zdalnie z Polski wyszukała i ogarnęła nam apartament na noc, bo międzyczasie objawił się Dmp Dawid, od początku wojny zaangażowany w pomoc Ukraińcom i natychmiast podjął decyzję, że po nas jedzie. Początkowo twierdził, że ma kierowcę na zmianę i tylko jeszcze coś tam musi pozamykać i zaraz po nas rusza.

„Coś tam”, to był dodatkowy rząd siedzeń w busie, które zorganizował, dospawał, homologował i ruszył sam jeden do Zagrzebia!!! No powiem Wam, szarża ułańska zrobiłaby na mnie mniejsze wrażenie!!! Ten zmęczony facet dotarł do Zagrzebia około 11-ej busem oklejonym czerwonym krzyżem i akcją ratunkową. Cały czas podawał nasze położenie Szwedom, z którymi współpracuje przy pomocy humanitarnej, na wypadek, gdyby miało się stać coś niepomyślnego. Na szczęście minęliśmy granice Słowenii, Austrii, Czech i Polski bez najmniejszych problemów.

DZIĘKUJEMY z całego serca wszystkim którzy wspierali nas, starali się pomóc, pomogli!

I teraz clou mojego wpisu.

Dawid - człowiek, który nas wyciągnął z bagna, pomaga ciągle potrzebującym w Ukrainie. Proszę, pomóżmy mu!

Dzięki takim jak on ludziom, jest nadzieja dla tego świata. Oto link do zbiorki, którą z całego serca polecam:

https://zrzutka.pl/4hpj42?fbclid=IwAR0EYOKH4oeingZ4QEZDHRFcbd7qFZSBRymtWIsfDVa-Zcbbuh6vydPRLlA

***

Od Redakcji: Powyższa historia właściwie nie potrzebuje żadnego komentarza. Podczas gdy zarówno w Polsce, jak i w całej Europie, mieszkańcy i władze ze zrozumieniem odnoszą się do sytuacji Ukraińców, starając się umożliwić im wyjazd z kraju i podjęcie w miarę normalnego życia w trakcie trwającej tam wojny, Węgrzy korzystają z każdej okazji, aby to życie im utrudnić. Pozostaje pytanie, co nimi kieruje? Jakie są ich motywacje? Czy naprawdę tak trudno pojąć, w jak dramatycznej sytuacji znaleźli się obywatele Ukrainy? Czy ukraińska matka podróżująca z małym dzieckiem tranzytem przez Węgry jest aż takim zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego, że trzeba ją w środku nocy wysadzać z pociągu i trzymać pod strażą, jak przestępcę?

« 1 »

reklama

reklama

reklama