Mieszkańcy Armenii, najstarszego chrześcijańskiego regionu na świecie, po raz kolejny walczą o przetrwanie. Konflikt ożywia widmo czystek etnicznych i religijnych – alarmuje na łamach „National Catholic Register” dziennikarka Solène Tadié.
Mieszkańcy Armenii, najstarszego chrześcijańskiego regionu na świecie, po raz kolejny walczą o przetrwanie. Prawie trzy lata po zakończeniu ostatniej wojny z sąsiadem i historycznym wrogiem Azerbejdżanem, w wyniku której Armenia została zmuszona do oddania od dawna spornego terytorium Górskiego Karabachu. Sytuacja około 120 000 osób pozostałych w tym regionie jest obecnie krytyczna – przypomina na łamach „National Catholic Register” dziennikarka Solène Tadié.
Albo żyć pod flagą Azerbejdżanu, albo wyjechać...
Od grudnia 2022 r. korytarz „Lachin”, jedyna droga geograficznie łącząca enklawę etniczną z Armenią, jest przedmiotem serii blokad sprowokowanych przez rząd Azerbejdżanu, pogrążając go w poważnym kryzysie humanitarnym, który jak dotąd wywołał niewielką reakcję społeczności międzynarodowej, której oczy są skupione na trwającej wojnie na Ukrainie.
Autorka, powołując się na dane ekspertów, zauważa, że działania reżimu mają na celu czystki etniczno-religijne w regionie. „Rzeczywiście, położenie geograficzne Armenii, pomiędzy Azerbejdżanem a Turcją, stanowi przeszkodę dla pan-tureckich ambicji jej tureckojęzycznych sąsiadów z muzułmańską większością. Regularne ataki sił azerskich na granice Armenii od września 2022 r. wzmacniają obawy przed odrodzeniem się konfliktu w regionie” – pisze.
Przypomina, że niedawna porażka Armenii przez Azerbejdżan – masowo wspierany przez Turcję – spowodowała utratę prawie całego terytorium, pozostawiając jej obywateli w regionie w stanie głębokiej niepewności co do ich przyszłości. Nie oferując im żadnego planu integracji, rząd prezydenta Azerbejdżanu Ilhana Alieva pozostawił im wybór: „albo żyć pod flagą Azerbejdżanu, albo wyjechać”. „Władze Azerbejdżanu mają w zwyczaju symulować ormiańskie prowokacje, aby dokręcić śrubę, zaostrzyć środki przymusu i zmusić miejscową ludność do wyjazdu” – zauważa cytowany przez Solène Tadié Aram Kayayan, nadzorca francuskiej organizacji SOS Chrétiens d'Orient (SOS Wschodni Chrześcijanie) dla Artsakh i pobliskiego regionu Syunik w Armenii. Jedną z takich prowokacji są protesty zwerbowanych przez azerbejdżański reżim „aktywistów ekologicznych”, który w grudniu ubiegłego roku blokowali wjazd do korytarza Lachin, aby zademonstrować przeciw „nielegalnej eksploatacji minerałów” przez Ormian z Karabachu.
Korytarz, znajdujący się pod rosyjskim zarządem powierniczym na mocy porozumień o zawieszeniu broni z 10 listopada 2020 r., który rozciąga się na około 40 mil i ma około 3 mil szerokości, działał normalnie do końca 2022 roku. 11 lipca została nałożona blokada, a Azerbejdżan powołuje się na „próby przemytu” przez pojazdy Ormiańskiego Czerwonego Krzyża. Organizacja humanitarna zaprzeczyła tym oskarżeniom.
Brakuje gazu, żywności, leków
Po ponad 250 dniach blokady, która obejmuje również zakaz wjazdu i wyjazdu ludności cywilnej, w regionie zapanował kryzys humanitarny. Szef oddziału Armenian National Committee of America (ANCA) w Artsakh, organizacji wspierającej społeczność ormiańską w USA, informował o licznych niedoborach żywności, leków i paliwa, którym towarzyszyły przerwy w dostawie energii elektrycznej, gazu i światłowodowego dostępu do Internetu. W ostatnich tygodniach w sieciach społecznościowych działacze na rzecz praw człowieka i lokalni dziennikarze codziennie dzielili się obrazami ludzkich tragedii, których doświadcza ludność, aby ostrzec świat.
W kontekście trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej Azerbejdżan stał się uprzywilejowanym partnerem w zakresie dostaw gazu do tego strategicznego regionu, zwłaszcza dla krajów Unii Europejskiej, które chcą obejść się bez rosyjskiego gazu, aby nadać większą wagę swoim sankcjom gospodarczym wobec tego kraju. Azerbejdżan ze swojej strony chce zmusić Armenię do rezygnacji z tak zwanego korytarza „Meghri”, łączącego azerbejdżańską stolicę Baku z eksklawą Nachiczewan, która jest zaklinowana między terytorium Armenii a Iranem i połączona z Turcją na północnym krańcu.
Do tej pory było to jej główne żądanie wobec Armenii w zamian za ponowne otwarcie korytarza Lachin. „Niestety, obawiam się, że zarówno Europa, jak i Rosjanie mają interes w otwarciu tego eksterytorialnego korytarza przez Armenię w celu dostarczania gazu i transferu towarów do Europy przez Turcję” – powiedział Aram Kayayan, który obecnie mieszka w regionie Syunik graniczącym z Artsakh. „To także sposób dla Rosji na dotarcie do Turcji przez Azerbejdżan, a tym samym ominięcie Gruzji, jej głównego rywala na Kaukazie”.
Cytowany przez publicystkę Kayayan wyraził obawę, że Azerbejdżan może wykorzystać kontekst międzynarodowy i mobilizację Rosji, strony odpowiedzialnej za egzekwowanie porozumień o zawieszeniu broni w regionie w 2020 r., na froncie ukraińskim, aby zaangażować się w czystki etniczne podobne do ludobójstwa Ormian w 1915 roku.
Masowa eksterminacja Ormian w tamtym czasie miała na celu spełnienie pan-tureckiego marzenia o zjednoczeniu tureckojęzycznych krajów muzułmańskich Azerbejdżanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu, Kirgistanu i Kazachstanu pod tureckim sztandarem. „To jest ich podstawowa ideologia; ich ambicje pozostają takie same jak w ubiegłym wieku, a do dziś Armenia jest jedynym krajem, który stoi między Turcją a Azerbejdżanem i odcina to pragnienie unii terytorialnej” – powiedział Vladimir Khojabekyan, rzecznik SOS Chrétiens d'Orient w Armenii.
Autorka przypomniała także, że taką samą diagnozę ambicji Azerbejdżanu postawił geopolityk Alexandre Del Valle podczas wojny w 2020 roku, a ostatnio ormiański patriarcha katolicki Raphaël Bedros XXI Minassian. „Ta blokada i ataki graniczne mają na celu zastraszenie i terroryzowanie mieszkańców regionu, aby zmusić ich do ucieczki" – podsumował cytowany przez Solène Tadié Khojabekyan.
W obliczu impasu i pogłębiającego się kryzysu humanitarnego w Artsakh 12 sierpnia Armenia zaapelowała do Rady Bezpieczeństwa ONZ, która wezwała do ponownego otwarcia korytarza.
SOS dla zachodnich chrześcijan
Według cytowanego przez autorkę Kayayana, obojętność społeczności międzynarodowej wobec Armenii można również wytłumaczyć utratą nastrojów religijnych w większości historycznie chrześcijańskich krajów zachodnich. Jego organizacja, SOS Chrétiens d'Orient, jest jednym z niewielu zagranicznych stowarzyszeń stale obecnych w kraju, podobnie jak Solidarité Arménie, które zostały założone we Francji – kraju z dużą ormiańską diasporą, podobnie jak w USA. „Poza tymi stowarzyszeniami lub osobistościami z diaspory, nikt tak naprawdę nie dba o Armenię, która jest ostatnią prawdziwą chrześcijańską fortecą u bram Wschodu" – powiedział Kayayan, wskazując, że Artsakh i Syunik – region, do którego skierowany jest projekt korytarza Meghri – do tej pory widziały bardzo niewiele historycznych exodusów i w konsekwencji pozostają zamieszkane przez tysiącletnie społeczności chrześcijańskie.
Jego zdaniem „męka Armenii” powinna obudzić sumienia zachodnich wspólnot chrześcijańskich, których korzenie coraz bardziej osłabiane są przez laicyzację społeczeństw i napływ wraz imigrantami nowych religii. „W przeciwieństwie do Ormian i wielu naszych chrześcijańskich braci na Wschodzie, ludzie Zachodu nie wiedzą, jak to jest stracić ojczyznę, ziemię, wioskę i zobaczyć, jak własna kultura zostaje zniszczona przez wrogie siły” – podsumował Kayayan. „Myślę jednak, że niestety, jeśli postawa wyczekiwania i ślepota będą się utrzymywać, to w XXI wieku być może konieczne będzie stworzenie SOS dla zachodnich chrześcijan” – stwierdził.
Źródło: www.ncregister.com