Kard. Krajewski w Chersoniu: ludzie mnie pytali „Czego Bóg chce od Ukrainy?”

„Dziękuję Panu Bogu, że mogłem z tymi ludźmi być, modlić się, a także im pomagać w taki sposób, w jaki było to możliwe” – mówi kard. Konrad Krajewski, kończący swą wizytę na Ukrainie.

Celem wizyty było nade wszystko dotarcie z pomocą do Chersonia. Jałmużnik papieski po drodze odwiedził jednak również Odessę, Lwów czy Mikołajów. „To była bardzo ważna wizyta” – mówi Radiu Watykańskiemu kard. Konrad Krajewski.

Ta wizyta wydaje mi się najważniejsza

„Choć już po raz szósty jestem na Ukrainie, to wydaje mi się, że ten chyba był najważniejszy - choć każdy był bardzo ważny. Poprzednio bardzo często odwiedzałem uchodźców, byłem tam, gdzie wydobywano ciała, przy mogiłach, gdzie kilkaset osób zostało zakopanych. Natomiast teraz pojechałem do Chersonia, gdzie ludzie od samego początku wojny cierpieli. Najpierw byli pod okupacją, bo Rosjanie weszli tam już 24 lutego, potem, gdy zmuszono Rosjan do opuszczenia Chersonia – to ci wywieźli wszystko. Pozostawili tych ludzi w wielkim strachu, bardzo zubożałych. A to, co nie wywieźli Rosjanie, to potem zabrała wielka woda, bo wysadzono tamę. Mieszkańcy przeżyli wiele miesięcy ostrzału, który także trwał podczas mojego pobytu. Trzeba więc tam było pojechać, by być z tymi ludźmi – bez wielkich słów, po prostu być. Oni wiedzieli, że pokonało się ponad trzy tysiące kilometrów, że tak chciał Ojciec Święty, że to on mnie przysłał, on się za nich modli oraz zabiega z całych sił o pokój. Ważna była oczywiście też pomoc, nie tylko materialna, ale ta duchowa, po prostu modlenie się z nimi.“

W Chersoniu kard. Krajewski odwiedził wspólnoty rzymskokatolicką i greckokatolicką, a także prawosławnych. Przekazał też pomoc od Papieża osobom poszkodowanym przez powódź.

„Byłem m.in. w jadłodajni, którą po części ufundował Ojciec Święty, gdzie prawie tysiąc osób spożywa codziennie posiłki. Kiedy rozmawiałem z tymi starszymi ludźmi, bo na ogół większość z tych, co zostali, jest w podeszłym wieku. Zostali, bo nie mieli, gdzie wyjechać, nie mieli nadziei na innym miejscu. Zresztą starych drzew się nie przesadza, woleli cierpieć na miejscu. Tam więc pewna pani, która mogłaby być moją prababcią opowiedziała mi swoją historię. 50 lat pracowała, a emerytura dzisiaj wynosi 100 dolarów. Cierpiała pod różnymi okupacji i powiedziała mi w ten sposób tuż przed wyjazdem: «proszę księdza, czego chce Pan Bóg od Ukrainy? Na co oczekuje od Ukrainy? Po czym zaczęła się zastanawiać i powiedziała: «Ja wiem, że wśród nas, na Ukrainie, były różne rzeczy, które Panu Bogu się nie podobały. Wiem, że musimy się nawracać, ale może jeszcze coś On chce od nas? Czy może mi ksiądz powiedzieć, co Pan Bóg chce od Ukrainy?» Oczywiście nie potrafiłem jej odpowiedzieć. Przyznałem, że Pan Bóg chce, żebyśmy się zawsze nawracali, żebyśmy się przede wszystkim Jemu podobali. I takie jest chrześcijaństwo, my mamy podobać się Panu Bogu, a nie światu. Tam też mnie bardzo dotykała modlitwa, kiedy po Mszy świętej śpiewaliśmy suplikacje - «od nagłej i niespodziewanej śmierci… święty Boże, święty mocny…» - a wokół nas cały czas był ostrzał w odległości kilometra, pół kilometra. Tą ostatnią wizytę bardzo więc przeżyłem i dziękuję za nią Panu Bogu. Już jestem we Lwowie, będę powoli wracał. Ze Lwowa to jest jeszcze dwa tysiące kilometrów do Watykanu.“

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama