W habicie opowiadał o duchowości żony. W celi trzymał jej portret. Elżbieta Leseur jest kandydatką na ołtarze

O swojej żonie mówił „moja słodka Elżbieta”, w zakonnej celi miał jej portret, co roku celebrował rocznicę ślubu. Historię ateisty, który został dominikaninem i propagatorem duchowości swojej świętej żony, opisuje pierwsza polska biografia małżonków Elżbiety i Feliksa Leseur „Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę”, której premiera miała miejsce na XIX Targach Wydawców Katolickich.

Zaczynając po śmierci żony nowe, zakonne życie o. Feliks Leseur miał 62 lata. Przełożeni od razu przydzielili mu pierwsze zadanie: został redaktorem dominikańskiego czasopisma. Przez całe lata, jako świecki dziennikarz i polityk, mąż Elżbiety, wtłaczał swoim czytelnikom materialistyczną i ateistyczną filozofię. Teraz, poprzez swoją pracę miał podnosić innych na duchu, czerpiąc z życia i duchowości… zmarłej w opinii świętości żony: Elżbiety Leseur.

Czytelnicy szybko zaczęli interesować się historią żyjącego we Francji na przełomie XIX i XX w. małżeństwa Leseur. Elżbieta była głęboko wierzącą katoliczką, Feliks, lekarzem, dziennikarzem, politykiem i... ateistą, który po śmierci żony, pod wpływem jej życia i duchowej spuścizny – nawrócił się. I został dominikaninem!

Na łamach redagowanego przez niego dominikańskiego periodyku czytelnicy prosili o modlitwę i rady, niektórzy wyrażali wdzięczność, że po śmierci żony, Feliks wydał jej pisma: „Listy do niewierzących” i „Dziennik”. Inni zwracali się z prośbą, by wybłagał u małżonki łaskę uzdrowienia. Przede wszystkim jednak pragnęli, by przyjechał i o niej opowiedział. To przecież dzięki niej przebył tak niewiarygodną drogę nawrócenia. Przełożeni zachęcali go do tej misji, by był propagatorem myśli Elżbiety, odpowiedzialnym za jaj oddziaływanie.

W białym dominikańskim habicie opowiadał słuchaczom o duchowości swojej żony – sam będąc przez lata zaciekłym wrogiem jej wiary. Było to wielkie świadectwo małżeństwa wybranego przez Boga i jego zakonna misja.

W habicie opowiadał o duchowości żony. W celi trzymał jej portret. Elżbieta Leseur jest kandydatką na ołtarze   O. Feliks Leseur poświęcił swoje zakonne życie, by propagować duchowość swojej świętej żony fot. archiwum prywatne

Pierwszą konferencję o Elżbiecie o. Feliks wygłosił w belgijskim Liège 14 listopada 1924 r. dla kobiet interesujących się duchowością jej duchowością. Temat:  „Modlitwa w życiu codziennym” był dla niego kiedyś zupełnie niezrozumiały – teraz dzięki pismom Elżbiety i świadectwie jej życia odkrył głębię i moc bycia sercem przy Bogu. Mówił także o intelektualnym oddziaływaniu swojej żony, zdobywaniu przez nią dusz, jej obowiązku stanowym, czy jej wielkim kulcie do Matki Bożej z Lourdes, dzięki której sam także doznał łaski nawrócenia.

Prośby o konferencje szybko wypełniały jego grafik. Głosił m.in. w Belgii, Szwajcarii, Portugalii m.in. w Coimbrze, na najstarszym i najsłynniejszym portugalskim uniwersytecie.

„Nie przypuszczałem, że Elżbieta jest w tym kraju tak znana i czczona. Podróżowałem niczym gwiazda, na dworcach czekały na mnie delegacje, fotografowie, pierwsze strony gazet pełne były artykułów o Elżbiecie i o mnie. […] Proszę sobie wyobrazić, że na każdym spotkaniu miałem przynajmniej 800 słuchaczy!” – pisał w liście z podróży.

Rocznie dobywał około 100 spotkań – także na zaproszenia szwedzkich i duńskich dominikanów. Mówił o niej „moja słodka Elżbieta”, w zakonnej celi miał jej portret, co roku 31 lipca celebrował rocznicę swojego ślubu z Elżbietą – dziękując Bogu za wszelkie łaski, jakie otrzymał za pośrednictwem swojej małżonki.

„Cała była dobrocią i oddaniem, ponieważ cała należała do Boga, a najlepszym sposobem na miłowanie bliźniego jest miłowanie Boga. […] niestety, przez zbyt wiele lat dawałem wam zły przykład, przykład karygodnej bezbożności. […] Na szczęście Bóg był miłosierny, zresztą jak zawsze. Wysłuchał nieustannych modlitw, jakie Elżbieta zanosiła do Niego w intencji mojego nawrócenia, w które zresztą nie wątpiła. On przyjął jej ofiary, cierpienia, dar jej życia, które oddawała za dusze i za moją duszę. Pozwolił, bym ja był pierwszą zdobyczą tego pośmiertnego apostolatu” – mówił.

Duchowy „Dziennik” Elżbiety został przetłumaczony na najważniejsze europejskie języki, a także na japoński i chiński. O. Feliks Leseur został także poproszony o napisanie biografii swojej żony, którą zatytułował „Życie Elżbiety Leseur”.

Chciał w niej ukazać, że Elżbieta to nie tylko dusza:

„To kobieta z krwi i kości, piękna, elegancka, kochająca podróże, dzieci i książki oraz pragnąca, by jej dom pełen był uśmiechu i szczęśliwych ludzi. A przede wszystkim zakochana, bardzo zakochana w mężu, który przez lata drwił z niej z powodu wiary i czynił wszystko, by ją straciła”.

Elżbieta zmarła w opinii świętości na raka piersi 3 maja 1914 roku w Paryżu. Ofiarowała swoje wieloletnie cierpienie w intencji nawrócenia męża, którego za życia nie doczekała. Była przekonana, że jej misją, jest zbawiać duszę swojego ukochanego męża.

„Pokazywać mu owoce bez życiodajnych soków, moje życie, a nie wiarę, która je przemienia, światło będące we mnie, nie mówiąc o Tym, który daje je mojej duszy; objawiać Boga, nie wypowiadając Jego imienia – oto, wierzę, jedyna forma, jaką może przybrać moje pragnienie nawrócenia i uświęcenia dla drogiego towarzysza życia, mego ukochanego Feliksa” – pisała w swoim duchowym dzienniku.

„Elżbieta to przykład zaczerpnięty ze współczesnego życia, swoista powiastka. Udowadnia, że kobiet biorąca udział w życiu towarzyskim XX w. i poślubiona mężczyźnie niewierzącemu może mieć oświeconą i aktywną wiarę, umocnioną dzięki modlitwie, która jest źródłem jej  wszystkich działań, i wznoszącą ją na szczyty chrześcijańskiej doskonałości. Tym samym staje się ona dla każdej kobiety na świecie przewodniczką pewną i potężnym wsparciem, zaś jej przykład jest z tego punktu widzenia argumentem apologetycznym pierwszego rzędu (…). Życie jej upływało bardzo zwyczajnie na miłowaniu Boga i bliźniego, w pełnej zaufania atmosferze rodzinnej i małżeńskiej jedności, na wypełnianiu obowiązków stanu i wszystkich innych obowiązków, na akceptacji fizycznego, a czasami duchowego cierpienia” – napisał w biografii swojej żony.

W tym czasie o. Leseur otrzymywał wiele listów – nawet blisko 3 tys. listów rocznie. Wiele z nich zawierało świadectwa uzdrowień fizycznych, a także duchowych i nawróceń po lekturze „Dziennika”. Powstały również koła naukowe i domy studenckie im. Elżbiety Leseur w Bernie, Nimes i Arras. W Paryżu jej opiece powierzono licea i ognisko dla dziewcząt. Grób Elżbiety na paryskim cmentarzu Montmarte stał się miejsce licznych pielgrzymek.  

Sam wielokrotnie brał przykład z żony i starał się jej dorównać w wierze i cnotach. W czasie pobytu w szpitalu i zmagania się z cierpieniem kazał przywieźć sobie portret Elżbiety z zakonnej celi, a także jej „Dziennik”, który do końca życia był dla niego duchowym pokarmem. „Jestem wielkim tchórzem i egoistą i słabo korzystam z laski cierpienia, która jest mi ofiarowana” – pisał.

Z zebranych świadectw przygotował obszerne dossier składające się z trzech części: uzdrowienia fizyczne, duchowe i nawrócenia. I jako ponad 70-letni dominikanin rozpoczął starania o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego swojej żony.

„Relacja Feliksa, już jako dominikanina ze swoją zmarłą żoną była można powiedzieć mistyczna. Zakonnik wielokrotnie pisał, że czuł jej obecność. Można powiedzieć, że ona go prowadziła w tej misji i kapłańskim powołaniu. Z pewnością jej pisma były dla niego duchową drogą, którą także chciał wskazać innym” – mówi Katarzyna Kamińska w rozmowie z Opoką, tłumaczka książki.

30 listopada 1936 roku w dominikańskim klasztorze przy Rue Saint-Honoré w Paryżu rozpoczęły się przesłuchania świadków. 3 marca 1938 roku, trzydzieści cztery lat po pogrzebie o. Feliks wziął udział w ekshumacji ciała swojej żony. I kiedy jako leciwy już kapłan udał się do miejscowego arcybiskupa po opinię potrzebną do zamknięcia dossier procesu Elżbiety, usłyszał, że „w czasach niemieckiej okupacji miał pilniejsze zajęcie niż posyłanie do Jougne delegata, by przewodniczył przesłuchaniom świadków w procesie Elżbiety Leseur!”.

Zakonnik był zdruzgotany, gdyż bez tego dossier sprawa nie mogła posunąć się naprzód. Przyjął to jako Wolę Bożą. Stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył. Zmarł 25 lutego 1950 roku. Wdowcem był 36 lat, z czego 30 lat księdzem. Umierał w nadziei, że „Bóg w końcu po niego przyjdzie”. „A kiedy przybędzie, powiem mu: oto jestem” – mówił przed śmiercią.

Na podstawie książki „Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę. Historia Elżbiety i Feliksa Leseur", Wydawnictwa M.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama