To, co robi reżim Putina i Patriarchat moskiewski nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem ani autentyczną rosyjską duchowością. To oczywiste dla radykalnie lewicowego filozofa, prof. Slavoja Žižka. Dlaczego na tę prawdę ślepi są watykańscy „eksperci” od polityki wschodniej? Co jeszcze musi zrobić Putin, aby zasłużyć na jasne słowa potępienia ze strony Watykanu?
Słoweński filozof i socjolog, radykalny lewicowiec, którego poglądy idą nieraz pod prąd „kawiorowej lewicy”, wykłada m.in. na Uniwersytecie Londyńskim. W zdecydowany sposób podważa on propagandową rosyjską interpretację wojny rosyjsko-ukraińskiej, że jest to „zderzenie kultur”, w którym zachodni liberalizm przeciwstawia się tradycyjnemu rosyjskiemu autorytaryzmowi. Uważa on, że taki pogląd jest głęboko mylący i próbuje spojrzeć na przyczynę tej wojny z innego punktu widzenia. Według niego Władimir Putin wcale nie jest tradycjonalistą, ale jest zaledwie ostatnim z serii „morderczych modernizatorów” rozciągających się od Iwana Groźnego i Piotra Wielkiego po Katarzynę Wielką i Stalina.
Od Piotra Wielkiego, przez Katarzynę Wielką, Stalina – aż do Putina
Prof. Žižek przypomina, że kiedy pod koniec lat dwudziestych XX wieku poproszono Stalina o zdefiniowanie bolszewizmu, opisał go jako „połączenie rosyjskiego oddania sprawie i amerykańskiego pragmatyzmu”. Po dojściu do władzy starał się on naśladować osiągnięcia amerykańskiego przemysłowca Henry'ego Forda w całym Związku Radzieckim, brutalnie wymazując wszelkie ślady rosyjskiej tradycji poprzez, przede wszystkim, brutalną kolektywizację rolnictwa.
Stalin był również wielkim admiratorem Piotra Wielkiego, który zbudował nową stolicę Rosji Sankt Petersburg nad Morzem Bałtyckim, aby ustanowić bezpośrednie połączenie z Europą Zachodnią. Reformy Piotra spotkały się z oporem ze strony tzw. staroobrzędowców, prawosławnych chrześcijan, których praktyki liturgiczne i rytualne poprzedzały reformy przeprowadzone przez patriarchę moskiewskiego Nikona w latach 1652-1666. Wielu staroobrzędowców ostatecznie wybrało śmierć zamiast sprzeniewierzenia się swojej wierze. W tego powodu między XVII a XIX wiekiem ginęły tysiące ludzi.
Sytuacja zmieniła się na jakiś czas w Rosji wraz z rewolucją październikową. Wtedy to w skład pierwszego rządu radzieckiego wchodziło kilku staroobrzędowców. Bolszewicka propaganda skądinąd słusznie widziała w nich przedstawicieli długotrwałego protestu społecznego przeciwko reżimowi carskiemu. Jednakże staroobrzędowcy zgodnie ze swoją tradycją i wiarą nie chcieli zgodzić się podporządkowanie swojej wspólnoty religijnej państwu, czyli partii komunistycznej, nalegając na to, aby mogła ona rządzić się swoimi zasadami religijnymi.
Prześladowania wyznawców tej religii nasiliły się za Stalina, a podporządkowanie Cerkwi prawosławnej państwu trwa do dziś. Putin de facto podporządkował już Cerkiew swoim własnym celom politycznym. Zdaniem patriarchy moskiewskiego Cyryla, nazywanego „ministrantem Putina”:
„Rosjanie nie muszą obawiać się wojny nuklearnej, ponieważ chrześcijanie powinni powitać koniec świata. Oczekujemy Pana Jezusa Chrystusa, który przyjdzie w wielkiej chwale, zniszczy zło i osądzi wszystkie narody” – powiedział pod koniec ubiegłego roku.
Fałsz i spaczenie chrześcijańskich wartości
Słoweński filozof i socjolog, choć nie jest teologiem, dostrzega w takich deklaracjach „fałsz i spaczenie chrześcijańskich wartości”. Jego zdaniem „to, co wydaje się być powrotem do religijności, jest w rzeczywistości jej wypaczonym i perwersyjnym wyrazem walki ze współczesnym światem”.
Czyniąc różne porównania m.in. ze społecznym ruchem z Canudos w Brazylii w XIX w., buddyzmem tybetańskim czy nawet z amerykańskimi amiszami, model chrześcijański w wydaniu putinowskim kojarzy mu się raczej z Państwem Islamskim.
„W naszych własnych społeczeństwach różnica między autentycznymi fundamentalistami a wypaczonymi fundamentalistami polega na tym, że ci pierwsi (jak amerykańscy amisze) dochodzą do porozumienia ze swoimi sąsiadami, ponieważ troszczą się o swój własny świat, a nie o to, co robią inni. Trzymają się zasady: «pilnuj siebie, będziesz w Niebie». Dla kontrastu, wypaczeni fundamentaliści są motywowani jednoczesnym przerażeniem i zazdrością wobec innych, która „popycha ich to do aktów przemocy, czy to terrorystycznych zamachów bombowych, czy brutalnych inwazji”.
W podsumowaniu swojego artykułu, opublikowanego na stronie Project Syndicate, 75-letni prof. Žižek sądzi, że
„reżim Putina nie ma nic wspólnego z autentyczną rosyjską duchowością”.
Jego wyimaginowana „Eurazja” też jest jedynie terminem legitymizującym jego własny nieudolny projekt modernizacji kraju. Dlatego nie wolno nam lekceważyć Rosji jako kraju głęboko konserwatywnego i tradycjonalistycznego, który na zawsze przepadł dla nowoczesności. Jeśli przyjąć, że rosyjska duchowość chrześcijańska jest uosabiana przez staroobrzędowców, to odrzuca ona autorytarną władzę państwową nad religią. I aby pokonać rządzących obecnie na Kremlu, trzeba będzie przywrócić na nowo do życia tę oryginalną i szlachetną duchowość rosyjską, uważa prof. Žižek.
Można nie zgadzać się z większością poglądów słoweńskiego filozofa. Jednak w tym przypadku jego ogląd rzeczywistości jest całkiem trzeźwy. Co mają wspólnego imperialistyczne zapędy Putina z Ewangelią? Jak pogodzić całkowite lekceważenie godności życia zarówno sąsiadów, jak i własnych obywateli z przykazaniem miłości bliźniego? Zastanawiające, że to, co jest oczywiste nawet dla stosunkowo dalekiego od chrześcijaństwa lewicowego filofa, umyka uwadze watykańskich „ekspertów” zajmujących się sprawami wschodnimi, którzy ciągle z podziwem spoglądają na wspaniałą kulturę rosyjską uosobianą przez Dostojewskiego i Czajkowskiego i nie chcą dopuścić do swej świadomości brutalnej prawdy o reżimie Putina, który z tą kulturą nie ma nic wspólnego, a wzoruje się raczej na Dżyngis Chanie czy Piotrze Wielkim, który wzniósł swój Petersburg kosztem życia dziesiątek tysięcy robotników, zmarłych nad Newą, aby zaspokoić ambicje cara.
Źródło: KAI