Przypadek Chrisa Elstona, który został aresztowany kilka dni temu w Brukseli za to, że ośmielił się zanegować twierdzenia ideologii gender, pokazuje w jakim kierunku zmierza Europa, jeśli chodzi o wolność słowa. Jest już bardzo źle a będzie jeszcze gorzej, jeśli wszędzie przyjęty zostanie DSA – europejski Akt o usługach cyfrowych.
Chris Elston, zwany także „Billboardowym Chrisem” jest Kanadyjczykiem, ojcem dwóch dziewczynek, który w obawie o swoje dzieci postanowił się przeciwstawić ideologii gender.
W ubiegły piątek Chris znalazł się na ulicy w Brukseli z zawieszonym na szyi billboardem, zawierającym słowa: „dzieci nie mogą wyrazić zgody na blokery dojrzewania”. To okazało się wystarczającym powodem, aby władze usunęły go z przestrzeni publicznej i umieściły na wiele godzin w areszcie, przeszukując go i rozbierając do samej bielizny. Przypadek stał się na tyle głośny, że zainteresował się nim międzynarodowy dziennik „The Economist”, wyrażając głębokie zaniepokojenie europejskim wybiórczym podejściem do wolności słowa.
Wolność słowa czyli areszt dla myślących inaczej
Stonowana i rzeczowa kampania informacyjna, którą prowadzi Chris nie pasuje do europejskiej pro-genderowej narracji. Zamiast podjąć dyskusję, władzom łatwiej wyciszyć oponentów. Problem, na który w tym przypadku zwrócił uwagę Chris, jest rzeczywisty. Chodzi o to, że kliniki zajmujące się „tranzycją seksualną” przepisują blokery dojrzewania dzieciom i nastolatkom, rzekomo po to, aby pomóc im odnaleźć właściwą tożsamość seksualną. Młodym osobom przeżywającym dysforię płciową wmawia się, że „urodziły się w niewłaściwym ciele” i lekarstwem na to jest zmiana płci. Blokery są pierwszym krokiem – za nim zaś idą interwencje chirurgiczne, prowadzące do trwałego okaleczenia i bezpłodności. W niektórych krajach, m.in. w Anglii problem został dostrzeżony i podjęty. Sąd Najwyższy tego kraju uznał, że dzieci nie mogą wyrazić świadomej zgody na tego rodzaju leki. Na to orzeczenie powołał się Chris w swoim billboardzie.
Jego wizyta w Brukseli nie była pierwszą tego rodzaju. Podróżuje po całym świecie, aby uzmysłowić ludziom problem, z którego istnienia często nie zdają sobie sprawy. Jego działalność wywołuje jednak częste protesty aktywistów ideologii gender. Tym razem były one tak gwałtowne, że doprowadziły do interwencji policji. Chris oraz Lois McLatchie Miller, przedstawicielka ADF International (organizacja broniąca wolności słowa) zostali zaatakowani przez wzburzony tłum aktywistów.
Zamiast zająć się agresywnym tłumem, policja zatrzymała jednak Chrisa i Lois, przewiozła ich do oddzielnych komisariatów, poddała przeszukaniu i aresztowała na wiele godzin. Tak sytuację opisuje Chris Elston:
„Pojawiły się 4 radiowozy i około 14 policjantów. Przypuszczam, że uznali, że łatwiej będzie zająć się nami niż rozwścieczonym tłumem, więc zabrano nas na posterunek policji. Zostaliśmy oskarżeni zakłócanie spokoju publicznego. Następnie zakuto nas w kajdanki i przewieziono na inny posterunek policji. Zabrano i spisano cały nasz dobytek, musiałem rozebrać się do bielizny na rewizję i wsadzono nas do cel więziennych".
Ostatecznie kilka godzin później Chris i Lois zostali zwolnieni z aresztu. Nie postawiono im żadnych zarzutów. Rodzi się pytanie: na jakiej podstawie i na czyj rozkaz policja podjęła działania? Dlaczego tolerowana jest agresywna działalność genderowych aktywistów, a aresztowani zostają ci, którzy w sposób pokojowy prezentują billboard z hasłem informującym o stanie faktycznym?
Paul Coleman, dyrektor wykonawczy ADF International, mówi:
„Władze belgijskie nie tylko nie zdołały stać na straży podstawowego prawa do swobodnego wypowiadania się, ale obróciły władzę państwa przeciwko tym, którzy pokojowo korzystają ze swoich praw na żądanie tłumu. Jest to rodzaj autorytaryzmu, który kwestionujemy w innych częściach świata i jest głęboko niepokojące to, że dostrzegamy go tutaj, w samym sercu Europy.”
DSA: jest źle, będzie gorzej
Incydent, który wydarzył się w zeszłym tygodniu w Brukseli to nie jednostkowe zdarzenie, ale część szerszej polityki, zmierzającej do zamknięcia ust wszystkim, którzy nie zgadzają się z lewicowo-liberalną narracją. W chwili obecnej jej najbardziej niepokojącym przejawem jest Akt o usługach cyfrowych (DSA). Jego deklarowanym celem jest „zapewnienie bezpiecznego, przewidywalnego i godnego zaufania środowiska internetowego”. Gdy wczytamy się w jego treść, jasne staje się, że deklarowany cel mija się z rzeczywistym.
Dwa tygodnie temu ADF zorganizował spotkanie w Parlamencie Europejskim w Brukseli, podczas którego wykazywał, że głównym celem DSA jest stworzenie „autorytarnego reżimu cenzury sprzecznego z demokracją”. Podawanie faktów naukowych dotyczących aborcji, tożsamości płciowej może zostać uznane za dezinformację i mowę nienawiści, a co za tym idzie – będzie przymusowo cenzurowane i usuwane z przestrzeni cyfrowej.
The Economist o „mowie nienawiści”
Nie tylko ADF zwraca uwagę na coraz gorszą atmosferę w Europie, jeśli chodzi o swobodę wypowiedzi. Alarm podnosi także The Economist, uważany za wiodący głos w międzynarodowym dziennikarstwie.
„Europa naprawdę ma problem z wolnością słowa” – czytamy w tym dzienniku. „Gwarantują ją wszystkie kraje europejskie. Jednak większość z nich stara się również ograniczyć domniemane szkody, które w ich przekonaniu może ona spowodować. Często rozciąga się to na mowę, która rani czyjeś uczucia”.
Rzecz w tym, że kategoria „ranienia uczuć” jest tak płynna, że można pod nią podciągnąć praktycznie wszystko. Gdy napiszesz, że kradzież jest zła, zranisz być może uczucia złodzieja. Gdy napiszesz, że dwa razy dwa równa się cztery, zranisz uczucia osoby cierpiącej na dyskalkulię. Gdy wskażesz na zagrożenia dla zdrowia związane z otyłością, urażone mogą się poczuć osoby mające nadwagę. W praktyce jednak najczęściej okazuje się, że urażone są „mniejszości seksualne”. Chrześcijan obrażać można do woli; biada zaś temu, kto ośmieliłby się choćby zażartować z kogoś „kochającego inaczej”.
The Economist zwrócił uwagę na historię Päivi Räsänen, fińskiej posłanki do parlamentu, która musiała przechodzić wielogodzinne przesłuchania przez policję i była ścigana przez prokuraturę i sądy przez sześć lat po tym, jak opublikowała werset biblijny na Portalu X. Jej sprawa toczy się obecnie przed Sądem Najwyższym Finlandii.
The Economist zwraca uwagę, że przypadek Päivi Räsänen nie jest odosobniony. Na całym kontynencie niejasne przepisy dotyczące „mowy nienawiści” są wykorzystywane przeciwko niewinnym ludziom za pokojowe wyrażanie swoich przekonań, zwłaszcza w Internecie.
To dzieje się już teraz. DSA idzie znacznie dalej: zmusza platformy internetowe do monitorowania i cenzurowania treści uznawanych za „szkodliwe” lub „nielegalne”. Znaczenie słowa „nielegalny” nie jest jednak zdefiniowane w DSA. Oznacza ono wszystko, co jest niezgodne z prawem w którymkolwiek państwie członkowskim UE, w tym z przepisami, które mają wejść w życie w przyszłości. Doprowadzi to w praktyce do totalnej cenzury, w jaki bowiem sposób platformy internetowe miałyby sprawdzać, czy każdy z setek tysięcy publikowanych na nich tekstów nie jest „szkodliwy” w świetle prawa któregokolwiek z krajów europejskich?
Polska: DSA i nowelizacja Kodeku Karnego
Jeśli chodzi o Polskę, ministerstwo cyfryzacji pod kierownictwem Krzysztofa Gawkowskiego chwali się: „Nowe przepisy [wdrażające DSA] mają poprawić bezpieczeństwo użytkowników w sieci, wspierać walkę z nielegalnymi treściami w internecie, a także doprecyzować kwestie dotyczących moderowania treści.” Żadnej refleksji na temat potencjalnych konsekwencji DSA, pomimo głosu wielu ekspertów wskazujących na zagrożenia. Rolę sądów w orzekaniu o legalności działań miałby przejąć organ administracyjny – Urząd Komunikacji Elektronicznej, który zyskałby uprawnienia do monitorowania i ekspresowego usuwania „szkodliwych” treści z internetu.
Równie niepokojąca była próba nowelizacji Kodeksu Karnego przygotowana przez MS Adama Bodnara, rozszerzająca katalog „przestępstw z nienawiści” o przesłanki związane z orientacją seksualną. W praktyce, w połączeniu z DSA, doprowadziłaby ona do sytuacji, w której każda wypowiedź podnosząca problemy związane z tymi kwestiami byłaby uznana za mowę nienawiści, ocenzurowana i/lub ścigana przez prokuraturę. Nowelizacja ta została zablokowana przez prezydenta Andrzeja Dudę i odesłana do Trybunału Konstytucyjnego.
Źródło: CNE, Infor, The Christian Post, The Economist