Świat Marii

Giovanni Buscemi, zwany magiem, jest psychoterapeutą, który niedawno wrócił do Cittanova w Kalabrii, skąd wyjechał jeszcze, jako młody chłopak, by podążyć za swoimi marzeniami...

Świat Marii

Graziano Versace

Świat Marii

Informacja o książce:
Giovanni Buscemi, zwany magiem, jest psychoterapeutą, który niedawno wrócił do Cittanova w Kalabrii, skąd wyjechał jeszcze, jako młody chłopak, by podążyć za swoimi marzeniami. W miasteczku spotyka Livię Antoniettę, swoją młodzieńczą miłość. Kobieta prosi go, by pomógł Marii, siedemnastolatce, którą matka uważa za opętaną przez szatana. Giovanni rozpoczyna terapię i siłą słowa zaczyna drążyć w przeszłości dziewczyny osieroconej przez ojca i wychowywanej w surowym środowisku. Co nęka Marię i czyni ją ofiarą konwulsyjnych ataków, tak przerażających, że sprawia wrażenie opętanej? Choć leczenie zdaje się odnosić skutek, to jednak dziewczyna wciąż coś ukrywa w sercu.
ISBN: 978-83-7823-105-9

fragmenty książki:
Rozdział 1 / Rozdział 2


Rozdział 1

To Livia Antonietta, krawcowa, po raz pierwszy powiedziała mu o Marii. Spotkali się pewnego mglistego i mżystego ranka pod krzyżem, na drodze prowadzącej do miejsca, gdzie grupa kobiet nadal chodziła prać, wykorzystując do tego balie i wodę z potoku. Zapytawszy go o pracę, opowiedziała mu o Marii, opętanej. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Ni stąd, ni zowąd zaczęła się zachowywać jak wariatka, przestała jeść, ubierać się, mówić. Stała się obłąkana, a jej matka robiła wszystko, żeby to ukryć. Wzywali nawet księdza Edoarda, aby odprawił nad nią egzorcyzmy, aby wypędził diabła, ale nowenny i woda święcona na niewiele się zdały. Livia Antonietta nie szczędziła szczegółów, toteż Giovanni Buscemi, słuchając jej opowiadania, poczuł w ciele dawny dreszcz. Wrócił do Cittanova kilka miesięcy temu, ale ludzie nadal nazywali go magiem. Wrócił ten, który interesował się kartami, tarotem, przepowiedniami. Ten, który wyjechał przed kilkoma laty, zapominając o swojej matce, zapominając o zmarłych. Nijak nie dało się wytłumaczyć powodów jego postępowania ani zainteresowania metodami wróżenia. Dla innych pozostał Giovannim Buscemim, wróżbitą zdolnym czytać ludziom w oczach, aby poznać ich życie, a potem to wykorzystać do własnych celów.

Livia Antonietta spojrzała na niego badawczo, być może chcąc przy okazji dostrzec na jego twarzy wyraźne oznaki starzenia się.

— Vincenzina, jej matka, jest załamana. Nie może znaleźć spokoju. Jak przyjdziesz, przedstawię ci ją — powiedziała.

— Ale ja nic nie jestem w stanie poradzić.

— To nie leczysz wariatów?

— Niezupełnie.

Livia Antonietta lekko się uśmiechnęła. Zawsze była piękna, pełna życia, atrakcyjna. Teraz zmarszczka przecinała jej prawy policzek, zakręcając na wysokości podbródka, poniżej warg. Zbliżała się już do pięćdziesiątki, ale piersi miała nadal jędrne i kształtne. Włosy rozwiane, pofalowane, jakby chciała pokazać, że wciąż coś w niej kwitnie. Nigdy nie wyszła za mąż.

— W takim razie, czym się konkretnie zajmujesz? — zapytała.

— Jestem psychoterapeutą — wyjaśnił.

— Psychologiem?

— Lekarzem duszy.

— To jest jakaś różnica? — spytała z ciekawością.

— Powiedziałbym, że raczej tak.

Livię Antoniettę jeszcze bardziej to zaintrygowało.

— Czy naprawdę można leczyć dusze?

— Chciałbym umieć ci odpowiedzieć. — Giovanni uśmiechnął się.

— Umówmy się, że któregoś dnia wyjaśnisz mi to lepiej na spokojnie — powiedziała.

Zabrzmiało to jak obietnica albo zaproszenie. Miała we włosach wstążkę, taki nawyk z młodości. Kiedy się żegnali, w jej oczach przemknął jakiś błysk. Giovanni poszedł dalej ulicą Grimaldiego i ruszył w dół aż na plac Świętego Rocha. Mimi siedział przed domem na swoim krzesełku i wyplatał sprawnymi rękami koszyki, które później syn Piero sprzeda na targu. Zimny wiatr z północy zawiewał od strony kasztanowego lasku, nie napotykając na żadne przeszkody wzdłuż bitej drogi, kończącej się nieopodal ziemnego nasypu. Mimi pozdrowił go i zaprosił na kawę wzmocnioną anyżówką. Znał go od dziecka, ale teraz traktował z pewnym res­pektem, jakby do końca nie wiedział, z kim ma do czynienia. Giovanni przysiadł się do niego. Wychował się w tej dzielnicy, a teraz widział ją opustoszałą i pozbawioną smarkaczy kręcących się dokoła.

Po drugiej stronie ulicy, na lewo od wybrukowanego placu, znajdowała się brama liceum ogólnokształcącego. Około południa plac wypełniał się uczniami. Lubił wychodzić o tej porze dnia, wtedy wracało tu życie. Śmiechy i radość młodzieży podnosiły go na duchu, sprawiały, że czuł się mniej obco. Wypełniały pustkę tych uliczek, skazanych na wyniszczenie, także w jego pamięci.

Po co tu wrócił? Co chciał odnaleźć? Matki już nie ma, ale jego dom pozostał jedynym miejscem mogącym mu zapewnić jakieś schronienie, dom ze starymi pokojami, które wciąż udzielały mu gościny. Pomógł Mimiemu przeciągnąć sznurek grubości powrozu między splotami miękkiego jeszcze drewna, potem wypił kawę i pożegnał się z nim. Uderzył go gwałtowny powiew wiatru. Ruszył w drogę powrotną, chowając się cały w kurtce. Smak anyżu w ustach towarzyszył mu do samego domu.



opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama