"Opętana. Tajemnice życia Marii Magdaleny" Tajemnicza kobieta z przeszłością, której wybaczyć może tylko jeden Człowiek. Prawdziwa opowieść o miłości, która zmieniła bieg historii. (fragmenty)
Atticus bezwiednie zaciska dłoń na kolanie, słuchając opowieści kobiety, a wszystkie mięśnie jego ciała tężeją jak stal.
Nigdy nie zapomni tamtej nocy. Nie pamięta wprawdzie tej kobiety, ale pamięta rybaków... i ciężarną dziewczynę...
Na rozkaz setnika oddział pod jego dowództwem opuścił obóz i zameldował się w gospodzie, w której zatrzymał się Gajusz ze swoją kochanką. Setnik zaprowadził ich do pewnego domu w Magdali, stanął przed bramą i wezwał zuchwałego młodego rybaka, by ten się poddał.
Ale młody chłopak nie wyszedł z domu. Zamiast niego w drzwiach stanął starszy Żyd z siwiejącą brodą i pejsami, okryty żydowską chustą. Przez chwilę Atticus myślał, że mężczyzna zacznie przepraszać, ale ten miał czelność zapytać, jakie to mianowicie przestępstwo popełnił jego syn.
Najwyraźniej nie był obeznany z rzymską dyscypliną. Gajusz, nienawykły do najmniejszych choćby przejawów nieposłuszeństwa, dał znak Atticusowi, który jako tesserarius objął dowodzenie. Dobywszy miecza, Atticus szybkim krokiem przemierzył podwórze i zepchnął mężczyznę z drogi. Jeden z jego żołnierzy przytrzymał go, podczas gdy Atticus z resztą contubernium wkroczył do domu.
Nie był pewien, co Gajusz spodziewał się tam zastać — może uzbrojoną bandę buntowników? — ale Atticus ujrzał tylko rodzinę siedzącą przy posiłku. Młody mężczyzna zerwał się na równe nogi i zasłonił sobą ciężarną kobietę, która zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Żyd chwycił za pordzewiały miecz i próbował ciąć, ale Atticus bez trudu sparował cios, robiąc miejsce dwóm żołnierzom. Ci ze śmiechem chwycili kobietę i wywlekli ją na podwórze.
Młodszy mężczyzna, tak zadziorny chwilę wcześniej, ruszył za nimi, ale w progu stanął jak wryty, widząc, jak rzymski sztylet rozpruwa gardło jego żonie. Opuścił miecz i zaczął szlochać. Dwaj inni żołnierze rzucili go na kolana.
Gdy Atticus został sam, postanowił sprawdzić, czy w domu nie ukrywa się ktoś jeszcze. Dom, choć niewielki, wyglądał na zamożny: skrzynie wypchane były tkaninami, a z kociołka ustawionego na środku izby dochodził przyjemny zapach mięsa. Trudno było uznać tych ludzi za groźnych wrogów Rzymu. Poza jednym mieczem Atticus nie znalazł broni.
Miał już wyjść, gdy duży, stojący przy ścianie kosz, zachybotał się lekko. Rzymianin wstrzymał oddech i uchwycił silniej rękojeść miecza. W koszu mógł kryć się ktoś niewielkiego wzrostu, czekając, aż żołnierz odwróci się plecami, by zadać mu cios...
Atticus wyciągnął przed siebie ostrze i powoli podszedł bliżej. Gdy znalazł się przy ścianie, trącił kosz płazem miecza, po czym jednym błyskawicznym ruchem otworzył wieko. Słomiana pokrywa poleciała w drugi kąt izby, a Atticus w mdłym świetle lampy przekonał się, że w koszu rzeczywiście ktoś się chowa — ktoś, na kogo widok ze zdumienia opuścił miecz.
Z kosza, szeroko otwartymi oczami, patrzyło na niego niemowlę.
Atticus rzucił krótkie spojrzenie w stronę wyjścia, skąd dobiegał śmiech jego kompanów i rozpaczliwe krzyki Żydów. Gdyby wyniósł teraz dziecko na podwórze, Gajusz zabiłby je na oczach kobiety — najwyraźniej jego matki.
Zafascynowany patrzył, jak dziecko obserwuje go, niepewnie marszcząc czoło. Chwilę później zaczęło płakać, a słysząc to żałosne łkanie, Atticus skulił się pod wpływem bolesnych wspomnień.
Kwintus. To imię, nieproszone, zadźwięczało w jego głowie, wiążąc go z tym dzieckiem, jak gdyby Kwintus i ono stanowili jedną osobę.
— Sza — Atticus schował miecz do pochwy i wyjął niemowlę z kosza. Lekki wełniany kocyk spadł na ziemię, ujawniając płeć dziecka, co Atticus uznał za potwierdzenie. Chłopczyk, jak Kwintus.
Jednak w przeciwieństwie od Kwintusa ten chłopiec dostanie szansę.
Składając kiedyś sacramentum, przysięgę rzymskiego żołnierza, Atticus ślubował na rozkaz dowódcy zabić każdego — zwierzę, barbarzyńcę czy Rzymianina. Nigdy jednak nie pomyślał, że otrzyma rozkaz zabicia niewinnego dziecka.
Posadził chłopca w koszyku, a z jednej ze skrzyń zerwał dużą chustę, którą zawiązał na ramieniu wzorem miejscowych kobiet. Potem ułożył dziecko w prowizorycznym nosidełku i okrył je połami obszernego płaszcza, którego fałdy skutecznie zamaskowały niecodzienny pakunek przytwierdzony pod pachą.
Na zewnątrz panował zgiełk. Żołnierze mieli za chwilę podkładać ogień. Panika rozlewała się po okolicy. Przerażeni gapie biegli do swoich domostw, by chronić je przed płomieniami.
Pod osłoną ciemności Atticus wymknął się i wrócił do obozu leżącego poza murami miasta. Od Tyru towarzyszyła im grupa nierządnic. Może któraś z nich zaopiekuje się chłopcem, dopóki Atticus nie znajdzie mu domu?
Jeśli bogowie okażą się łaskawi, ten niewinny chłopiec uniknie smutnego losu Kwintusa.
opr. aw/aw