Świat w Twoich oczach

Powieść dla nastolatków - rozdział I

Świat w Twoich oczach

Loredana Frescura, Marco Tomatis

ŚWIAT W TWOICH OCZACH

Dwie historie pewnej miłości

ISBN: 978-83-7505-304-3

wyd.: WAM 2009



Spis treści
Costanza. Dziś9
Angelo. Dziś14
Costanza dwa miesiące temu. Nadchodząca miłość21
Angelo dwa miesiące temu. Nadchodząca miłość32
Dziewczyny i pierwsze spotkanie 41
Po Świętym Mikołaju52
Dziewczyny po pierwszym spotkaniu58
Dziewczyny i oczy innych ludzi 63
Drugie spotkanie 69
Budzik dzwoni o 2.45 81
Angelo i chłopaki83
Dziewczyny i salamandry86
Angelo i Boże Narodzenie93
Dziewczyny i szczęście101
Mecz108
Zaproszenie112
Dziewczyny i seks 118
Wypadek129
Dziewczyny i zdrada138
Dziewczyny i popojutrze148
Kiedy dziewczyny kręcą film 156
Kiedy dziewczyny wyrzucają sny164
Urodziny 173
Kiedy dziewczyny mają urodziny186
Zmarnowane urodziny 196
Dziewczyny i bicie serca204
Szpital (Angelo... teraz)215
Costanza... teraz! 224

Costanza. Dziś

Costanza pakuje się w tarapaty

Tarapaty wielkie jak ciężarówki do przewożenia innych ciężarówek.

Bardzo przepraszam, panie profesorze, nie powiem już więcej „pakuje się”. Wiem, że to niestosowne i nie na miejscu. Chaos. Piękne słowo.

Jaka jest teoria chaosu? Ach, tak... Trzepot skrzydeł motyla w Japonii może wywołać trzęsienie ziemi w Ameryce. A może pomyliły mi się państwa. Kogo to obchodzi. Idź tam, gdzie zaprowadzi cię życie. A gdzie mnie zaprowadzi, drogi Święty Mikołaju? Na głupi dworzec tego głupiego miasta, przed błyszczące, równoległe tory. Są równoległe, ale jeśli się na nich położę i zmierzę je własnym ciałem, jestem pewna, że doliczę się co najmniej kilku milimetrów różnicy pomiędzy kilometrem pierwszym a kilometrem drugim. Na pewno.

Wszyscy kłamią. Zaraz sprawdzę. Kładę się i zasypiam. Kłamią, kiedy mówią, że szesnaście lat to wiek błogosławiony przez bogów. Kłamią, kiedy twierdzą, że czas leczy wszystkie rany. Kłamią, kiedy mówią, że najgorsze już minęło, i kłamią, kiedy twierdzą z zupełną obojętnością, że od miłości się nie umiera. Nawet piosenki kłamią.

Nie, nie kładę się. Patrz, te istoty ludzkie obojętne na wszystko, z obawy że wyjadą z opóźnieniem, przychodzą i ratują właśnie mnie.

Dlaczego pozwalam mu odejść? Dlaczego?

Jest tam, przy innych równoległych torach i odchodzi. To moja wina. Tkwię tutaj, a powinnam być dziś rano w szkole. Dzisiejszy poranek, nawiasem mówiąc, jest jak wieczór, wydaję się sobie stara z moimi stuletnimi wspomnieniami i pozwalam mu odejść.

Dalej tam jest, z biletem w ręce. Musisz go skasować. Cholera. Tak mi się wymsknęło niechcący, profesorze, ale to właściwe słowo. Musisz przedziurkować ten przeklęty bilet, bo jak nie, to ci wlepią karę. Chowam się za kwiaciarnią. Po liściu chodzi mrówka. Dotykam jej. Nie ucieka. Przynajmniej tyle. Powinnam być zadowolona. Mrówka nie ucieka. On tak.

Trzy przystanki i jest w domu. Tylko trzy przystanki, to znaczy nigdy. Zobaczę się z nim jutro i wszystko wyjaśnię, może padnę mu do nóg i złożę ofiarę. Ale on wyjeżdża i wiem, że nie wróci. Nie wróci do mnie. Zostanie w swoim technikum i będzie się uczył, jak robić równoległe tory.

Dźwięczny głos jakiejś nieuprzejmej kobiety ogłasza, że pociąg na tor przy peronie 12 nadjeżdża o czasie. On też słucha z uwagą. Widzę jego oczy. Orzechowe. Orzechy. Rozłupuje się skorupkę, a one wylatują. Od kiedy to pociągi przyjeżdżają na czas? Jeszcze chwila. Może znajdą jakiś podejrzany pakunek i wezwą saperów, a może jakiś rozkojarzony pasażer pociągnie za hamulec bezpieczeństwa. Coś takiego mogłoby się przecież przydarzyć, czemu akurat nie teraz? Może, może.

W końcu trochę wiatru. On wysuszy te przeklęte łzy. Kobiety płaczą więcej niż mężczyźni. To prawda. On nie płacze. Jest taki wściekły, co ja wygaduję? Strapiony. Tak, panie profesorze, powtórzyłam rozdział z Dantego. Miasto utrapienia. Piekło: składa się z 33 pieśni; Dante widzi je w kształcie leja podzielonego na kręgi. Ja widzę je jako niezbyt zatłoczony dworzec, gdzie ból przychodzi i odchodzi, jak mu się podoba, nie patrząc, na jakim peronie ma się zatrzymać.

Wiatr zdmuchuje mrówkę. Co za wiatr! Moje włosy unoszą się w przód, potem w górę, aż w końcu zakrywają mi twarz. Łzy obmywają moją twarz, a włosy ją ocierają, to nawet jeszcze lepsze. Nawet Ewangelia przychodzi mi dziś do głowy. Wiatr się wzmaga. Jego wiatrówka nadyma się, kiedy stoi i wypatruje pociągu, który ma nadjechać. Ma na twarzy grymas jakiegoś prehistorycznego ptaka. Ma oczy drapieżnika. Zauważam, że cieszy się z tego, że odjeżdża. Tak, cieszy się. Poprawia plecak na plecach, robi krok naprzód i widać jego srebrny but poplamiony kawą. Cały ból wychodzi na wierzch. Na tych butach, na tej plamie. Jest w środku, przenika aż do skarpety. Kiedy się porusza, bilet wylatuje mu z ręki. Unosi go wiatr, to on go skasuje. Nie martw się, kochanie. Przez chwilę wiatr go porzuca, a potem znowu podnosi, aż w końcu, znudzony zabawą, pozwala mu opaść. Twój bilet jest tutaj, chciałabym mu powiedzieć. Pomylił tylko peron. Nie mogę mu pozwolić wejść bez biletu. Kara, kontroler, kazanie o studentach, którzy zawsze chcą się wymigać, o młodzieży, której się wydaje, że wszystko jej wolno. To byłoby dla niego za dużo dziś rano. Idę. Leży dokładnie pomiędzy torami. Korzystam i mierzę je. Leży na klepce pełnej brudnych chusteczek, z kupką żwiru na przystawkę. Jest tu, nie martw się. Widzę go dobrze, jest taki błyszczący, ten twój bilet. Ciekawe od czego tak błyszczy. Może dlatego, że ty go dotknąłeś. Musisz mieć ręce pełne fluoru.

Dlaczego właśnie teraz cały ten hałas, dlaczego teraz?

Słychać straszliwy świst. Eksplodujący ekspres do kawy. Krzyki i wrzaski. Coś piszczy. Cholera, chwileczkę! Muszę podnieść bilet. Co wam się wszystkim stało? Nie rozumiecie? To bilet mojego ukochanego, który odjeżdża, odjeżdża ode mnie. Miejcie odrobinę szacunku. Przecież miłość nigdy nie jest podobna do żadnej innej miłości. To niespodzianka, która cię dopada, ściska i wywołuje chaos. Teraz chcę podnieść jego bilet. To też jest miłość. Musi jechać.

To moja wina. Costanza, która się wpakowała. W chaos.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama