Nic takiego nadzwyczajnego nie robię

Zwykły dzień zakonnika - ojciec Jan Góra OP opowiada o swoich duszpasterskich, codziennych zadaniach

Zawsze zwracam uwagę, czy w pokoju kapłana jest ława do leżenia przed telewizorem, czy stoi biurko, miejsce pracy.

Jadwiga Knie-Górna

Nic takiego nadzwyczajnego nie robię

Ojciec Jan Góra OP wstaje codziennie o 5.30 i z typowym dla siebie poczuciem humoru stwierdza, że pierwszymi czynnościami dnia są prysznic oraz zmiana bielizny, które czyni z religijną świadomością, żeby nie być kłopotliwym towarzysko…

Potem zmawia trzy razy Veni Sancte Spiritus - Przyjdź Duchu Święty, czego nauczył go bp Alfons Nosol, który mówił, że aby dzień był twórczy, należy go oddać Duchowi Świętemu. Około 6.30 ojciec Jan ubiera się w habit i schodzi do kaplicy akademickiej, gdzie przygotowuje się do Mszy św. i czeka na studentów. Często wówczas jest sam i jak stwierdza: - Jest to błogosławiona chwila, kiedy mogę rozmawiać z Panem Jezusem i kiedy mogę przygotować się do odprawienia Eucharystii.

Już w towarzystwie studentów odmawia jutrznię z brewiarza, a później odprawia Mszę św., na której każdego dnia głosi homilię. Po Eucharystii razem ze studentami przychodzi do klasztoru na śniadanie, podczas którego załatwia bieżące sprawy lub rozmawia. Około godziny ósmej siada do swojego biurka, od którego wstaje czasem późnym popołudniem, jednak najczęściej krótko przed północą.

Od biurka odrywają go właściwie tylko wyjazdy na Jamną lub Lednicę. Kokieteryjnie wyznaje, że prowadzi bardzo monotonne i nieciekawe życie. - Drzwi do mojego pokoju są zawsze otwarte, tak aby każdy, kto tego chce, czy też potrzebuje, mógł do mnie wejść. Z tego powodu nie narzekam na brak gości. Goście są różni, i ci zapowiedziani, i ci niezapowiedziani. Przychodzą z rozmaitymi sprawami i problemami, przez cały też dzień odbieram bardzo wiele telefonów. Nauczyłem się pracować wśród ludzi - na dworcu: „ponieważ mój pokój jest jakby poczekalnią dworcową” - mówi ojciec Jan. Pod wieczór zmawia nieszpory ze studentami, którzy do niego przychodzą. Wówczas też odbywa się codziennie spotkanie formacyjne. - W związku z tym, że niemal cały dzień jestem ze studentami, mniej przebywam z braćmi zakonnymi w klasztorze. Można nawet powiedzieć, że bardziej jestem przy klasztorze niż w klasztorze - dodaje.

Mówię z serca, patrząc ludziom prosto w oczy

- Do jednych homilii się przygotowuję, do innych w ogóle tego nie czynię. Nie chciałbym, żeby mnie spotkało to co spotkało jednego z księży profesorów. Kiedy siostry zakonne poprosiły go, żeby im coś powiedział o miłości Bożej, on wymawiał się, że jest nieprzygotowany. Wówczas jedna z sióstr powiedziała półgłosem do innej: „Zostaw go, on nie ma o tym w ogóle pojęcia!”. Ja muszę żyć tym, co głoszę. Jak mi kiedyś powiedział Ojciec Święty Jan Paweł II, żyj tak, aby ludzie pytali ciebie o Boga. Znam ludzi, którzy bez przygotowania nie powiedzą jednego zdania. Ja mówię przeważnie z głowy, patrząc ludziom prosto w oczy - stwierdza ojciec Jan.

Swój pokój nazywa poczekalnią dworcową nie bez kozery. - Wiem, o jaki mi pociąg chodzi! Pragnę dać młodzieży Jezusa, ponieważ Jezus uczynił moje życie szczęśliwym, wypełnił i zorganizował moje życie. Dlatego chciałbym podzielić się tym szczęściem z innymi ludźmi. Mój pociąg to integralny człowiek. Chciałbym, aby młodzi ludzie, dzięki wierze i religii, byli ludźmi w pełni integralnymi, rozwiniętymi na umyśle, w uczuciach, w charakterze i woli. Żeby chcieli chcieć i wiedzieli, czego chcą. Ojciec Jan chce po prostu, żeby to były piękne dziewczyny, bez kompleksów, wspaniali faceci, którzy założą rodziny, wstąpią do zakonu czy też samotnie będą świadczyć o Jezusie. Dla ojca Góry życie religijne jest tak piękne i intensywne, że winno całkowicie wypełnić życie każdego człowieka.

Przy biurku siedzę pół dnia i dłużej…

Poznański dominikanin podkreśla, że jest człowiekiem starej daty, człowiekiem książki jako towarzyszki życia, dlatego wszędzie, o każdej porze dnia, stara się ją mieć przy sobie. Jego zdaniem książka jest towarzyszem trudnym, ale wdzięcznym. Towarzyszem dialogu, milczenia oraz modlitwy. Stąd będąc człowiekiem piszącym, stara się, aby to co robi, znalazło komentarz w tym co pisze. Jego pisanie nie istnieje samodzielnie jako takie. Nie uważa się też za pisarza, pisanie jedynie towarzyszy jego duszpasterzowaniu. – Moje duszpasterzowanie znajduje rezonans w pisaniu, a pisanie odsyła do duszpasterzowania. Biurko dla mnie jest pewnym wyznacznikiem kapłaństwa. Bez biurka nie ma poważnego człowieka. Zawsze zwracam uwagę, czy w pokoju kapłana jest ława do leżenia przed telewizorem czy stoi biurko, miejsce pracy. Książka i kartka muszą na czymś leżeć, podobnie jak komputer musi na czymś stać. Dlatego jestem człowiekiem ołtarza i biurka - stwierdza ojciec Góra.

W rozmowie podkreśla też, że jest typowym dominikaninem, ponieważ w jego życiu nie brakuje zarówno dużo pracy, jak i apostolstwa, kreatywności, indywidualności, kaznodziejstwa mówionego bądź pisanego. - Cały jestem wychylony ku ludziom, ale zakotwiczony w Bogu. Nie ma wychylenia ku ludziom bez zakotwiczenia w Bogu ani zakotwiczenia w Bogu bez wychylenia ku ludziom. Stwierdzenie, że moje życie jest monotonne, nie jest żadną kokieterią, albowiem ktoś, kto bliżej mnie nie zna, uważa mnie za showmana. Inni myślą, że jestem mrukiem siedzącym przy biurku, ale prawda o mnie znajduje się pośrodku. Nie jest tak, że gwiazdorstwo mnie pociąga. Absolutnie! Świetnie spełniam się w ciszy, przy mądrej lekturze czy przy pisaniu. Z drugiej strony widzę, że ludzie oczekują ode mnie przewodnictwa duchowego, wskazania kierunku, gromadzenia, dlatego staram się tego nie unikać - konstatuje ojciec Góra.

Nie wyobrażam sobie życia bez studentów

Jak zauważa, nic innego przez całe życie nie robił, tylko od zawsze zajmował się młodymi ludźmi. Już jako młody kapłan został wydelegowany do pracy z młodzieżą. - Dziś może to brzmi czupurnie, że nie pracowałem w parafii, nie chrzciłem dzieci, nie udzielałem sakramentu małżeństwa, nie grzebałem też zmarłych. Uprawiałem to, co nie wszyscy rozumieją - duszpasterstwo. Byłem z ludźmi z powodu Pana Boga, towarzyszyłem ludziom także z powodu Pana Boga. Nie robiłem nic innego tylko od zawsze siedziałem i siedzę przy otwartych drzwiach w swojej dworcowej poczekalni. To jest tak mało kwalifikowana praca, że przez wiele lat była traktowana jako hobby. Liczyła się tylko Msza św. i godzinna spowiedź, jaką klasztor mi wyznaczał. Dzięki tej dworcowej poczekalni, „niewykwalifikowanej” pracy, niejedno życie zostało wyprostowane lub otrzymało odpowiedni kierunek, a może też zostało uratowane, jednak o tym ojciec Jan mówić już nie chce.

Wieczorem, czasami ze studentami, zmawia nieszpory, idzie do siebie i stara się jeszcze „coś pożytecznego poczytać”, ale nie zawsze ma na to siły. Przy łóżku gromadzi wiele książek o różnej skali trudności, tak aby w zależności od stanu duszy sięgnąć po odpowiednią lekturę. Jednak coraz częściej odkłada wybraną książkę, robi znak krzyża i natychmiast zasypia.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama