Pośród pytań z dziedziny religii, psychologii, filozofii i zwyczajnego życia ukryte jest szczęście człowieka: jak je odnaleźć
Bóg jest miłością i radością
i dlatego cierpienie
jest Mu równie obce jak grzech.
Biblia upewnia nas o tym, że człowiek to ktoś jedyny na tej ziemi, kogo Bóg stworzył nie z nicości czy z materii, lecz z samego siebie, czyli z miłości! Każdy człowiek jest dzieckiem Boga-Miłości. Jest owocem spotkania z Tym, który jest miłością i który nigdy nie przestanie nas kochać. Bóg, który kocha nas jak własne dzieci, powołuje wszystkich do życia w radosnej świętości. Miłość i radość (a nie cierpienie!) to dwa oblicza świętości, do której jesteśmy powołani. Mimo to każdy z nas doświadcza nie tylko miłości i radości, ale również cierpienia. Różnimy się jedynie proporcjami między doświadczeniem miłości a doświadczeniem cierpienia. Są tacy ludzie, którzy doświadczają niemal tylko miłości i niemal wcale cierpienia. Są też i tacy, którzy doświadczają niemal wyłącznie cierpienia, a ich doświadczenie miłości jest tak marginalne, że niektórzy przestają wierzyć w istnienie miłości. Większość z nas znajduje się pomiędzy tymi dwoma skrajnymi sytuacjami, a dla naszego losu ważne jest nie tylko to, czy wierzymy w miłość i uczymy się kochać, ale też to, czy spotykamy osoby, które kochają.
Niniejszy tekst składa się z czterech części. Cześć pierwsza to próba wskazania najważniejszych źródeł cierpienia. Część druga to syntetyczny opis podstawowych cech człowieka, które trzeba uwzględnić, jeśli chcemy znaleźć drogę do szczęścia. Z kolei część trzecia pokazuje warunki, jakie trzeba spełnić, by osiągnięcie trwałego szczęścia było możliwe. Ostatnia, czwarta część ukazuje kilka postaci biblijnych, które upewniają nas o tym, że droga do trwałego szczęścia bywa często trudna i długa.
Skoro my, ludzie, zostaliśmy stworzeni z miłości i powołani do radości, to rodzi się odwieczne wręcz pytanie o to, skąd bierze się cierpienie? Nie wszystko w tej kwestii jesteśmy w stanie wyjaśnić. Są sytuacje, w których cierpienie pozostaje dla nas niewytłumaczalne i wydaje się bezsensowne. Ale to są sytuacje skrajne, wyjątkowe i rzadkie. W ogromnej większości przypadków jesteśmy w stanie precyzyjnie wskazać przyczyny cierpienia. Popatrzmy na podstawowe fakty w tym względzie w świetle Objawienia.
Po pierwsze, Bóg nie jest nigdy źródłem cierpienia! Bóg jest niewinny i nie mamy żadnych podstaw, by obarczać Go odpowiedzialnością za jakiekolwiek cierpienie. Gdy niewinny Bóg przychodzi do nas w ludzkiej naturze, przybijamy Go do krzyża, a później twierdzimy, że to On nam zsyła krzyże! Tymczasem Bóg nie zsyła nam żadnej choroby, żadnej próby, żadnej krzywdy, żadnego krzyża. Przeciwnie, jedyne, co nam zsyła, to swojego Syna, który przynosi nam miłość i błogosławieństwo. Syn Boży stał się człowiekiem nie po to, by nasz krzyż był cięższy lecz po to, by nasza radość była pełna! Jezus mówi wprawdzie o tym, że kto chce być Jego uczniem, ten powinien wziąć krzyż na swoje ramiona, ale najważniejsze jest tu słowo: swój! Chodzi o krzyż ucznia, a nie o krzyż Jezusa! Jezus nie ześle nikomu krzyża. Wyjaśnia natomiast, że kto chce pójść za Nim, ten powinien pójść za Jezusem z całą swoją rzeczywistością, a więc także z rzeczywistością swojego cierpienia i krzyża. Ale to cierpienie i ten krzyż nie pochodzi od Boga i nie jest wolą Boga.
Po drugie, Bóg nie jest odpowiedzialny za cierpienie człowieka nie tylko dlatego, że nikomu On sam nie zsyła żadnych krzyży i cierpień, ale także dlatego, że czyni wszystko, by nikt z nas nie zadawał cierpienia ani samemu sobie, ani drugiemu człowiekowi. Stwórca poleca nam stanowczo, byśmy nikogo nie krzywdzili lecz przeciwnie - byśmy z miłością odnosili się do samych siebie i do innych ludzi. Polecenie to jest tak ważne, że przy końcu doczesności Bóg zapyta każdego z nas wyłącznie o to: czy kochałeś człowieka?
Po trzecie, cierpienie jest zawsze efektem działania człowieka. Może być konsekwencją tego, że człowiek nie słucha Boga, albo konsekwencją tego, że wręcz współpracuje ze złym duchem. W tym drugim przypadku cierpienie będzie oczywiście jeszcze większe. Jesteśmy w stanie wyliczyć kilka głównych źródeł cierpienia, za które odpowiedzialny jest człowiek.
Gdy cierpimy dlatego, że wiernie kochamy kogoś, kto błądzi albo kogoś, kto jest krzywdzony, to warto nadal trwać w miłości pomimo cierpienia, gdyż radość z powodu miłości jest większa niż ból związany z cierpieniem. Jeśli cierpimy, gdyż mylimy miłość z naiwnością i pozwalamy się krzywdzić, to wtedy naszym zadaniem jest uwolnienie się z naiwności, a wtedy ustanie źródło naszego cierpienia. Jeśli cierpimy, bo błądzimy i grzeszymy, to warto się nawrócić i zacząć kochać, a wtedy cierpienie zniknie i powróci radość. Jeśli cierpimy, gdyż ktoś nas krzywdzi, wtedy warto krzywdzicielowi przebaczyć w sercu te krzywdy, które wyrządził nam w przeszłości, ale tu i teraz należy się stanowczo przed krzywdzicielem bronić. Jeśli trzeba, to aż do separacji małżeńskiej włącznie. Jezus uczy nas bowiem mądrej miłości, którą można streścić w formule: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Jeśli stoimy w obliczu niewinnie cierpiącego człowieka, na przykład nieuleczalnie chorego dziecka czy kogoś doprowadzonego do kalectwa przez pijanego kierowcę, który spowodował wypadek, to wtedy takiej osobie możemy pomóc przez to, że okazujemy jej miłość i konkretną pomoc, a także przez to, że upewniamy ją, iż jej cierpienie nie jest wolą Boga i że Bóg z tą osobą współcierpi.
Każdy z nas marzy o tym, by być szczęśliwym. Nikt nie chce przegrać życia. Wielu jednak nie osiągają upragnionego szczęścia, a w ich życiu dominuje cierpienie, krzywda, samotność, czasem wręcz rozpacz. Co robić, by mieć szansę na bycie szczęśliwym? Najpierw trzeba poznać samego siebie, czyli wiedzieć, kim jestem i na jakiej drodze człowiek może osiągnąć szczęście. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż po wielu tysiącach lat historii nadal pozostajemy zaskoczeni naszą tajemnicą. Dzieje się tak z trzech przynajmniej powodów. Po pierwsze, człowiek jest najbardziej złożoną i skomplikowaną istotą na tej ziemi. Odkrywając część prawdy o sobie, może pomyśleć, że to już wszystko. Po drugie, nauki humanistyczne podlegają naciskom ideologii i politycznej „poprawności”, która wypacza nasze myślenie i poznanie. Obecnie „poprawne” jest dostrzeganie w człowieku głównie ciała, emocji i subiektywnych przekonań. Po trzecie, trudności w poznaniu rzeczywistości człowieka wynikają z tego, że w tym przypadku człowiek staje się sędzią we własnej sprawie. To sprawia, że każdy z nas tworzy sobie prywatną wizję człowieka, opartą na własnym życiorysie i dostosowaną do własnego sposobu postępowania.
Klasyczna definicja określa człowieka jako istotę rozumną i wolną. Definicja ta jest ułomna z dwóch powodów. Po pierwsze, mamy poważne problemy z mądrym korzystaniem z myślenia i wolności. Potrafimy oszukiwać samych siebie i popadać w uzależnienia, które niszczą naszą wolność. Po drugie, definicja ta nie mówi nic o miłości. A bez miłości nie da się zrozumieć człowieka: jego pragnień i ideałów, ani jego drogi do szczęścia. Patrząc na człowieka poprzez pryzmat jego zdolności myślenia i decydowania, nie znajdziemy odpowiedzi na podstawowe pytania: dlaczego człowiek cierpi nie tylko wtedy, gdy jest krzywdzony, ale już wtedy, gdy nie jest kochany? Dlaczego człowiekowi nie wystarczy do szczęścia młodość, zdrowie, sława i bogactwo? Odpowiedzi na to pytanie udziela nam Pismo Święte: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył (Rdz 1, 27). A Bóg jest miłością! (por. (1 J 4, 16). Jesteśmy z Miłości wzięci i do miłości zaproszeni.
Człowiek to ktoś kochany na zawsze! Tu tkwi nieprzekraczalna różnica między człowiekiem a zwierzętami. Najbardziej nie rozumie człowieka ten, kto wierzy w to, że da się zrozumieć człowieka bez miłości. Potwierdza to codzienne doświadczenie każdego z nas oraz obserwacja postaw, pragnień i losów ludzi wokół nas. Jeśli choć trochę rozumiemy samych siebie i innych ludzi, to wiemy, że łatwiej jest człowiekowi zakazać sobie myślenia, przeżywania czy oddychania niż tęsknoty za miłością. Tylko wtedy, gdy odkrywamy, że jesteśmy podobni do Boga, czyli kochani i zdolni do tego, by kochać, możemy odkryć wszystkie inne nasze istotne cechy oraz zrozumieć ich sens. Skoro człowiek jest podobny do Boga — nie będąc Bogiem! — to nie ma granic w rozwoju. Może rozwijać się w nieskończoność. Mój obecny rozwój może wystarczyć na dziś, ale nie wystarczy na jutro. Po drugie, człowiek to ktoś bezcenny. To ktoś aż tak cenny, że cały świat materialny istnieje ze względu na niego. Mamy prawo posługiwać się wszystkim, poza człowiekiem! Nawet Bóg nie traktuje nas jak swoją własność, którą dowolnie zarządza, ale jak ukochane dzieci, o które się troszczy (por. J, 15, 15). Jesteśmy tak cenni, że nikt z nas nie ma prawa być właścicielem drugiego człowieka. Innych ludzi mogę kochać, ale nie mogę posiadać. Żona nie jest własnością męża, mąż nie jest własnością żony, a dzieci nie są własnością rodziców. Jesteśmy do tego stopnia bezcenni, że nikt z nas nie ma prawa traktować samego siebie jak swoją własność, którą mógłby dowolnie rozporządzać. To nie ja dałem sobie życie. Istnienie, naturę i godność otrzymałem w darze bez żadnej mojej zasługi! Powinienem być dla siebie samego solidnym sejfem, wiernym przyjacielem, który mobilizuje się do rozwoju, a nie właścicielem, który robi z samym sobą to, co zechce. Po trzecie, człowiek to ktoś obdarzony zdolnością myślenia po to, by mógł sobie uświadomić to, że jest kochany, że sam też potrafi kochać, że nie ma granic w rozwoju i że jest bezwarunkowo bezcenny ze względu na swą niezbywalną godność dziecka Bożego, którego nawet Stwórca nie traktuje jak swoją własność.
Po czwarte, człowiek to ktoś wolny, czyli zdolny do podejmowania autonomicznych decyzji i to pomimo wielorakich uwarunkowań i nacisków, jakim podlega. Kochać może jedynie ktoś wolny. Miłość to nie efekt działania instynktów, popędów, hormonów czy feromonów lecz najbardziej niezwykła decyzja, do jakiej zdolny jest człowiek. Po piąte, człowiek to ktoś zdolny do odróżniania dobra od zła. Najgroźniejszym wypaczeniem tej zdolności jest uznanie wszystkich sposobów postępowania za jednakowo dobre. Równie groźnym wypaczeniem jest mylenie tego, co dobre z tym, co przyjemne. Kto tak czyni, ten zestawia się na równi ze zwierzętami, dla których najwyższym dobrem jest rzeczywiście instynkt samozachowawczy i dążenie do tego, co przyjemne. Jednak w przypadku człowieka kierowanie się tym, co przyjemne — poza okresem niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa - prowadzi nie tylko do egoizmu i grzechu, ale także do śmiertelnych uzależnień, a w każdej sytuacji czyni nas niezdolnymi do tego, by kochać i by osiągnąć szczęście. Po szóste, człowiek to ktoś skłonny do zła. To ktoś, kto czasem łatwiej czyni zło, którego nie chce niż dobro, którego szczerze pragnie. Człowiek potrafi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale nawet samego siebie. Ta skłonność do zła jest stymulowana z zewnątrz — przez ludzi grzesznych, naiwnych czy cynicznych, a także od wewnątrz — na skutek naszych własnych słabości. Po siódme, człowiek to ktoś, kto z pomocą Boga potrafi nawracać się i żyć w miłości (por. Łk 3, 13). Żadna słabość i żaden grzech nie jest w stanie zmienić natury człowieka i całkowicie zagłuszyć w nas pragnienie dobra, prawdy i piękna, pragnienie życia w wolności, miłości i radości. Takie życie nie jest jednak czymś spontanicznym lecz wymaga czujności, dyscypliny i pracy nad sobą.
Człowiek ma jeszcze jedną istotną cechę: chce być szczęśliwy i wygrać życie. Nikt nie chce być samobójcą, kimś porzuconym, uzależnionym, bezradnym, nieszczęśliwym. Mimo to wielu ludzi jest nieszczęśliwych. Wiemy o tym z codziennego doświadczenia. Sensem istnienia telefonów zaufania jest przecież pomaganie właśnie ludziom nieszczęśliwym. Niektórzy twierdzą, że szczęście jest subiektywne i że nie da się go opisać ani określić warunków bycia szczęśliwym. Kto twierdzi, że nie da się określić, co to znaczy być człowiekiem szczęśliwym, ten pośrednio przyznaje, że sam nie jest szczęśliwy. Subiektywne przekonanie o byciu szczęśliwym może nie mieć nic wspólnego ze szczęściem, podobnie jak subiektywne przekonanie o byciu mądrym może nie mieć nic wspólnego z mądrością. Codzienne doświadczenie potwierdza fakt, że nieszczęście jest prawdziwe. A skoro prawdziwe — a nie jedynie subiektywne - jest nieszczęście, to i szczęście jest równie prawdziwe. Syn Boży stał się człowiekiem nie po to, by nasz krzyż był cięższy lecz po to, by nasza radość była pełna! Jednak człowiekowi do szczęścia nie wystarczy nawet to, że jest kochany przez Boga i ludzi, jeśli on sam nie zacznie kochać. Zycie zaczyna się od poczęcia, a szczęście zaczyna się od miłości.
W książce „Living, loving and learninig” amerykański psycholog - Leo Buscaglia opisuje ważny epizod z własnego dzieciństwa, z okresu międzywojennego. Któregoś dnia jego ojciec wrócił z pracy załamany. Okazało się, że poprzedniego dnia jego wspólnik, z którym razem prowadził sklep, podjął w banku wszystkie pieniądze z ich wspólnego konta, w nocy zabrał towar ze sklepu i zniknął. Ojciec pozostał z pustym sklepem i z kredytami do spłacenia. Jego sytuacja była dramatyczna. Gdy powiedział o tym żonie i dzieciom, w domu zapanowała przygnębiająca atmosfera. Każde z kilkorga dzieci usiadło w swoim kącie ze spuszczoną głową. Nikt nie zauważył, że zniknęła gdzieś pani domu. Po pewnym czasie słychać było, że krząta się ona w kuchni, ale nikt nie zwracał na to uwagi, bo ani mąż, ani dzieci nie myśleli tego wieczoru o kolacji. Tymczasem w którymś momencie weszła ona do pokoju i poprosiła wszystkich na kolację. Gdy mąż i dzieci weszli do kuchni, zobaczyli ze zdumieniem, że stół był uroczyście przystrojony, a na stole znajdowały się ulubione dania świąteczne. Zaskoczony mąż zaprotestował: "Jak mogłaś wydać resztę pieniędzy na taką kolację, gdy jesteśmy bankrutami?" Żona odparła pogodnie: „to właśnie tego wieczoru potrzebujemy święta i radości. Właśnie teraz powinniśmy umocnić naszą miłość i nadzieję na lepszą przyszłość. Jeśli będziemy się wzajemnie wspierać, to poradzimy sobie w każdej sytuacji." I tak się rzeczywiście stało.
Najważniejszym warunkiem szczęścia jest życie w miłości, a najpewniejszym sprawdzianem szczęścia jest trwała radość. O tym wie niemal każdy człowiek. Problem polega na tym, że wielu ludzi myli miłość z jakąś imitacją czy wręcz karykaturą miłości. A mylić miłość z nie-miłością to jakby mylić życie ze śmiercią, albo szczęście z nieszczęściem. Miłość to coś innego niż współżycie seksualne, niż uczucie i zakochanie, niż tolerancja czy akceptacja, niż „wolne związki” (takie w ogóle nie istnieją!), niż naiwność i niż przeznaczenie. Jezus uczy nas wyrażania miłości w sposób mądry, czyli dostosowany do zachowania danej osoby. Można wymienić pięć typowych grup ludzi, których spotyka Jezus i którym potrafi okazywać miłość w sposób dostosowany do ich zachowań. Pierwsza z tych grup to ludzie szlachetni. Takich ludzi Jezus przytula ich, rozgrzesza, stawia za wzór, chroni, wspiera, chwali, wyróżnia, powierza im ważne zadania. Okazuje im miłość z radością i w sposób, który na ogół traktujemy jako jedyny przejaw miłości. Gdy Jezus spotyka błądzących, to ich nie wspiera, nie okazuje im czułości, nie chwali, nie toleruje, nie akceptuje, lecz stanowczo upomina i wzywa do nawrócenia: „Jeśli się nie nawrócicie, marnie zginiecie”. Gdy spotyka krzywdzicieli, to stanowczo broni się przed nimi i uczy się innych, by się bronili. Gdy Jezus spotyka ludzi przewrotnych, faryzeuszy, to demaskuje ich publicznie, a nie w cztery oczy. Gdy natomiast spotyka ludzi wyjątkowo dojrzałych, którzy kochają bardziej niż inni, to ich wyróżnia i zawierza im wielką władzę oraz los Kościoła.
Co więc należy czynić, by kochać tak, jak kochał Jezus? Po pierwsze, należy z radością wspierać ludzi szlachetnych. Po drugie, należy otwarcie upominać błądzących. Po trzecie, należy stanowczo bronić się przed krzywdzicielami. Po czwarte, należy publicznie demaskować ludzi przewrotnych i cynicznych, czyli takich, którzy chcą żyć kasztem innych ludzi. Po piąte, warto zawierzać swe życie i swój los doczesny wyłącznie tym, którzy potrafią kochać naprawdę i którzy kochają bardziej niż inni. W telefonie zaufania warto podkreślać prawo i potrzebę obrony przed krzywdzicielem. Kto dojrzale kocha człowieka, który krzywdzi, ten powinienem się przed nim stanowczo bronić. Nawet jeśli jest to ktoś bardzo bliski, na przykład mąż, żona, rodzic czy dorastający syn. W obliczu poważnej krzywdy Kościół wprowadza nawet możliwość separacji małżeńskiej jako formę skutecznej obrony przed krzywdą. Krzywdzicielowi okazujemy mądrą miłość właśnie przez to, że się przed nim bronimy, gdyż wtedy ma on jedną ofiarę mniej na sumieniu.
Człowiek dojrzały i szczęśliwy rozumie, że kochać powinniśmy wszystkich ludzi, ale osobiście wiązać powinniśmy się wyłącznie z tymi, którzy potrafią kochać. Dotyczy to zwłaszcza małżeństwa i zakładania rodziny. Małżeństwo zawiera się po to, by dwoje już dojrzałych i szczęśliwych ludzi stał się razem jeszcze bardziej dojrzałymi i szczęśliwymi. Małżeństwa nie zawiera się natomiast po to, by ratować kogoś, kto przeżywa kryzys i nie radzi sobie z życiem, bo nie umie kochać. Od ratowania ludzi w kryzysie są terapeuci, instytucje resocjalizacyjne, ośrodki pomocy społecznej, telefony zaufania, ale nie małżeństwo. Nikt z ludzi nie jest ideałem, ale jeśli ktoś ma poważne problemy ze sobą, to powinien je przezwyciężyć zanim zdecyduje się na ślub. Nie wypełni przysięgi miłości ktoś, kto nie umie kochać. Najpewniejszą drogą do szczęścia jest miłość do małżonka i dzieci. Nic tak nie boli, jak brak miłości w małżeństwie i rodzinie, a z drugiej strony nic tak nie cieszy, jak wierna i radosna miłość między żoną i mężem oraz między rodzicami a dziećmi.
Życie bez radości, w cierpieniu, smutku i osamotnieniu, staje się nieznośnym ciężarem. Właśnie dlatego każdy z nas marzy o radości. Mamy też drugie marzenie — chcemy osiągnąć radość szybko i łatwo, czyli na skróty, zanim nauczymy się kochać. Kto ulega temu drugiemu pragnieniu, ten zwykle czyni to, co oddala od szczęścia: myli radość z przyjemnością. A kto myli radość z przyjemnością, ten nie zazna radości. Przyjemność jest pospolita, gdyż jest osiągalna dla wszystkich ludzi, podczas gdy radość jest arystokratyczna, bo doświadczają jej tylko niektórzy. Przyjemność można osiągnąć wprost. Wystarczy sięgnąć po smaczną potrawę czy się wyspać. Radość jest konsekwencją szlachetnego życia, opartego na miłości, prawdzie i odpowiedzialności. Kto szuka wprost radości, ten jej nie znajdzie, gdyż kieruje się wtedy egoizmem, a nie miłością. Przyjemność jest krótkotrwała, a kierowanie się nią prowadzi często do uzależnień i życiowych tragedii. Przykładem są ci, którzy dla chwili przyjemności popadają w alkoholizm, narkomanię, erotomanię czy hazard. Radość jest równie trwała jak miłość. Nie tracimy jej nawet wtedy, gdy przeżywamy trudności czy niepokoje. Szukanie przyjemności zawęża, a czasem zniekształca nasze pragnienia i aspiracje. Natomiast radość prowadzi do entuzjazmu i poszerza naszą wolność — wolność, by kochać. Tylko człowiek radosny potrafi realizować swoje najpiękniejsza aspiracje, pragnienia i ideały. Im bardziej jest radosny, tym łatwiej kocha i tym bardziej staje się szczęśliwy.
Ludzie, którzy nie szukają niczego więcej, niż tylko przyjemności, znajdują się w rozpaczliwej sytuacji. To przecież znak rozpaczy, gdy ktoś nie ma większych aspiracji niż zaspokojenie potrzeb ciała czy rozładowanie popędu. Początkowo taki człowiek nie zdaje sobie sprawy ze swego rozpaczliwego położenia, ale z każdym dniem staje się coraz bardziej powierzchowny, egoistyczny, zniewolony. Nie potrafi już realistycznie myśleć ani mądrze kochać. Kto chce żyć w radości, ten powinien czynić to, co wartościowe, a nie to, co tylko przyjemne. Radość jest zarezerwowana dla tych, którzy zapominają o sobie i stają się mądrym darem dla innych. Trwała radość płynie z miłości i dlatego największą szansę na szczęśliwe życie mają ci, którzy są zaprzyjaźnieni z Bogiem. Bóg jest Miłością radosną! Syn Boży przyszedł do nas po to, abyśmy mieli w sobie Jego radość i by nasza radość była pełna (J 17, 13). Tylko Bóg może nas nauczyć takiego sposobu życia, który przynosi prawdziwą radość, która jest niespodziewana i nas zaskakuje.
Cała historia ludzkości potwierdza, że w doczesności nie istnieje szczęście osiągalne łatwo, natychmiast, bez wysiłku, bez dyscypliny, bez więzi z Bogiem, bez pracy nad sobą, bez nawrócenia, bez doświadczenia cierpienia. Gdy patrzymy na życie ludzi, którzy doświadczyli wyjątkowego szczęścia i niezwykłej radości, to widzimy, że ich droga do szczęścia była długa i czasem łączyła się z drogą krzyżową. Popatrzmy na kilka przykładów w tym względzie.
Abraham, który gotowy był na utratę największego skarbu, jakim był jego ukochany syn — Izaak. On uczy nas tego, że drogą do szczęścia jest zawierzenie Bogu tych, których najbardziej kochamy i w każdej sytuacji. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że tych ludzi tracimy.
Józef, którego los potwierdza, że czasem dopiero w obliczu doznanej krzywdy ktoś tak rośnie, że spełnia swoje najpiękniejsze sny i że drogi do szczęścia prowadzą czasem przez krzywdę i cierpienie (to nie zasługa krzywdziciela!)
Syn marnotrawny, który sam siebie niemal śmiertelnie skrzywdził i dramatycznie poniżył, jest świadkiem tego, że czasem ktoś dopiero wtedy, gdy sam siebie strasznie skrzywdzi i będzie traktowany gorzej niż świnie, odkrywa swoją godność i powołanie do szczęścia.
Maryja, która zwierzyła Bogu nawet pod krzyżem umierającego w okrutnych mękach Syna, nie wykrzykiwała swego bólu, nie buntowała się przeciw Bogu, lecz w ciszy ufała Bogu do końca, że radość powróci. Na krzyżu Jezus do końca upewnił nas, że każdego z nas kocha nieodwołalnie, a pod krzyżem Maryja upewniła nas, że warto Bogu zawierzyć do końca, nawet wbrew nadziei.
Jan Paweł II, który w dzieciństwie stracił oboje rodziców i jedynego brata i którego niemal śmiertelnie raniono, jest świadkiem tego, że kto trwa przy Bogu, zawsze się upewni, że to Chrystus zwyciężył świat, a nie świat zwyciężył Chrystusa. Papież z Polski wielokrotnie powtarzał słowa, które potrzebne są nie tylko ludziom dzwoniącym do naszego telefonu zaufania, ale także każdemu z nas tu obecnych: „Nawet jeśli jakaś część naszej drogi życiowej okazuje się drogą krzyżową, ale mimo to trwamy w miłości Chrystusa, to także wtedy nasza droga życia pozostaje drogą błogosławieństwa.”
Historie tych wymienionych postaci są dla nas potwierdzeniem tego, że radość płynie z trwania w miłości i że chrześcijanin to ktoś, kogo nic i nikt nie jest w stanie oddzielić od Chrystusa, który jest dla nas błogosławieństwem i życiem.
Każdy z nas chce być szczęśliwy, a skoro nie jest dobrze człowiekowi być samemu, to znaczy, że szczęśliwi są jedynie ci, którzy spotykają się z samym sobą, z bliźnimi i z Bogiem na sposób miłości. Dla naszego losu ważne jest nie tylko to, czy sami kochamy, ale też to, czy wiążemy się z osobami, które kochają. Naszym zadaniem jest pomaganie samym sobie i bliźnim w takim postępowaniu, które prowadzi do szczęścia. Powinniśmy być przyjaciółmi i realistami. Naszym zadaniem jest szukanie realistycznych, a nie łatwych dróg do szczęścia.
opr. mg/mg