Wchodzą przed wami

Homilia / rozważanie na 26 niedzielę zwykłą, rok A

Jakże często spotykamy się z różnymi, raz mniejszymi, a raz większymi, formami niesłowności. A przecież także przez słowa wyraża się nasza miłość bliźniego i odpowiedzialność za świat, w którym żyjemy.

Czasami rzecz dotyczy spraw zupełnie elementarnych, jak choćby zwykłej punktualności, która jest znakiem szacunku dla drugiego człowieka i zrozumienia, że jego czas jest nie mniej cenny niż nasz. Innym razem problem zamyka się w braku odpowiedzialności za słowo. Bo jakże inaczej potraktować sytuacje, w których „zaraz", „za chwilę" czy „jutro" przeradza się w nieokreślone „kiedyś", a czasami nawet w „nigdy"? Pomyślmy choćby o oczekiwaniach związanych z pracą. Choć stają się coraz większe i można by się spodziewać, iż znajdą przełożenie na codzienną odpowiedzialność także na innych płaszczyznach życia, okazuje się, że często wcale tak nie jest.

Ewangelia o dwóch braciach, którzy w skrajnie różny sposób reagują na polecenie swego ojca, pokazuje nam wprawdzie dwie różne postawy wobec pewnego wezwania, ale nie chce nas na nich zatrzymać. Sensem obrazu, który Jezus przedstawia arcykapłanom i starszym ludu, jest przemiana drugiego z synów. Jego postawa na pierwszy rzut oka wydaje się godna potępienia, później okazuje się jednak, że jest on zdolny do nawrócenia i spełnia wolę ojca. Pozory mylą.

„Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego...". Nie jest to, bynajmniej, pochwała nieprawości. Chrystus przypomina nam jednak, że człowiek może powstać nawet z największego upadku. Czasami nawet to właśnie wielki grzech jest początkiem wielkiego nawrócenia i ostatecznie świętości (nierzadko potwierdzonej kanonizacją). Wiele zależy od tego, czy słowa i dobre natchnienia zechcemy potraktować poważnie i wprowadzić w czyn, czy też pozostaniemy przy pustosłowiu. A dotyczy to zarówno spraw wielkich, jak i małych. Ot, choćby zwykłej punktualności lub odpowiedzialności za to, do czego się zobowiązaliśmy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama