Homilia na 5 niedzielę zwykłą roku B
Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała.
Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pospieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
Jezus jest człowiekiem drogi, tłumu, modlitwy w miejscach pustynnych. Ale zaznał także ciepła domu, w którym można być pewnym serdecznego przyjęcia. Pewnie myślicie o Betanii, o gościnie Łazarza, Marty i Marii? Był jeszcze inny dom, w którym Jezus szczególnie czuł się jak u siebie: dom Piotra i Andrzeja w Kafarnaum.
Dzisiejszy tekst jest tak bogaty (opisuje typowy dzień publicznego życia Jezusa), że zazwyczaj nie zatrzymujemy się na jego pierwszym epizodzie, uzdrowieniu teściowej Piotra. A tymczasem jest się nad czym zastanowić.
Marek z pewnością opowiedział to, co usłyszał od samego Piotra.
— Moja teściowa leżała złożona gorączką. Kiedy przyszedł Jezus, powiedziałem Mu o niej, a wtedy On podszedł do łóżka i podniósł ją za rękę; gorączka ją opuściła i zaraz zaczęła nam usługiwać.
Zwróćcie uwagę na dwa słowa: „podniósł ją” i „usługiwała im”. Jako że cud jest zawsze jakimś pouczeniem, ewangelista chce nam dziś pokazać, że moc Jezusa może nas podnieść, abyśmy stali się tymi, którzy służą.
Wszystko zatem dzieje się w „domu”. A kobieta, którą Jezus stawia na nogi, jest jego wspaniałą gospodynią. Kiedy gościem jest Jezus, wszyscy chcą świętować! Na razie obecni są tylko czterej wybrani: Piotr, Andrzej, Jakub i Jan, ale już wkrótce będzie ich dwunastu, a z nimi ich żony i dzieci. I tłum! Marek opowiada dalej: „Tłum się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli”. Nie są to zbyt miłe sytuacje dla pani domu, która widzi, że jej suflet z serem zaczyna opadać.
Wyobrażamy sobie teściową Piotra (szkoda, że nie znamy jej imienia) stawiającą wszystkiemu czoło, jak to czyni tak wiele kobiet, obdarzonych prawdziwym zmysłem gościnności, wymagającym hojności i dyskrecji. „I usługiwała im”. Warto w tym rozważaniu pomyśleć o „tych, które służą”. Być może sami jesteśmy wezwani do tego powołania, a może trzeba, abyśmy zastanowili się nad naszą postawą wobec wszystkich kobiet pełniących z wielkim oddaniem różne posługi.
Rozpocznijmy od kazania: nigdy więcej nie wolno żartować sobie z teściowej. Karykatury i docinki stwarzają niezdrową atmosferę wokół tej bardzo delikatnej roli: nie stawiać syna w sytuacji, w której musiałby wybierać pomiędzy matką a żoną, pomagać synowej z niezwykłą dyskrecją i cierpliwością, opiekować się chętnie wnukami, nie pragnąc ich wychowywać po swojemu. Być może przy okazji tej Ewangelii jest czas, ażeby, wobec Pana, który leczy złe gorączki, zastanowić się nad swoim postępowaniem i słowami.
Kobieta — żona, matka, teściowa czy kobieta niezamężna — często jest panią domu. Gdybym zaproponował jej, żeby wyobraziła sobie, że usługuje teraz Jezusowi i Jego apostołom, pewnie zaśmiałaby się albo zezłościła, bo przecież ludzie, którym stara się ofiarować wikt i schronienie, nie są Jezusem! Ale poczuje słodycz na myśl, że jej misją jest zapewnienie warunków życiowych, dzięki którym apostołowie są szczęśliwi i wypoczęci.
A nas wszystkich, którzy jesteśmy „obsługiwani”, opowieść o kobiecie, która służy, powinna zachęcić do rachunku sumienia. Czy jesteśmy wdzięczni albo choćby po prostu ludzcy wobec kelnerek, sprzedawczyń, urzędniczek? To prawda, nie zawsze są one uprzejme, ale czy nam łatwo byłoby się uśmiechać po wielu godzinach wyczerpującej pracy, w której bylibyśmy narażeni na kontakt z nieuprzejmymi klientami? Może chociaż my moglibyśmy rozjaśnić ich dzień?
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. mg/mg