Bliźni - to podarek miłości Chrystusa

Homilia na 15 niedzielę zwykłą roku C

Bliźni to ten, wobec którego będziesz sądzony.
Bliźni to ten, dzięki któremu wzrastasz, 
to podarek miłości Chrystusa. 
Bliźni to wysłannik Ojca, dowód miłości 
Chrystusa. 
Bliźni to ten,
przez którego Bóg się wypowiada,
przez którego Bóg wzywa,
przez którego Bóg ubogaca
przez którego Bóg mierzy naszą miłość.
(Michel Quoist)

Dzięki przypowieści Pana Jezusa o miłosiernym Samarytaninie słowo "samarytanin" znalazło się w słownikach i funkcjonuje w wielu językach świata jako synonim człowieka miłosiernego, współczującego, spieszącego ze spontaniczną pomocą. Słuchając tej przypowieści, koncentrujemy się zwykle na tym, co Samarytanin dał potrzebującemu pomocy człowiekowi, a czego nie dali mu inni, przechodzący obok niego wcześniej.

A gdyby tak odwrócić opisaną w dzisiejszej Ewangelii sytuację: nie zastanawiać się, co Samarytanin dał, ale co otrzymał. Innymi słowy: kto tu komu bardziej pomógł? Oto widzimy dwóch ludzi - dwóch bliźnich na pustej drodze. Jeden potrzebuje człowieka, aby dał mu pić, przemył jego rany, podniósł z ziemi, zawiózł do gospody, a więc aby ocalił mu życie - to doczesne, ziemskie, które wcześniej czy później i tak nieodwołalnie musi się skończyć (bo przecież "miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt; a większość z nich to trud i marność: bo szybko mijają, my zaś odlatujemy" /Ps 90,10/). Drugi potrzebuje człowieka, aby dostąpić zbawienia, osiągnąć życie wieczne, które nigdy się nie kończy ("Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego" /1 J 3,15/). No więc kto komu tu bardziej pomógł? Kto komu bardziej powinien dziękować?

"Bliźni (...) to podarek miłości Chrystusa", nie zaś przykry obowiązek, ciężar, który trzeba szybko zrzucić, a najlepiej wcale nie brać go na swoje barki. Bo bliźni - to dar, prezent (nawet jeśli czasami kłopotliwy), za który należy dziękować. Bliźni - to nasza droga do nieba. To termometr mierzący temperaturę naszej miłości, to ten, wobec którego będziemy sądzeni. Obyśmy nie usłyszeli kiedyś gorzkich słów Pana Jezusa: "«(...) byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. (...) Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili». I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt 25,42-43. 45b- 46). A jeżeli pojawi się ta jakże ludzka pokusa obliczania zysków i strat: "co ja z tego będę miał, czy mi się to opłaca?", to w kontekście tych Chrystusowych słów odpowiedź jest jedna: jeszcze jak się opłaca!

A czy się uda? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w dzisiejszym pierwszym czytaniu: "Polecenie to bowiem, które ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem. (...) Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić" (Pwt 30,11.14). Pan Bóg stworzył człowieka z miłości i do miłości. Uczynił go dobrym. Brak miłości i zło są przeciwne ludzkiej naturze; są wynikiem pierwszego upadku, grzechu pierworodnego. I dlatego czynienie dobra nie przychodzi nam już tak łatwo, często łączy się z pewnym zmaganiem, przekraczaniem siebie, ale jest możliwe, bo należy do natury człowieka, jest w nią głęboko wpisane.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama