Matka na mocy testamentu

Pomoce do homilii na uroczystość NMP Matki Kościoła

Niech nas nie zwiedzie lakoniczność Ewangelii, która w kilku zdaniach przekazuje bogatą w treść rzeczywistość mającą znaczenie dla każdego z nas oraz dla całego Kościoła; albo ściślej: dla nas jako członków Kościoła. Zauważmy, że opisana przez Jana scena dokonuje się w momencie kulminacyjnym, kiedy Jezus umiera na krzyżu. Rozumiemy, że w takiej sytuacji każde słowo nabiera szczególnego znaczenia. Powiedzmy, że staje się niejako testamentem Jezusa dla wierzących wszystkich czasów; nie byłoby dobrze, gdybyśmy zlekceważyli ostatnią wolę Pana.

Pod Krzyżem stoją trzy kobiety, ale Ukrzyżowany zwraca się tylko do Jednej. To ważna informacja, bo po pierwsze wskazuje na nieprzypadkowość wskazania na Tę właśnie kobietę (wybiera Ją spośród innych), a po drugie zwraca naszą uwagę, że nie wszystkie osoby pod krzyżem, ale jedynie jeden Jan, zostaje oddany Matce jako duchowy syn. Rozumiemy z tego, że Maryja jest Matką uczniów Pana. Bez wahania spowodowanego małą liczebnością Kościoła obecnego pod Krzyżem (jedynie Maryja i Jan, inni uczniowie się rozproszyli), możemy powiedzieć, że Maryja staje się w tym momencie Matką Kościoła. Powiedzmy to inaczej: najpierw jest Matką Kościoła, a przez to Matką wszystkich jego członków. To ważne stwierdzenie, ponieważ dzięki niemu rozumiemy, że nie jest Maryja Matką Kościoła w ten sposób, iżby fakt, że jest Matką dla ciebie i mnie, dla tego i tamtego, powodowała, że w sumie tworzy się całość, że w sumie staje się Ona Matką wszystkich. Najpierw jest Matką Kościoła, i dlatego Matką członków Kościoła, nawet jeśli oni o tym nie wiedzą czy uciekają przed tym, nawet jeśli poddają się słabości i rozpraszają jak uczniowie.

Zgadza się to zresztą z ogólną strategią przyjętą przez Boga — zauważmy, że podobnie jest ze zbawieniem i posłaniem Ducha: Bóg zbawia w Kościele i na Kościół zsyła Ducha, a tym samym na wszystkich Jego członków. Nie jest odwrotnie, nie dlatego twierdzimy, że zbawia w Kościele, iżby Kościół miał być jedynie sumą tych wszystkich ludzi, których pojedynczo zbawił. Podobnie tutaj: ponieważ Maryja jest Matką Kościoła, może być Matką każdego z nas. Synowska z Nią relacja to coś więcej niż sentymentalne uczucia do Niej (choć i one odgrywają niebagatelną rolę): to fakt Jej zrodzenia i duchowego macierzyństwa każdego z członków Kościoła.

Z kolei trzeba dostrzec chronologię wydarzeń: zanim z boku Chrystusowego wypłyną sakramenty, wcześniej — ale nie na tyle wcześniej (np. nie w czasie publicznej działalności), żeby można było te fakty rozdzielić — daje Kościołowi Matkę. Dlaczego akurat teraz, a nie przedtem czy potem (np. po Zmartwychwstaniu)? Bo teraz właśnie następuje zjednoczenie Oblubieńca (Jezusa) z Oblubienicą (Maryją); to już nie Syn i Matka, ale Ewa i Adam, z którego żebra Ona zostaje utworzona; i dlatego zaraz z tego żebra wypłyną krew i woda, sakramenty chrztu i Eucharystii rodzące i utrzymujące przy życiu wierzących. Można by nawet wyciągnąć z tego wniosek, że Maryja jest niejako przed sakramentami, w tym znaczeniu, że gdyby nie dał Jej jako Matki Kościołowi, nie mógłby dać życia sakramentalnego.

I jeszcze: dopiero na Krzyżu daje Kościołowi Matkę, bo dopiero tu i w tym momencie odsłania się największa tajemnica Jego serca, które zresztą zaraz zostanie przebite. Na Krzyżu wypowiada tylko kilka słów, ale wstrząsających i wstrząsająco ważnych. Nie wolno podejrzewać Go o to, że z jedynie ludzkiej troski poleca ucznia i Matkę sobie nawzajem. To byłaby kpina zarówno z całego dramatyzmu zbawczego, który się dokonuje, jak i z Tego, który upominał niewiasty nad nim płaczące za ich sentymentalizm przesłaniający to, co najważniejsze. Rozumiemy, że Maryja uczestniczy w Męce swojego Syna nie jak tamte, ale na zupełnie innym poziomie — przez wiarę uczestniczy w dokonującym się wydarzeniu zbawienia.

Jezus ujrzał ucznia i Matkę, a to zdradza, o czym wtedy myśli czy też mówiąc adekwatniej — bo trudno nazwać myśleniem stan, w jakim pewnie się znajduje — czym żyje w tym szczególnym momencie. Otóż On odchodzi, ale przecież wciąż żyje Kościołem, a więc tym, co zostawia. Jakby nie widział pozostałych kobiet, co jest przecież tym bardziej wymowne, że z Marią Magdaleną wydaje się dobrze rozumieć, ale jak widać jednak nie tak i nie w taki sposób, jak z Maryją; nie na tym poziomie.

I na koniec zobaczmy jeszcze, że Maryja — również jako Matka Kościoła — będzie potem obecna w Wieczerniku; i tak, jak Bóg wszedł na świat przez Nią, tak dzięki Niej działa w Kościele, a przez to w wierzących, z kolei przez Kościół w świecie. Jak pod Krzyżem owocność zbawcza (sakramenty!) były uwarunkowane Jej obecnością, tak również Pięćdziesiątnica wydarzy się dlatego, że Ona będzie razem z apostołami trwała w oczekiwaniu spełnienia się obietnicy Syna, iż pośle Ducha po tym, jak wstąpi do nieba.

Na koniec warto odnotować jeszcze, że bycie Matką Kościoła nie przekreśla bycia „osobistą” Matką każdego wierzącego, a nawet więcej — właśnie to umożliwia. Jan zostaje przez Pana nazwany po imieniu. Po imieniu zwraca się i do nas, i osobiście mnie i ciebie oddaje Matce. Warto byłoby wziąć Ją dziś do swojego domu. Kto Maryję ma za Matkę, temu Jezus staje się bratem.

Tekst ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej”. Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama