O samotnej podróży Kazimierza Nowaka przez Afrykę - 70 lat temu
Czarno-biała fotografia brodatego mężczyzny w tropikalnym kasku na głowie leżała w szufladzie mojej babci wraz z pocztówkami z którejś z afrykańskich kolonii francuskich dziesiątki lat. Był to Kazimierz Nowak, pierwszy człowiek na świecie, który samotnie przemierzył Afrykę. Jego reportaże z podróży drukował m.in. „Przewodnik Katolicki".
Nie wiem dokładnie, jak to się stało, że fotografia i puste pocztówki znalazły się u mojej babci. Jedna z jej sióstr mieszkała na poznańskim Łazarzu i znała rodzinę Nowaka. Jego wyczyn był szeroko komentowany wśród mieszkańców przed wojną, pewnie dostała kilka pamiątek, które przetrwały dziesiątki lat - schowane w szufladzie, jak tysiące innych afrykańskich fotografii Kazimierza Nowaka. Nowak marzył o wydaniu książki-wspomnienia ze swojej pięcioletniej podróży. Dzięki Łukaszowi Wierzbickiemu, który odszukał reportaże Nowaka w przedwojennych czasopismach, dotarł do jego rodziny, zgromadził setki zdjęć i uporządkował cały materiał. Po 70 latach został wydany obszerny tom afrykańskiej opowieści tego nietuzinkowego podróżnika, fotografa i dziennikarza.
Pomysł był szalony. Nawet dziś zupełnie nieprawdopodobny do wykonania, a pomyślmy, że były lata 30., sytuacja niepewna, a Nowak biedny. Nie ma telefonu komórkowego, lekkiego obuwia trekkingowego, syntetycznych ubrań z oddychających tkanin, natychmiast działających leków, lekkiego namiotu i tysiąca innych drobiazgów ułatwiających życie w ekstremalnych warunkach. Ma za to stary rower i marzenia oraz zapał. Ktoś z taką podróżniczą żyłką, zarabiając na życie jako urzędnik w towarzystwie ubezpieczeniowym, musiał się strasznie męczyć. Na dodatek nadszedł kryzys. Kazimierz Nowak postanowił więc połączyć swoje zainteresowania z potrzebami i w latach 20. XX wieku wyjechał za granicę rowerem, aby pracować jako korespondent prasowy i fotograf. W Poznaniu zostawił żonę i dwoje małych dzieci. To w czasie tej europejskiej podróży, na której zresztą niewiele zarobił, wpadł na pomysł przemierzenia całej Afryki. Dla praktycznych poznaniaków koncepcja utrzymania rodziny w ten sposób była kompletnie nie do przyjęcia. Przeważała opinia, że wyjechał z biedy, tak jakby nie umiał „porządnie pracować". Dziś możemy się tylko na to uśmiechnąć. Nowak miał duszę prawdziwego podróżnika, człowieka odważnego i mężnego. Zawsze należy mieć w podziwie kogoś, kto nie boi się realizować swoich marzeń, choćby najbardziej szalonych. Pozostawił po sobie ponad kilka tysięcy fotografii i pisemne świadectwa zmagań, zachwytów i refleksji, które dziś są nieocenionym źródłem wiedzy o kolonialnej Afryce.
Wyrusza w swoją podróż życia w słotnym i deszczowym listopadzie 1931 roku. Najpierw pociągiem do Rzymu, potem statkiem przez Morze Śródziemne do Trypolisu. Od tej chwili porusza się tylko wysłużonym rowerem. Na afrykańskich odludziach ten zwyczajny przecież sprzęt budzi wśród tubylców prawdziwe przerażenie. Rower zresztą jest obładowany bagażem, a po pustynnych piaskach łatwiej go prowadzić, niż na nim jechać. Kazimierz Nowak kieruje się na południe, zamierza dotrzeć do Przylądka Igielnego. Wrócić mógłby prosto do kraju jakimś statkiem, ale postanawia kontynuować wędrówkę inną drogą, zmienia też środek lokomocji, ponieważ rower w końcu całkowicie się rozlatuje. Kieruje się więc na północ, a to jadąc na koniu, a to płynąc czółnem (nazwanym na cześć żony „Maryś"), pokonuje setki kilometrów pieszo, aż wreszcie dosiada dromadera. Dokładnie po pięciu latach dociera do Algieru. Jest znów listopad, 1936 rok, Nowak jest osłabiony nękającymi go atakami malarii, za ostatnie pieniądze kupuje sobie ciepłe ubrania i bilet na statek do Marsylii. We Francji próbuje zarobić, sprzedając m.in. fotografie do gazet, wreszcie dzięki poręczeniom otrzymuje pożyczkę, za którą może kupić bilet na pociąg do Polski.
Umiera rok później. Wycieńczony organizm nie potrafił walczyć z zapaleniem płuc.
„Na ogół są dwie Afryki: jedna na pokaz, druga zaś niedostępna dla ogółu, o której żaden podróżnik nie pisze, choćby ze względu na to, że aby ją poznać, trzeba się wypocić, zaznać głodu i pragnienia, ryzykować zdrowie i życie" - pisze Kazimierz Nowak, podróżnik, który omijał turystyczne drogi, który wymyślił swoją własną trasę, a wrażenia z Afryki prawdziwej zapisywał w notesie i reportażach wysyłanych do kraju. Przygotowując się do tej wędrówki, przeczytał wiele książek i, jak sam przyznaje, zazdrościł krajom kolonialnym ich afrykańskich posiadłości. Tymczasem odkrył inną Afrykę: „biedną i chorą, szarą, czarną, brudną bez granic", wyzyskiwaną przez białych ludzi, co sprawiło, że stał się wrogiem wszystkiego, co niósł ze sobą kolonializm. „Ile razy słyszę słowa: «Jesteśmy narodem kolonizatorów!», stają mi przed oczyma duszy obrazy naprawdę czarnej Afryki, męczonej i gnębionej, milionowych rzesz tubylców okradzionych z ziemi i swej dawnej moralności, całych szczepów i ras przez zbrodniczą cywilizację zatraconych". Misjonarze - to jedyni biali ludzie, którzy przyjmowali go ciepło i których pracę doceniał.
Pisze o takiej właśnie Afryce: dzikiej, niedostępnej, nieupiększonej. Wybierał drogi nieuczęszczane, namiot rozbijał za miastami, wybierał samotność. Czasem spotykał tubylców, zachodził do wiosek po żywność, poznawał Pigmejów, Tuaregów, Buszmenów, coś zjadł, posłuchał opowieści. „Wiele dni przyszło mi spędzić w gościnie w pierwotnych wioskach tubylczych i nierzadko bardzo miłe były to chwile" - wieczorami skrupulatnie opisywał zwyczaje i swoje refleksje. Daleko mu jednak było do sentymentalizmu, prostolinijnie i szczerze zauważał wady mieszkańców Czarnego Lądu. Po dwóch i pół roku dotarł na Przylądek Igielny, gdzie obozował przez trzy dni. „Skądś napłynęło pytanie, czy zdołam dotrzeć z powrotem do Polski? Przede mną nowych kilkanaście tysięcy kilometrów pustyń, puszcz, dzikich dżungli i lasów dziewiczych. Nowe kraje, nowe ludy i nowy znojny trud przede wszystkim. Napotkam bez wątpienia grząskie, zdradliwe bagna, pełne wszelkiego paskudnego robactwa. Przyjdzie mi się zmierzyć z niejednym zgłodniałym niebezpiecznym drapieżnikiem. Nieraz stanę w obliczu głodu, udręki, pragnienia i niepojętych cierpień choroby. Ileż razy obudzi mnie i nie pozwoli zasnąć przenikliwy chłód nocy? Jak wiele pogrążonych w duszącej spiekocie dni marszu mnie czeka? (...) o Boże! Prowadź! Tęskno już do kraju, do swoich".
W ciągu pięciu lat Kazimierz Nowak pokonał 40 tysięcy kilometrów Czarnego Lądu. Pragnął ze swoich zapisków i fotografii ułożyć książkę. Przed śmiercią jednak zdążył wygłosić zaledwie kilka odczytów. Po wojnie starania podjęła jego córka i w latach 60. wydano album „Przez Czarny Ląd" z fotografiami Nowaka. Dopiero trzecie wydanie przygotowanej do druku przez Łukasza Wierzbickiego książki „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd" jest realizacją marzenia skromnego podróżnika z Poznania. Temu wydawnictwu towarzyszy także książka z opowieściami o przygodach Nowaka dla dzieci pt. „Afryka Kazika". Każdego wakacyjnego podróżnika zapraszam do tego, żeby przy okazji pobytu na Dworcu Głównym w Poznaniu zatrzymał się przy tablicy pamiątkowej w kształcie kontynentu afrykańskiego i wspomniał Kazimierza Nowaka, który tutaj właśnie rozpoczął największą przygodę swojego życia. „Dużo przede mną dni jeszcze nad wyraz trudnych i nocy strasznych. A jednak pójdę!"
Cytaty pochodzą z książki: Kazimierz Nowak, „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936", Poznań 2008
Zainteresowanych zapraszam na stronę:
www.kazimierznowak.pl
opr. mg/mg