Dziecko chce być słyszane

O wychowywaniu własnych dzieci

Trudną sztukę wychowania studiują systematycznie tylko niektórzy, a uprawiają w życiu prawie wszyscy, szczególnie rodzice. Im bardziej ogólnie mówi się o wychowaniu, tym bardziej wpada się w banały. Natomiast wejście w problem szczegółowy grozi zagubieniem w dżungli hipotez i różnorodnych odpowiedzi.

Rodzicielstwo podejmuje człowiek najczęściej do tego zupełnie lub słabo przygotowany. Nawet jeśli szczerze pragnie dziecka, to co najwyżej przegląda broszury dotyczące higieny, pielęgnacji i żywienia niemowląt. Te konkretne zagadnienia łatwo zresztą przedstawiać rzeczowo i praktycznie.

A wychowanie? Potocznie jest przyjęte, że miłość do dziecka podyktuje najodpowiedniejsze metody. Dlatego głównie rodzice powtarzają własne wychowanie, to znaczy podejmują wobec dziecka takie same zachowania, jakie stosowali wobec nich rodzice, powtarzający z kolei zachowania swoich rodziców, naszych dziadków. Wprawdzie to zachowanie nie jest identyczne. Mogą być dwie wersje spontanicznego wychowania. Pierwsza, „na tak”, już wspomniana. Druga wersja, „na nie”, kiedy usiłują oni działać wprost przeciwnie niż ich rodzice, pamiętając różne bolesne przeżycia z własnego dzieciństwa. Niezależnie od tych dwu świadomych programów, rodzice powtarzają impulsywnie wiele zachowań, zapisanych w pamięci podświadomej.

Kto ma czas systematycznie przygotowywać się do wychowania własnego dziecka? A przecież dziecko nie może w domu tylko rosnąć. Ono ma być wychowywane. Nie wystarczy tu tylko intuicja, czy działania impulsywne. Wychowanie w czasach współczesnych staje się sprawą wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Stąd ogromne zapotrzebowanie na pedagogizację rodziców, czyli popularyzowanie wiedzy związanej z rozwojem i wychowaniem dzieci. Stąd też pochodzi niniejsza rubryka w „Czasie Miłosierdzia”.

Pragnę zwrócić uwagę rodziców i wychowawców na bardzo ważny aspekt w wychowaniu, jakim jest rozumienie dziecka. Żeby je zrozumieć, trzeba je najpierw usłyszeć, a to jest nie lada zadanie. Zwróćmy uwagę, że

pomiędzy tym, co myślę

tym, co chcę powiedzieć

tym, co mówię

tym, co chcesz usłyszeć

tym, co słyszysz

tym, co chcesz zrozumieć

tym, co rozumiesz

jest tyle możliwości, aby się nie zrozumieć.

Jest to prawdziwe w świecie dorosłych, a jeszcze bardziej w relacji dorosły - dziecko.

W słuchaniu ujawnia się szacunek, liczenie się z drugą osobą, co rodzi w dziecięcym rozmówcy poczucie, że jest partnerem w dialogu, istotą posiadającą godność osobistą. Zastanówmy się przez chwilę, czy potrafimy wysłuchać uważnie dziecko, czy młodego człowieka? A jak można wyobrazić dobrą komunikację bez uważnego słuchania? Podkładamy zwykle nasze treści pod to, co słyszymy. Jest to do pewnego stopnia konieczne, ale też przeszkadza w odbieraniu istotnych treści przekazywanych w procesie komunikacji.

Dziecko, które było wielokrotnie niezrozumiane czy odepchnięte, może dojść do wniosku, że z tą osobą (choćby najbliższą) nie warto rozmawiać. Taka reakcja dziecka może być spowodowana zwracaniem uwagi na to, co jest nieistotne dla niego, zmianą niewygodnego tematu albo przedwcześnie ujawnioną reakcja uczuciową, zanim ono zdołało wyłuskać cały problem.

Być może trudności w rozmowie z dzieckiem rozgrywają się poniżej progu uwagi, czy świadomości zarówno dziecka, jak i naszej. Wystarczy jednak, że od dziś włączymy w kontakt z dzieckiem zasadę słuchania do końca, wyjaśnienia tego, co nie całkiem zrozumiałe, i okazania tego, co zostało zrozumiane.

Wzorem uważnego słuchania jest Maryja. Ona to pozdrowiona przez Anioła „zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie” (Łk 1, 29). Słuchała uważnie całego przesłania, przyjmując je i dopiero, gdy Anioł zamilkł wyraziła siebie, swoje TAK. Domagała się najpierw pełnego zrozumienia przesłania i dopiero potem działała, podjęła zadanie tak cenne w całokształcie naszego odkupienia. Starajmy się ją naśladować, a dziecko będzie lepiej słyszane.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama