Chrześcijanin - człowiekiem głębi

O wychowaniu człowieka do umiejętności odnalezienia i realizacji swego powołania życiowego

Swoje ostatnie — jak się okazało — orędzie na kolejny, czterdziesty drugi Tydzień Modlitw o Powołania (17-23 kwietnia 2005) Jan Paweł II zatytułował: Powołani, by wypłynąć na głębię. Tekst ten Ojciec Święty napisał 11 sierpnia 2004 r., a z perspektywy czasu wiemy, że właśnie to orędzie okazało się papieskim testamentem w odniesieniu do duszpasterstwa powołań. W tym pożegnalnym orędziu Jan Paweł II zaprasza wszystkich ochrzczonych, by wypłynęli na głębię spotkania z Jezusem, na głębię modlitwy i prawdy o sobie, na głębię życia i miłości. Własnym życiem i sposobem powracania do Ojca Papież - Polak odsłonił nam niezwykłe piękno człowieka, który wypływa na Bożą głębię i kocha bardziej niż inni.

Być chrześcijaninem to z definicji wypływać na głębię. To odkryć, że nasze życie nie jest dziełem przypadku, ani banalnym epizodem w historii świata. Być chrześcijaninem głębi to odkryć, że Bóg stworzył mnie z miłości, że kocha mnie nad życie i że chce także w moim życiu — jak w życiu Maryi — czynić wielkie rzeczy, czyli odsłaniać swoją historię miłości. Ewangelia to Dobra Nowina o tym, że wszyscy jesteśmy powołani do wielkiej miłości, której uczy nas Bóg i którą On pierwszy nas pokochał. Człowiek głębi rozumie, że sensem jego życia nie jest szukanie tego, co wygodne czy realizowanie własnych planów, ale pójście za Bożymi marzeniami, bo one przekraczają nasze najpiękniejsze ludzkie marzenia i aspiracje. W każdym z nas jest coś z miłości i z egoizmu, ze świętości i grzeszności, z Bożej wielkości i z ludzkiej małości. Gdy wsłuchujemy się — jak Maryja — w wolę Bożą i ją wiernie pełnimy, wtedy rzeczywiście wypływamy na głębię i stajemy się więksi od samych siebie.

Na początku trzeciego tysiąclecia często mówi się o kryzysie małżeństwa, kapłaństwa czy życia zakonnego. Tymczasem w kryzysie nie są te podstawowe formy chrześcijańskiego powołania, lecz człowiek. Ten, kto nie wypływa na głębię, ten nie dorasta do żadnego powołania. W konsekwencji taki człowieka szuka „wolnych związków”, czyli związków nietrwałych, niewiernych i egoistycznych, gdyż boi się każdej formy życia, która wymaga miłości ofiarnej i wiernej aż do śmierci. Warto przyjrzeć się współczesnym uwarunkowaniom społecznym oraz indywidualnym, aby określić na ile utrudniają one, a na ile ułatwiają wypłynięcie na głębię chrześcijańskiego powołania do małżeństwa, kapłaństwa czy życia konsekrowanego.

Uwarunkowania społeczne

Uwarunkowania społeczne, które ułatwiają lub utrudniają wypływanie na głębię, to przede wszystkim dominująca kultura oraz związany z nią sposób patrzenia na człowieka. Obecnie modna jest tak zwana niska kultura, która prowadzi człowieka na płyciznę więzi i wartości. Ta niska kultura promuje egoistyczny indywidualizm oraz subiektywizm doprowadzony do granic bezmyślności. Właśnie stąd bierze się podatność współczesnego człowieka na absurdalne ideologie, które zachwalają relatywizm moralny i pustkę aksjologiczną, a tolerancję i demokrację stawiają ponad miłością, prawdą i odpowiedzialnością. W konsekwencji coraz więcej ludzi ma wypaczone sumienia i przeżywa bolesne zranienia moralne. Coraz więcej też ludzi szuka jedynie chwilowej przyjemności oraz podąża za iluzją łatwego szczęścia.

Na szczęście coraz więcej chrześcijan - także młodych — wypływa na głębię i szuka wysokiej kultury, inspirowanej Ewangelią oraz opartej na naśladowaniu Chrystusa. Przejawem takiej kultury głębi jest ewangeliczny radykalizm wielu grup formacyjnych oraz różnych środowisk katolickich. Wypływanie na głębię dokonuje się w grupach modlitewnych, w zaciszu domów formacyjnych i rekolekcyjnych, w pogłębionym życiu sakramentalnym, w ofiarnym włączeniu się w wolontariat i różne formy bezinteresownej służby na rzecz bliźnich. Symbolem wysokiej kultury stały się światowe dni młodych, które gromadzą setki tysięcy nastolatków ze wszystkich regionów świata. Równie czytelnym znakiem są różnego rodzaju ruchy czystych serc, które skupiają młodych ludzi zafascynowanych ideałem czystości i wierności.

Wychowanie w rodzinie

Postawa rodziców wobec dzieci oraz styl wychowania w rodzinie to istotny czynnik, który ułatwia lub utrudnia wypłynięcie na głębię chrześcijańskiego powołania. Również w tym aspekcie dominują postawy, które prowadzą na płyciznę. Dominuje bowiem wychowanie oparte na populizmie pedagogicznym i na idealistycznym patrzeniu na człowieka jako kogoś, kto rozwija się w sposób spontaniczny i bez wysiłku. Wielu współczesnych rodziców uwierzyło w mity o wychowaniu bezstresowym, o prawach dziecka bez obowiązków czy o neutralności światopoglądowej szkoły i to pomimo tego, że Konstytucja RP stwierdza, iż niektóre światopoglądy są wręcz przestępcze (chodzi o faszyzm i komunizm). Naiwni rodzice próbują kochać swoje dzieci, ale nie stawiają im wymagań. W konsekwencji nieświadomie promują egoizm, arogancję, lenistwo i niezdolność do miłości.

Z drugiej strony coraz więcej rodziców wyciąga wnioski z porażek dominującego obecnie wychowania przez... brak wychowania i decydują się wypłynąć na głębię. Tacy rodzice dojrzale kochają swoje dzieci i w konsekwencji stawiają im wymagania. Od swoich synów i córek wymagają szlachetności, pracowitości i odpowiedzialności. Przyprowadzają swoje dzieci do Chrystusa. Uczą je myśleć i kochać tak, jak On. Prowadzą na ewangeliczną głębię więzi i wartości. Cierpliwie towarzyszą w odkrywaniu i realizowaniu Bożego powołania do miłości i to niezależnie od tego, czy jest to powołanie do małżeństwa i rodziny, czy też do kapłaństwa albo życia zakonnego. Tacy rodzice wiedzą, że ich dzieci są większe od ich marzeń i że nie zostały stworzone na ich obraz i podobieństwo. Wiedzą też, że pierwszą formą miłości rodziców do dzieci jest wzajemna miłość między małżonkami.

Uwarunkowania indywidualne

W pewnym sensie najważniejszym czynnikiem, który wpływa na sposób przeżywania życia jest samowychowanie, czyli praca nad własnym charakterem. Rodzice, szkoła, parafia, a także kultura, moda czy środki społecznego przekazu tworzą kontekst, w którym rozwija się młody człowiek. Ale ostatecznie to każdy z nastolatków decyduje o tym, czy wypłynie na głębię, czy też zadowoli się płycizną życia, typową dla ludzi niedojrzałych, zaburzonych czy uzależnionych. W dziedzinie wychowania nie ma determinizmu. Oznacza to, że ktoś pochodzący z patologicznej czy rozbitej rodziny może wypłynąć na głębię miłości i odpowiedzialności, a ktoś wychowywany w trwałej i szczęśliwej rodzinie może popaść w kryzys czy pójść na łatwiznę.

Rodzice i inni wychowawcy udzielają dziewczętom i chłopcom pomocy wychowawczej, ale to od danego wychowanka zależy, czy i na ile skorzysta z tej pomocy oraz czy podejmie trud samowychowania. Również w tej dziedzinie - podobnie jak w odniesieniu do kultury i wychowania w rodzinie — zauważamy polaryzację postaw. Znaczna część dzieci i młodzieży próbuje żyć „na luzie”, kierując się bezkrytycznie ciałem i emocjami lub naiwnie naśladując tak zwaną większość społeczeństwa. Mamy wtedy do czynienia z niskim samowychowaniem, które polega na czynieniu tego, co łatwiejsze, a nie tego, co wartościowsze. Tego typu młodzi chcą dużo mieć, ale nie mają aspiracji, by kimś być, zwłaszcza kimś wartościowym i wiernym. W konsekwencji są puści duchowo. Nie wiedzą, kim są, ani po co żyją. Używają wolności w taki sposób, że ją tracą. Karmią się ideologiami i wzorcami, które niszczą w nich miłość i świętość. Ranią siebie i innych. Nie są zdolni zrealizować żadnego powołania. Popadają w skrajną rozpacz, jaką jest obojętność na własny los.

Na szczęście spotykamy coraz więcej młodych ludzi, którzy z imponującą wytrwałością pracują nad własnym charakterem. Odkrywają wtedy, że sensem ich życia jest być, a nie mieć. Stają się na co dzień darem dla Boga i ludzi. Od Chrystusa uczą się modlić, myśleć, kochać i pracować. Wiedzą, że bezinteresowna miłość to szczyt rozwoju, a nie przejaw naiwności czy zbędnego poświęcenia. Tacy młodzi rozumieją, że musi w nich umrzeć coś z egoizmu i grzechu, żeby mogli radykalnie naśladować Chrystusa i żyć na miarę Bożego powołania. Wiedzą, że życie zaczyna się od poczęcia, ale radość zaczyna się od miłości. Są roztropni. Dążą do świętości, ale nie do nieosiągalnej doskonałości. Mają świadomość, że świętość to naśladowanie Boga, a dążenie do doskonałości, to dążenie do bycia jak Bóg. Tacy młodzi są zdyscyplinowani i czujni, pielęgnują osobistą przyjaźń z Chrystusem i ze szlachetnymi ludźmi. Wzrastają w łasce u Boga i u ludzi oraz są zdolni do tego, by odkryć i zrealizować każde powołanie, jakie Bóg im zaproponuje.

Nie ma przyszłości bez głębi

Obserwując sytuację poszczególnych osób, rodzin i całego społeczeństwa, dostrzegamy coraz większą polaryzację zachowań i postaw. Widać to szczególnie wśród młodych. Część z nich zadawala się życiem na płyciźnie, szuka niskiej kultury, otrzymuje powierzchowne wychowanie i ucieka od pracy nad sobą. Tacy ludzie nie są zdolni do przyjęcia dojrzałej miłości, ani do pokochania innych taką miłością. Nie są w stanie być odpowiedzialnymi małżonkami i rodzicami, ani szlachetnymi księżmi czy osobami konsekrowanymi. W konsekwencji skazują samych siebie na kryzys życia i na bolesne cierpienie. Z drugiej strony pojawia się coraz silniejsza elita młodych ludzi, którzy wypływają na głębię prawdy i miłości. Stają się arystokratami ducha i stanowczo dążą do świętości. Zakładają trwałe i szczęśliwe rodziny lub szlachetnie podążają za powołaniem kapłańskim czy zakonnym. Przyszłość należy do tych, którzy mają odwagę pójść w radykalny sposób za Jezusem i wypłynąć na ewangeliczną głębię życia, więzi i wartości.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama