Wychowanie dziecka to „zabawa w chowanego”: stałe odkrywanie i wydobywanie ukrytych zdolności

Rodzicielstwo bliskości – jako idea odpowiadająca rozwojowi psychologii i nauk społecznych – oddala nas od greckiej koncepcji paidei jako hodowli, a przybliża do wychowania w oparciu o relacje.

Wiele pokoleń dzieci doskonale zna zabawę w chowanego. Łatwo było ją zorganizować na podwórkach, w parkach, szkołach, na wyjazdach kolonijnych, w dużych domach i małych mieszkaniach. Miejsce, a nawet pora dnia nie były ważne. Wręcz – im dziwniejsze miejsce i późniejsza pora, tym było ciekawiej. Co było istotne? Towarzystwo. Samemu przecież tej przygody nie dało się przeżyć.

Wychowanie realizuje się w grupie

Wiele dziecięcych zabaw odbywa się właśnie w grupie – mniejszej, większej, ale głównie wśród innych. Nie zawsze tak jednak jest, wszak są takie dzieci i tacy dorośli, chociażby ze spektrum autyzmu, dla których współpraca w grupie jest wyzwaniem na różnych polach. Wyjątek stanowi także taki moment rozwojowy, gdy typowym zjawiskiem jest zabawa indywidualna. W zasadzie jednak dążymy do tego, aby przebywać i umieć przebywać z innymi. Grupa zazwyczaj pozwala nam odnaleźć i lepiej zdefiniować siebie, w jej ramach obserwujemy swoje reakcje i relacje, uczymy się współpracy, podporządkowania, liderowania, rezygnacji z siebie, egoizmu, tego, jak trwać i przetrwać. Doświadczamy odrzucenia, krytyki, ale też pochwał i akceptacji. To z pewnością prawdziwa szkoła życia.

Pierwszym miejscem i pierwszą grupą, która wyposaża nas w niezbędne dla nas w przyszłości cechy i umiejętności, jest niezmiennie od pokoleń rodzina. Przy tym rodzeństwo funkcjonuje w zdrowym, rodzinnym układzie bardziej jak rówieśnicy. Zatem to rodzice mają w tym aspekcie inną rolę. Tylko jaką?

Współczesnym rodzicom nie jest łatwo znaleźć prostą i jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Wciąż wielu z nich sprowadza swoją rolę do pierwotnego rozumienia słowa wychowanie: wyżywić, odchować, kształtować na człowieka. Czy trzeba czegoś więcej? Przez pokolenia dzieci rodziły się w rodzinach i były przy rodzicach aż do ich śmierci. Tak zwane rodziny wielopokoleniowe na przestrzeni dziejów były częściej spotykane niźli aktualne wyobrażenie samodzielnej, samowystarczalnej i samostanowiącej rodziny.

Wychowanie w pierwotnym znaczeniu było łatwiejsze w grupie – wszak w grupie łatwiej wyżywić, mieć wpływ, kontrolować; łatwiej przekazać ideały, wartości i zasady obowiązujące w danej społeczności; łatwiej też zapewnić bezpieczeństwo, rozwój, a nawet pracę. Właśnie z powodu znaczenia pracy przez wiele wieków dzieci były w rodzinach traktowane jak mali dorośli. Kiedy tylko były już w stanie, razem ze swoimi rodzicami zaczynały pracować, aby współtworzyć rodzinę i wspólnie za nią odpowiadać. Wychowywały się jakby przy okazji, współuczestnicząc w zwykłym życiu dorosłych – najpierw mu się przyglądając, potem towarzysząc, a następnie zastępując swoich rodzicieli w obowiązkach, zaszczytach i trudach.

Idea wychowującej wioski sprawdzała się i sprawdza po dziś dzień w wielu zakątkach świata. Świadomość, że nie jesteśmy sami w procesie wychowywania, pomagała i pomaga nadal, tylko nieco zmienia się obraz. Rodzicielstwo bliskości – jako idea bardziej odpowiadająca rozwojowi psychologii i nauk społecznych – oddala nas od greckiej paidei (dosłownie: hodowla), a przybliża do relacji.

Liczą się relacje

Współczesna pedagogika traktuje wychowanie jako zespół procesów i oddziaływań zachodzących między osobami, które pomagają im w rozwoju – co ważne, osoby te są sobie równe w godności, prawach i człowieczeństwie. Liczą się dialog, empatia i relacja. Cel osiągamy na drodze współodpowiedzialności, zaufania, wolności i godności. Z pewnością takie ujęcie stawia dziecko na pozycji podmiotu, a nie przedmiotu w procesie wychowania i przyczynia się do znaczących kroków na rzecz walki z przemocą wobec dzieci czy z odbieraniem im szansy na edukację, w miejsce której były kierowane do pracy, a także przyczynia się do troski o prawa dziecka, czego owocem jest Deklaracja Praw Dziecka z 1959 r.

Wydaje się jednak, że zamiast ułatwiać rodzicielskie zadanie w codzienności, ta obecna wizja wychowania nastręcza większych wyzwań i problemów nie tylko rodzicom, ale również wszystkim, którzy pracują z dziećmi i młodzieżą. Dylematy typu: jak zachować autorytet, znaleźć czas na pracę i bliskość z dziećmi, jak dbać o rozwój dzieci, nie zaprzepaszczając przy tym energii i znajdując czas dla siebie, jak odpoczywać bez wyrzutów sumienia, jak egzekwować coś od dziecka, jak je karać i nagradzać – towarzyszą współcześnie każdemu, kto ma do czynienia z wychowaniem. A lista wątpliwości wcale się nie kurczy.

Jak sobie zatem w tym wszystkim radzić? Jak odnaleźć siebie, spokój, jasność drogi i celu? Sprawa wydaje się skomplikowana o tyle, że w tych poszukiwaniach czujemy się samotni, bezbronni i pozostawieni sami sobie. A przecież nie powinniśmy, skoro wiedza dostępna jest na wyciągnięcie ręki. Rodziców w edukacji wspiera szkoła, na rynku dostępnych jest też wiele ofert szkoleń i warsztatów z zakresu opieki nad dziećmi, wychowania, rozwoju. Istnieją ponadto grupy wsparcia, w ramach których rodzice współtowarzyszą sobie nawzajem w codziennych zmaganiach. Może jedyne, czego brakuje, to czas i siły na dodatkowe zajęcia.

Hierarchia spraw

Tymczasem, jak powiedział Goethe: „Spraw, które się najbardziej liczą, nie wolno pozostawić na łasce spraw mniej ważnych”. Dlatego – w myśl wskazówek Stephena Coveya zawartych w książce 7 nawyków skutecznego działania – stawiaj na pierwszym miejscu sprawy najważniejsze. A na pewno należą do nich wychowanie i rodzina. Zdanie sobie z tego sprawy może uporządkować i ukierunkować nasze dążenia w staraniach o to, by być dobrym rodzicem, skutecznym wychowawcą. Ważne, aby miejsce bierności i liczenia na to, że „jakoś to będzie”, zajęło działanie. Po drugie, warto zdać sobie sprawę z celowości wychowania naszych dzieci – zamiast podejmować działania nastawione wyłącznie na tu i teraz, tylko gasząc wybuchające pożary, warto im zapobiegać, ale i myśleć o tym, co robić, gdyby jednak do nich doszło. Po trzecie – choć może najważniejsze – dobrze jest posiadać hierarchię wartości i wiedzę o tym, co się naprawdę liczy, a nie podążać za przyjemnościami, wygodnictwem i wszelkiego rodzaju czasopochłaniaczami. Po czwarte, należy dbać, aby każdy czuł, że może coś osiągnąć, że jego zdanie się liczy – siła i władza są ważne, ale nie w każdej sytuacji. Kiedy uczymy się nawzajem tego, że potrzeby każdego są ważne i należy o nich rozmawiać i szukać wspólnych rozwiązań, stajemy się sobie nie tylko bliżsi, ale dodatkowo uczymy się kreatywności, kompromisów, słuchania i dialogu. Piątym elementem, niezbędnym we współczesnym wychowaniu, jest wspomniana już wcześniej empatia. Jednak, aby być świadomym tego, co czują inni, musimy najpierw rozumieć w tym zakresie samych siebie.

Na warsztatach umiejętności wychowawczych, prowadzonych w myśl pedagogiki Gordonowskiej, można usłyszeć, że świadomość uczuć rodzi świadomość zachowań. Zatem im większa będzie nasza samoświadomość, tym bardziej klarowny damy przykład do naśladowania naszym dzieciom i tym łatwej będziemy je sami rozumieć. W tym wszystkim ważna jest ponadto współpraca, jedność, relacja – po prostu synergia, która na wzór symfonii pozwoli nam wszystkim zaistnieć na równi, tworząc niesamowity, zwielokrotniony efekt. I na koniec pamiętać należy o zasadzie: maska tlenowa w samolocie zawsze najpierw dla rodzica, czyli w Coveyowskim wydaniu: „naostrz piłę”. W codzienności sprowadzi się to do zadbania o siebie – bez egocentryzmu, ale ze zdrowym egoizmem – aby mieć siłę na dalsze wychowawcze zmagania.

Całość wizji wychowania może przytłoczyć, przygasić, a nawet pokonać i rozłożyć na łopatki już w pierwszej rundzie. Tymczasem dobrze jest pamiętać, że w wychowaniu chodzi o odkrycie, znalezienie, wydobycie z ukrytych w dziecku – zdolności na miarę jego możliwości; piękna, które w sobie ma; potencjału, który posiada i którym kiedyś podzieli się ze światem. Wówczas, i chyba tylko wtedy, wychowanie będzie nam się bardziej kojarzyło z przyjemną grą w chowanego, do której dążymy sami i do której potrzebujemy innych, by mogła być wspaniałym wspólnym przeżyciem.

 

Civitas Christiana nr 1 / styczeń-marzec 2024

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama